[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się już wyleczyć.
- Powiedzcie mi - mówił - na co takie życie? Pięć lat spędziłem w sanatoriach,
a nic się nie polepsza, przeciwnie, jest coraz gorzej. Przecież ja i tak nie będę żył, a
tylko niepotrzebnie się męczę... Nie wiem, dlaczego ludzie mają takie przywiązanie
do życia. Męczy się taki, ale chce żyć, wiedząc, że już nic go nie uratuje. Kosztem
wielkich cierpień stara się przedłużyć życie chociaż o kilka tygodni, kilka dni, a
nawet kilka godzin. Wierzą w cuda. Warto byłoby pocierpieć, gdybym wiedział, że
czekam chwili wynalezienia leku, który potrafi całkowicie wyleczyć gruzlicę. Ja już
mam dosyć wszystkiego. Następnym razem urządzę tak, że mnie nie odratują.
- Niemądry, co ci chodzi po głowie! - mówiłem. - Widziałem już ciężej
chorych. Leczyli się, wyszli z sanatorium, pracują... - Opowiedziałem przypadki, z
którymi zetknąłem się na oddziale chirurgicznym. Ale Antoś nie dał się przekonać.
Tamci mieli szanse. Jak w grze w karty. Ciągnęli ostatnią-kartę, która miała
zdecydować o wygranej lub przegranej. Dla mnie tej ostatniej karty zabrakło. Ja już
się na operację nie nadaję...
Tak, doświadczenie długiego leczenia działa przeciw nam. Człowiek zna
dokładnie swój stan zdrowia i w przybliżeniu może przewidzieć, ile mu jeszcze
pozostało życia. Dla wielu pacjentów lepiej byłoby, żeby tych rzeczy dokładnie nie
znali.
Mnie ta świadomość nie przeraża. Oswoiłem się i czekam spokojnie na to, co
będzie dalej.
- Przecież u pana jest stabilizacja - pociesza mnie doktor.
To się dopiero okaże. Rozpuszczam odmę, a w plwocinie stwierdzony prątki.
Dziura w płucu była duża, stara i z otoczką. Nie byłbym zdziwiony gdyby się nie
zrosła. Wtedy operacja i trzy lata odmy poszłyby na marne. Cóż... I tak dobrze, bo
gdyby nie operacja, już bym od dawna kwiatki od spodu wąchał!
Mają mi ronić bronchoskopię. Doktor przewiduje zmiany w oskrzelach.
Muszę się zgodzić, chociaż podobno  łykanie rury nie jest zbyt przyjemne.
Odwiedziłem Antosia. Jest w depresji i wciąż mówi o samobójstwie. W
poprzedniej rozmowie zbił moją argumentację: Tym razem dałem inny przykład:
- Mam kolegę; który jak ty od dziesięciu lat choruje na gruzlicę. Też ma ropę i
dreny, a jednak nie rezygnuje z walki o życie. Przed trzema laty już umierał. Lekarze
stwierdzili, że to konanie, i zrezygnowali z ratunku. Jeden tylko dla spokoju sumienia
nie zrezygnował. Podał jakieś leki, zastrzyki i zrobił transfuzję krwi. Chłopak żyje. Z
ropą, z drenem - ale żyje i nie ma zamiaru w najbliższym czasie umierać.
- Pan to nazywa życiem? - mówi Antoś. - Z ropą, z drenem, przykuty do
łóżka, przywiązany rurą da kranu - to jest życie? To nie jest życie...
Po kilku dniach, rano, zdenerwowani chorzy podawali sobie wiadomość, że
Antoś z separatki nie żyje. W nocy przeciął sobie żyły. Gdy nad ranem zaalarmowano
personel dyżurny, Antoś już nie żył. Spełnił obietnicę, że:  Teraz zrobię tak, żeby
mnie nie odratowali .
Zdecydowano. Mam  łykać rurę , a fachowo po lekarsku taki zabieg
nazywają bronchoskopią.
W plwocinie wykryto prątki, Z miejsca zalecono PAS., hydrazyt i
streptomycynę.
W czasie swojej choroby połknąłem już kilka tysięcy tabletek PAS-u...
Doszedłem w tym do wielkiej wprawy. Inni do porcji leków muszą wypić pół wiadra
herbaty - mnie wystarczy łyk płynu. Gorzej ze streptomycyną wywołuje u mnie
zaburzenia pamięci i systemu nerwowego. Znam już to uczucie z poprzednich kuracji.
Dopiero w jakiś czas po zakończeniu kuracji wracam do normalnego stanu.
- Chłopaki! - powiadam. - Dzisiaj  łykam rurę .
- Uważaj, żebyś się nie udławił - mówi Tadzio - i żeby ci nie wyłamali
Zębów, bo potrafią tak nacisnąć na szczękę, że aż zęby trzaskają. Mnie w ten Sposób
wyłamali ten ząb - dodał,, pokazując puste miejsce po zębie.
- Brak mi już tylu zębów - odpowiedziałem - że jeden mniej czy więcej tnie
stanowi wielkiej różnicy...
- Teraz jesteś taki wesoły, ale chciałbym zobaczyć cię po zabiegu!
- Dobrze - odpowiadam. - Po  rurze zamelduję się u ciebie na werandzie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl