[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trzeba, gotów jestem paść przed tobą na kolana.
- Kochanie. Nie musisz tego robić.
- Wyjdziesz za mnie?
- Oczywiście, że tak.
W pokoju zaległa cisza. Tolladine przytulił Fa-
bienne do siebie.
- Pewnie w to nie uwierzysz, ale pewnej niedzieli,
kiedy długo nie wracałaś, pomyślałem, że powinienem
siÄ™ z tobÄ… rozstać. W tej samej jednak chwili uÅ›wiado­
miłem sobie, że nie potrafię już o tobie zapomnieć.
I nagle chwycił mnie strach, że kiedy przyjadę do
domu, ciebie już tam nie będzie.
- Ale to wÅ‚aÅ›nie wtedy zadzwoniÅ‚eÅ› i chciaÅ‚eÅ› roz­
mawiać z Rachel.
- To prawda. Tylko że tak naprawdę chciałem
upewnić się, iż ciągle jeszcze jesteś w Brackendale.
Byłem tak wystraszony, że nie mogłem się na niczym
skoncentrować. ZresztÄ…, o ile pamiÄ™tasz, przyjecha­
łem wtedy wcześniej do domu.
- Aż tak bardzo mnie kochasz?
- Oczywiście, kochanie. Chociaż muszę przyznać,
że dominujÄ…cym wtedy uczuciem byÅ‚a zazdrość. Pa­
miętam awanturę, jaką ci urządziłem z powodu Alexa.
UspokoiÅ‚em siÄ™ dopiero wtedy, kiedy dzieci powie­
działy mi, że to twój brat.
148 LODY NA DESZCZU
- Ja też nie byłam wolna od zazdrości,
- Czy bardzo się z tym męczyłaś?
- Potwornie. Nie chcę nawet o tym mówić. - Fa-
bienne przerwaÅ‚a na chwilÄ™. - Kiedy nabraÅ‚eÅ› caÅ‚ko­
witej pewności, że mnie kochasz?
- W poniedziałek - powiedział bez zastanowienia.
- Przez caÅ‚y weekend mÄ™czyÅ‚em siÄ™ bez ciebie. I kie­
dy wreszcie wróciÅ‚aÅ› do domu, caÅ‚Ä… frustracjÄ™ wyÅ‚ado­
waÅ‚em na tobie. To byÅ‚o okropne. Zamiast ciÄ™ pocaÅ‚o­
wać, na co miałem największą ochotę, zacząłem robić
głupie uwagi na temat dzieci.
- NaprawdÄ™ chciaÅ‚eÅ› mnie pocaÅ‚ować? - wykrztu­
siła. - Pamiętam, że w końcu kazałeś mi się wynieść
do mojego pokoju.
- Co innego miałem zrobić? Przypominasz sobie
chyba, że w pewnej chwili zachowałaś się tak, jak
gdybym miał cię za chwilę uderzyć. Poczułem się
urażony, że tak nisko mnie cenisz. A mimo to ciągle
chciałem cię pocałować.
- Przepraszam, że cię obraziłam. Jeśli to jest jakimś
pocieszeniem, to powiem, że w nocy długo myślałam
o tym, co się wtedy wydarzyło i doszłam do wniosku,
że byłeś równie przerażony tą sceną jak ja.
- Nie spałaś tamtej nocy?
- Nie. ZresztÄ… dlatego wÅ‚aÅ›nie byÅ‚am zupeÅ‚nie nie­
przytomna, kiedy rano wszedłeś do mojego pokoju.
Zdaje się, że wróciłeś wtedy po swoją teczkę.
- No, to było takie małe kłamstewko.
- Jak to?
LODY NA DESZCZU 149
- Kiedy odwiozłem dzieci do szkoły, poczułem, że
muszÄ™ siÄ™ z tobÄ… zobaczyć. To byÅ‚o silniejsze niż po­
czucie obowiÄ…zku i praca.
- Och, Vere - powiedziała wzruszona.
- Gdy wszedÅ‚em do twojego pokoju, spaÅ‚aÅ› jesz­
cze. Sam nie wiem, jak dÅ‚ugo wpatrywaÅ‚em siÄ™ w two­
ją śliczną twarz. W końcu usiadłem obok ciebie na
łóżku i wtedy właśnie nabrałem pewności.
- %7Å‚e mnie kochasz?
- Tak. Uświadomiłem sobie, jak bardzo mocno
jestem z tobÄ… zwiÄ…zany. Uczucie, jakie siÄ™ we mnie
obudziÅ‚o, byÅ‚o nieporównywalne z niczym, co dotych­
czas znaÅ‚em. Moje myÅ›li bez przerwy krążyÅ‚y wo­
kół twojej osoby i wszystko, co ciebie dotyczyÅ‚o, na­
gle okazaÅ‚o siÄ™ szalenie istotne. ByÅ‚em absolutnie pe­
wien, że to o ciebie właśnie chodziło mi przez całe
życie.
Fabienne w milczeniu słuchała tych zwierzeń.
- Zacząłeś wcześniej wracać do domu.
- Od czasu, kiedy cię poznałem, to się już stało
zwyczajem.
- Robiłeś to ze względu na mnie?
- OczywiÅ›cie. PamiÄ™tam, jak bardzo siÄ™ ucieszy­
Å‚em, kiedy Rachel postanowiÅ‚a odwiedzić swoich ro­
dziców i zostawiła w domu dzieci. Dało mi to świetną
okazjÄ™, żeby wziąć kilka dni urlopu i dziÄ™ki temu spÄ™­
dzić więcej czasu z tobą.
- A ja powiedziałam, że twoja pomoc nie będzie
mi potrzebna.
150 LODY NA DESZCZU
- Mało tego. Właśnie w tym dniu umówiłaś się
z Lyndonem na randkÄ™.
- Czy kiedykolwiek będę mogła liczyć na twoje
przebaczenie?
- WybaczyÅ‚em ci już nastÄ™pnego dnia. Kiedy przy­
wiozłaś dzieci ze szkoły, stałem akurat przed domem.
Dostrzegłem w twoich oczach iskierkę, która zdawała
się mówić, że nie jestem ci obojętny.
Tolladine przerwał i z czułością pocałował ją
w usta.
- To, co zobaczyłem w twoich oczach, nie dawało
mi spokoju. Musiałem się upewnić, czy moja intuicja
mnie nie zawiodÅ‚a. Dlatego w czasie obiadu zaprosi­
łem cię do salonu, żeby ostatecznie wyjaśnić nasze
sprawy.
- To po to chciałeś się ze mną zobaczyć? - zapytała
zdziwiona.
- Tak. Ale był też inny powód. Chciałem po prostu
być z tobą sam na sam. Mieszkaliśmy wprawdzie pod
jednym dachem, ale rzadko spotykaliśmy się bez obe-
cności innych osób. Bałem się tylko, czy nie przesadzę
i nie wystraszÄ™ ciÄ™ na dobre.
- Nie wystraszyłeś mnie.
- Dobrze wiedzieć. Okazało się jednak, że moje
dobre chÄ™ci nie na wiele siÄ™ zdaÅ‚y. Przy okazji rozmo­
wy o twojej randce znowu ogarnęła mnie chorobliwa
zazdrość. Kiedy wyraziÅ‚em zdziwienie z powodu two­
jego zainteresowania jazzem, powiedziałaś ze złością,
że lubisz wiele rzeczy, o których istnieniu ja nie mam
LODY NA DESZCZU 151
pojÄ™cia. ChciaÅ‚em zaproponować, żebyÅ› mi o nich po­
wiedziała, ale ty już uciekłaś do swojego pokoju.
- No tak, ale zanim to zrobiÅ‚am, sama byÅ‚am zie­
lona z zazdrości.
- Jak to?
- Powiedziałeś mi, że dzwoniła do ciebie Rachel.
- Ależ, kochanie, zadzwoniła tylko po to, żeby
zapytać o dzieci.
- Tylko dlaczego ja o tym wczeÅ›niej nie pomyÅ›la­
łam? - zapytała Fabienne, lekko się uśmiechając.
Tolladine mocno ją do siebie przytulił.
- No, to teraz czas na ciebie. Kiedy zrozumiałaś,
że jesteś we mnie zakochana?
- W niedzielÄ™.
- W ostatniÄ… niedzielÄ™?
Fabienne skinęła głową.
- Już w drodze od moich rodziców cieszyłam się,
że wracam do Brackendale. Przez caÅ‚y czas wydawa­
ło mi się, że tęsknię tak za tym miejscem, bo tutaj
jest moja praca, dzieci, Rachel. Jednak kiedy już tu
przyjechaÅ‚am, od razu zrozumiaÅ‚am, że tak napra­
wdę chodzi mi o ciebie. Wtedy już wiedziałam, że cię
kocham.
- Moja kochana dziewczynka - powiedział i czule
obsypał ją pocałunkami.
- W tamtą noc nie nazywałeś mnie tak - pov
działa, uśmiechając się.
- Czy mimo to mogę liczyć na twoje wybaczenie?
- Już ci wybaczyłam.
152 LODY NA DESZCZU [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl