[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drogi, ale również od najbliższego ogrodowego muru.
Zapewne po to, by nabrać odwagi, wdrapałem się na jeden z dębów wyżej niż
kiedykolwiek wcześniej. Usadowiwszy się dumnie pośród gałęzi, zauważyłem, iż roztacza się
stamtąd widok na ogrody sąsiednich domów. Pamiętam, że tkwiłem tam przez jakiś czas z
twarzą owiewaną podmuchami wiatru i odczuwałem coraz większy niepokój w związku ze
zbliżającą się próbą. Zdawałem sobie sprawę, że choć się boję, lęk Akiry przed Ling Tienem
jest teraz nieporównanie większy, i że tym razem to ja będę musiał grać pierwsze skrzypce .
Byłem świadom wynikającej z tego odpowiedzialności i postanowiłem, że po wejściu do
domu Akiry okażę tak dużą pewność siebie, jak to tylko możliwe. Ale gdy tak siedziałem w
koronie drzewa, zaczęły mi przychodzić do głowy rozmaite scenariusze, zdolne pokrzyżować
nam plany: służąca może nie zasnąć, może nawet wybrać ten dzień na sprzątanie korytarza
przed pokojem Ling Tiena; albo mama Akiry może zmienić zdanie i zdecydować, że jednak
nie wybierze się do parku. No, a poza tym prześladowały mnie stare, mniej racjonalne lęki, od
których mimo usilnych starań nie potrafiłem się całkowicie uwolnić.
W końcu zszedłem z dębu, gdyż chciałem się napić wody i sprawdzić, która godzina.
Gdy przekroczyłem bramę, dostrzegłem dwa samochody, zaparkowane przed domem. Jednak
nie - specjalnie mnie to zainteresowało, bo byłem pochłonięty czym innym. Potem, w holu,
zajrzałem przez uchylone drzwi do salonu i zobaczyłem trzech mężczyzn, stojących tam z
kapeluszami w rękach i rozmawiających z mamą. Właściwie nie byłoby w tym nic
niezwykłego - ludzie ci mogli przyjść do niej, żeby porozmawiać o jej kampanii - gdyby nie
towarzyszyła temu wszystkiemu jakaś szczególna atmosfera. To właśnie ona sprawiła, że
przystanąłem na chwilę w holu. Gdy to zrobiłem, głosy ucichły i twarze gości zwróciły się w
moją stronę. W jednym z mężczyzn rozpoznałem pana Simpsona, kolegę taty z pracy, dwóch
pozostałych nigdy wcześniej nie widziałem. Pózniej w zasięgu mojego wzroku znalazła się
mama, która, pochyliwszy się do przodu, spojrzała na mnie. Przypuszczam, że wtedy
wyczułem, iż coś jest nie tak. W każdym razie w chwilę potem biegłem już w kierunku
kuchni.
Ledwie do niej dotarłem, usłyszałem kroki i weszła mama. Często próbowałem sobie
potem przypomnieć wyraz jej twarzy w tamtym momencie, ale na próżno. Być może jakiś
instynkt kazał mi wówczas odwrócić oczy. Zapamiętałem tylko przytłaczającą, potężną
obecność mamy, przemieniającą mnie jakby na powrót w małe dziecko, oraz materiał jej
jasnej, letniej sukienki. Mama powiedziała do mnie ściszonym, lecz opanowanym głosem:
- Christopherze, panowie, którzy przyszli z panem Simpsonem, są z policji. Muszę
skończyć rozmowę z nimi. Potem chciałabym porozmawiać z tobą. Poczekasz na mnie w
bibliotece?
Już miałem zaprotestować, ale mama wbiła we mnie takie spojrzenie, że natychmiast z
tego zrezygnowałem.
- A więc w bibliotece - oświadczyła, odwracając się. -Przyjdę, jak tylko skończę z
panami.
- Czy coś się stało tacie? - spytałem. Mama znów odwróciła się twarzą do mnie.
- Tata nie dotarł rano do biura. Ale jestem pewna, że istnieje jakieś proste
wytłumaczenie tego faktu. Czekaj na mnie w bibliotece. Wkrótce do ciebie przyjdę.
Wyszedłem za mamą z kuchni i skierowałem się do biblioteki. Po chwili siedziałem
już przy biurku do odrabiania lekcji i czekałem, nie myśląc bynajmniej o ojcu, lecz o Akirze i
o tym, że na pewno się spóznię. Zastanawiałem się, czy starczy mu odwagi, by samemu
zwrócić flakon. Wiedziałem, że jeśli nawet, to i tak będzie na mnie bardzo zły. Sprawa Akiry
wydawała mi się do tego stopnia nagląca, iż zacząłem wręcz rozważać możliwość
nieposłuchania mamy i wyjścia z domu. Tymczasem rozmowa w salonie zdawała się ciągnąć
w nieskończoność. Na ścianie biblioteki wisiał zegar i wpatrywałem się w jego wskazówki.
Raz wyszedłem do holu w nadziei, że uda mi się zwrócić na siebie uwagę mamy i poprosić ją
o pozwolenie na pójście do kolegi, ale okazało się, że drzwi do salonu zostały zamknięte. A
potem, gdy krążyłem po holu, ponownie myśląc o wyśliznięciu się z domu, zjawiła się Mei Li
i zdecydowanym gestem wskazała mi bibliotekę. Gdy tam wróciłem, zamknęła za mną drzwi,
a pózniej słychać było, że chodzi pod nimi niczym wartownik. Znów usiadłem i dalej
patrzyłem na zegar. Kiedy minęło wpół do trzeciej, popadłem w przygnębienie,
rozzłoszczony zarówno na mamę, jak na Mei Li. W końcu usłyszałem, że mama odprowadza
mężczyzn do wyjścia. Jeden z nich powiedział:
- Zrobimy, co w naszej mocy, pani Banks. Musimy być dobrej myśli i pokładać ufność
w Bogu.
Nie usłyszałem odpowiedzi mamy.
Gdy tylko mężczyzni wyszli, wybiegłem z biblioteki i poprosiłem, by pozwolono mi
iść do Akiry. Ale mama całkowicie zignorowała moją prośbę, mówiąc: - Chodzmy do
biblioteki.
Mimo że byłem wściekły i sfrustrowany, zrobiłem, jak kazała. W bibliotece mama
posadziła mnie na krześle, kucnęła przede mną i powiedziała spokojnie, że ojciec rano
zaginął. Policja, zawiadomiona przez firmę taty, wszczęła poszukiwania, które jak dotąd nie
przyniosły rezultatu.
- Ale pewnie odnajdzie się do kolacji - zapewniła z uśmiechem.
- Oczywiście, że tak - odparłem tonem, który miał wyrazić moje rozdrażnienie z
powodu całego tego zamieszania. Potem wstałem z krzesła i znowu poprosiłem mamę, by
pozwoliła mi odejść. Tym razem jednak uczyniłem to z mniejszym zapałem, gdyż
zerknąwszy na zegar, wiedziałem, że nie ma już sensu iść do Akiry. Jego mama zapewne
zdążyła wrócić, wkrótce zostanie u nich podany wieczorny posiłek. Byłem ogromnie
oburzony na mamę, że trzymała mnie w domu tak długo tylko po to, by powiedzieć coś, o
czym z grubsza dowiedziałem się od niej półtorej godziny wcześniej w kuchni. Kiedy
wreszcie oświadczyła, że jestem wolny, poszedłem po prostu do swojego pokoju, rozłożyłem
na dywanie żołnierzyki i próbowałem nie myśleć o Akirze ani o uczuciach, jakie musiał do
mnie żywić. Jednak wciąż przypominała mi się nasza rozmowa nad kanałem, a także pełne
wdzięczności spojrzenie mojego przyjaciela. Poza tym w równej mierze, jak on sam, nie
chciałem, by musiał wrócić do Japonii.
Przygnębienie nie opuszczało mnie do końca dnia, ale było ono interpretowane przez
wszystkich jako reakcja na sytuację związaną z ojcem. Przez cały wieczór mama powtarzała
mi rzeczy w rodzaju: Rozchmurz się. Na pewno istnieje jakieś proste wytłumaczenie . A
Mei Li była wobec mnie nadzwyczaj delikatna, kiedy pomagała mi się kąpać. Ale pamiętam
również, że tamtego wieczoru mama miała parę razy te swoje charakterystyczne chwile
wyobcowania , które poznałem tak dobrze w kolejnych tygodniach. I to chyba jeszcze tego
samego wieczoru, kiedy leżałem już w łóżku i zastanawiałem się, co powiem Akirze, gdy go
znowu zobaczę, mama, patrząc na ścianę nieobecnym wzrokiem, szepnęła:
- Cokolwiek się zdarzy, możesz być z niego dumny, Bąbel. Możesz zawsze być
dumny z tego, co zrobił.
Rozdział ósmy
Niewiele pamiętam z tego, co działo się w pierwszych dniach po zaginięciu ojca, poza
tym, że często tak intensywnie myślałem o Akirze - przede wszystkim o tym, co mu powiem,
gdy się znowu zobaczymy - że nie potrafiłem się na niczym skupić. Mimo to ciągle
odkładałem wizytę w domu obok, a nawet przyszło mi do głowy, że może nigdy nie będę
musiał stanąć twarzą w twarz z Akirą, bo jego rodzice, rozgniewani naszym występkiem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]