[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Amy pokazała LePage owi wejścia do jaskiń, bo ją do tego przywiódł pochlebstwem. Jedowi
pokazała wejście bezwiednie.
Ale tylko jednemu z tych mężczyzn udało się ją uwieść. Niby niewiele, lecz Amy uznała, że i za
drobiazgi trzeba być wdzięcznym losowi. Nadal gapiła się w okno. Zbieg okoliczności, powiedziała
sobie. Kilka niewielkich podobieństw i tyle. Jed i LePage nie mogą mieć ze sobą nic wspólnego. W
żaden sposób nie mogli się znać. W końcu Amy przeprowadziła się do Caliph s Bay dopiero kilka
miesięcy temu i to z własnej woli. Jed mieszkał tam już od dłuższego czasu, więc to nie mogła być
zmowa.
Nie, to nie może być pułapka, powtarzała sobie w myślach. Nikt nie może przecież wiedzieć, co się
rzeczywiście stało w pazdzierniku. Jed to przyjaciel. No, przyjaciel i - musiała już przyznać przed
sobą samą - kochanek. Owszem, kryje w sobie jakieś mroki, lecz innego rodzaju, niż ukrywał
LePage. Ale jak by nie było, Jeden fakt pozostawał niezmienny: Znów jest na Orleanie z facetem,
który zadaje za dużo pytań.
Następnego poranka jeszcze przed wejściem do wody Amy wiedziała, że nie powinna zgadzać się na
nurkowanie z Jedem. Kiedy szła pod fale z płetwami w rękach, czuła w dołku dziwne skurcze,
niezaprzeczalną oznakę napięcia. Napięcie tego typu pod wodą może napytać nurkowi biedy.
Prowadzi do stresu i zbyt szybkiego zużywania powietrza, a także do niebezpiecznego niezważania na
otoczenie. Amy wiedziała, że jeśli to napięcie nie zaniknie szybko po wejściu do wody, będzie
musiała zakończyć nurkowanie.
Przepłynęli przybrzeżną płyciznę i zanurkowali pod akwamarynową powierzchnię wody. Amy znowu
znalazła się w owym innym świecie, który znała od dzieciństwa. Nagle przestała odczuwać
niewygodny i niezgrabny ciężar butli, kamizelki, pasa z ciężarkami i reszty ekwipunku. Znów była
wolna i czarodziejsko pełna wdzięku. Znów poruszała się w innym wymiarze.
Wsłuchując się w swój oddech w regulatorze, założyła płetwy. Obok niej czekał na wskazówki już w
pełni ubrany i gotowy Jed. To był świat Amy, a Jed powiedział, że chciałby go obejrzeć.
Zasygnalizowała mu gotowość i popłynęła w stronę ciemnej, otaczającej zatokę rafy.
Leniwym, lecz potężnym ruchem Jed machnął płetwami i natychmiast znalazł się u jej boku. Amy
martwiła się o jego zranioną nogę, lecz zapewniał ją, że zupełnie się już wyleczył. Nie używał już
bandaża, a gdy zdejmował dżinsy, dziewczynie na moment mignęła różowa blizna poniżej
kąpielówek. Ponieważ Jednak właściwa rana była po wewnętrznej stronie uda, nic nie było widać,
gdy Jed płynął. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że Jed czuje się w wodzie jak u
siebie w domu. Jednakże po ponurych rozmyślaniach poprzedniego wieczora Amy nie była pewna,
czy powinno ją to cieszyć, czy martwić.
Rafa przypominała słoneczny, podwodny ogród. Przedzierające się przez wodę światło słoneczne
omywało głębiny, oświetlając cudowne korale i niespiesznie pływające między nimi ryby wszelkich
kolorów i kształtów. Pomiędzy koralowcami rozciągały się szerokie, łagodne łachy piasku, niby
pasma pustyni między górami.
Amy wskazała na kryjącą się w cieniach rafy długą na stopę, czerwonawą rybę z wielkimi,
wyłupiastymi oczami, której nazwy Jed nie znał, lecz wiedział, jak świetne jest jej mięso. Rozłożył
więc tylko ręce w geście udanej rozpaczy.
Jakąś godzinę przedtem, zanim wyszli nad zatokę, Douglas Slater zaproponował Jedowi wybór
podwodnej broni spomiędzy zgromadzonej w dużym składzie wraz z butlami masy sprzętu do
nurkowania. Jed od niechcenia obejrzał hawajską procę, odpowiednik podwodnego łuku, ale
odmówił.
- %7ładen ze mnie myśliwy - wyjaśnił ze smutnym uśmiechem. - Dużo lepiej mi pójdzie, jeśli po
powrocie z nurkowania pojadę do miasta i kupię coś na kolację od zawodowych rybaków.
Teraz Amy obserwowała z przyjemnością, jak Jed odwrócił się od czerwonej wyłupiastookiej i
popłynął za niewielką ławicą bajecznie kolorowych rybek. Dziewczyna odniosła wrażenie, że Jed
[ Pobierz całość w formacie PDF ]