X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dnia tam pojadę... Potem obejrzałam całą wystawę i zapamię�
tałam kraje najbardziej warte zwiedzenia - kierując się wyłą�
cznie sposobem, w jaki ich mieszkańcy ubierają choinki. Było
to oczywiście marzenie. Nie wybrałam się dotąd w żadną
podróż.
- Dobrze jest mieć marzenia - powiedział ku jej zasko�
czeniu Michael.
- Założę się, że jeszcze miesiąc temu nie śniło ci się, że
niedługo będziesz żonatym mężczyzną i że będziesz pchał
wózek z dzieckiem.
- To ty pchasz wózek, nie ja.
98 CYGACSKA SZKATUAKA
- Myślę, że z tej wysokości Hope niewiele zobaczy - po�
wiedziała, kiedy zbliżali się do wejścia na wystawę.
- Wezmę ją na ręce, a do wózka włóż tę ciężką torbę.
Brett zatrzymała się chwilę, żeby znalezć chusteczkę do
wytarcia buzi Hope, a kiedy dogoniła Michaela z dzieckiem,
zauważyła, że towarzyszy im jakaś piękna kobieta.
- Mikę! Co za niespodzianka! Ty w takim miejscu? Za�
wsze mówiłeś, że nienawidzisz tłumu. No nie... nie wierzę
własnym oczom - Mikę z dzieckiem na ręku!
- Co w tym dziwnego?
- Daj spokój! Ty z dzieckiem? Musisz przyznać, że to
obrazek nie tej ziemi. Facet, który wpada w panikę z powodu
niewinnego komentarza na temat mebli w jego mieszkaniu?
- Zmieniłem się.
- Przez jeden miesiąc? Widzieliśmy się na początku listo�
pada - w tej małej francuskiej knajpce, pamiętasz? - spytała
uwodzicielskim szeptem.
- Ożeniłem się - oświadczył głośno.
- Nie wygłupiaj się! To ma być żart?
- A widzisz, żebym się śmiał? - spytał lodowatym tonem.
- Ale mówiłeś, że nie ma takiej siły, która skłoniłaby cię
do małżeństwa! Zaledwie kilka tygodni temu słyszałam
z twoich własnych ust, że nie urodziła się jeszcze kobieta, dla
której zrezygnowałbyś z najcenniejszego daru mężczyzny, ja-
kim jest wolność!
- Zmieniłem zdanie - mruknął.
- Michael - odezwała się Brett - nie masz zamiaru przedt-
stawić mnie swojej przyjaciółce?
Czuła piekącą zazdrość, ale miała nadzieję, że jej głos
zabrzmiał naturalnie. Znajoma Michaela wyglądała jak mo�
delka przed pokazem - wspaniała fryzura, doskonale polakie-
CYGACSKA SZKATUAKA 99
rowane paznokcie, wszystkie szczegóły stroju perfekcyjnie
skomponowane.
A przy niej Brett - w czarnych legginsach, sportowych
butach i w niebieskim starym swetrze. Paznokcie i dłonie po
wczorajszych naprawach hydraulicznych aż prosiły się o ma-
nikiur. Nie zdążyła nawet pomalować ust.
- Brett, to jest...
- Adrienne - powiedziała domniemana modelka z uśmie�
chem, którego nie powstydziłaby się żadna osoba reklamująca
pasty do zębów. - A ty kim jesteś?
- %7łoną Michaela.
- Kiedy to szczęśliwe wydarzenie miało miejsce, Mikę?
Nikt z naszych wspólnych przyjaciół nie przypuszczał...
- Nie było hucznego wesela.
- Nie mogę w to uwierzyć! Michael żonaty...
- Po prostu uwierz - powiedziała Brett niebezpiecznie
oschłym tonem.
Michael przygarnął ją do siebie, jakby obawiał się, że to
dopiero początek starcia.
- Chodzmy, wstrzymujemy kolejkę.
- Zadzwonię do ciebie po świętach. - Adrienne rzuciła mu
powłóczyste spojrzenie. - Musimy skrzyknąć się na jakiś
przyzwoity bankiet. Z całą paczką. Ty też możesz wpaść,
Bitsy. Jeśli zechcesz.
Tego Brett było za wiele. Nie miała zamiaru znosić bez�
czelności tej kobiety ani chwili dłużej.
- Mam na imię Brett, droga pani, a co ja zechcę zrobić...
- Ruszyć się stąd - przerwał jej stanowczym tonem Mi -
ael. - To chcemy teraz zrobić. Cześć.
- Zmieniamy numer telefonu - oświadczyła Brett, kiedy
Adrienne zniknęła im z oczu.
100 CYGACSKA SZKATUAKA
- Spotkałem się z tą kobietą jeden jedyny raz w życiu...
- To wszystko, co z nią robiłeś? Spotkałeś się?
- Tak.
- Nigdy nie byliście... no wiesz.
- Nigdy nie byliśmy... no wiesz - zadrwił z uśmie�
chem.
Dopiero kiedy obejrzeli dwie następne choinki, wróciła do
tematu.
- Mówiła do ciebie: Mikę.
- Wymówienie dwusylabowego imienia przekracza jej
możliwości.
- Jeśli tak nisko oceniasz Adrienne, po co ją zaprosiłeś na
kolację?
- Nie ja zaprosiłem, tylko ona mnie.
- To dlaczego się zgodziłeś?
- Byłem wtedy frajerem.
- Coś podobnego: frajerem... Wymówka dobra jak każda
inna.
- Teraz mam lepszy gust - szepnął jej do ucha.
- Nie każdy by się z tym zgodził.
- Na świecie jest pełno frajerów.
Kiedy cała rodzina zebrała się wokół choinki, ojciec Mi-
chaela wzniósł pierwszy toast.
- Egeszegere!
- Salut! - zawołała Brett, nie próbując nawet powtórzyć
węgierskiego słowa.
W ślad za wszystkimi Janosami wychyliła jednym haustem
kieliszek klarownego zimnego trunku.
- Nie jest to może hdzi pdlinka... pdlinka własnej roboty
- wyjaśnił Brett ojciec Michaela - ale da się wypić.
CYGACSKA SZKATUAKA 101
- Boże... co... co to jest? - wykrztusiła Brett, kiedy po
kilkunastu sekundach odzyskała głos.
- Gruszkówka - uświadomił ją Michael, poklepując
w plecy. - Dobrze się czujesz?
- Jasne. - Nie mogła zrozumieć, dlaczego zaczęła nagle
mówić głosem Lauren Bacall. - Dobrze, że nie jestem śpie�
waczką, musiałabym zmienić zawód.
- Rzeczywiście, nowicjuszowi palinka może się wydać
trochę szokująca - przyznał Michael.
- Dylan twierdzi... - Gaylynn uśmiechnęła się rozbraja�
jąco - że nowicjuszowi cała nasza rodzina może wydać się
nieco szokująca.
- Dylan, mój młodszy brat - wyjaśnił szybko Michael
- jest obieżyświatem.
- Dzwonił dziś rano - powiedziała Maria. - Jest teraz
w Nowym Meksyku, jeśli dobrze zapamiętałam.
- Ciekawe... Ostatnią kartkę do mnie wysłał z Oklahomy,
a nie z Nowego Meksyku.
- Zdaje się, że ten chłopiec nigdy się nie ustatkuje - wes-
tchnęła Marią.
- Czas na prezenty! - Konrad klasnął kilka razy w dłonie.
- Bo nie zdążymy do kolacji. - Odmówił krótką modlitwę
i sięgnął po najbardziej kolorową paczkę. - To coś dla ciebie,
Brett.
Brett nigdy jeszcze nie otwierała tak wcześnie prezentów
gwiazdkowych. Było jeszcze widno, ale Michael uprzedził ją,
że w ich domu kolacja wigijijna zaczyna się wówczas, gdy na
niebie pojawi się pierwsza gwiazda, a prezenty otwierane są
zawsze przed kolacją.
Hope, w swoim foteliku bujanym, piszczała z radości, kie�
dy Brett odwijała prezent z szeleszczącego papieru. Chwilę
102 CYGACSKA SZKATUAKA
potem, oniemiała z zachwytu, wpatrywała się w czerwoną
haftowaną kamizelkę.
- Podoba ci się? - spytała Maria.
Kiwnęła głową.
- To dobrze.
- Czerwony kolor przynosi szczęście - odezwał się Kon�
rad. - Otwórz następny prezent. - Wręczył jej mniejszą pacz-
kę, w której była maleńka kamizelka dla Hope, również czer-
wona.
- To komplet dla matki i córki - wyjaśniła Maria. - Zro-
biłam go przed narodzinami Gaylynn. Teraz będzie należał do
ciebie i Hope. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl
  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.