[ Pobierz całość w formacie PDF ]
152
zaszkodzić. Komentator w teatrze życia.
Sam nie wiedziałem, czy wierzyć w to czy nie. Na pewno nie do końca było
prawdą, że nic nie mogłem zrobić: w tej kwestii Kelly i Herth byli wyjątkowo
zgodni. I to jak na razie powinno mi wystarczyć.
Zauważyłem, że robi się chłodniej i że jestem znacznie spokojniejszy. Uzmy-
słowiłem też sobie, że powinienem jak najszybciej znalezć się w bezpiecznym
miejscu.
Skoro byłem już na Malak Circle, postanowiłem wstąpić do biura, w którym
zauważyłem światło, przechodząc, tyle że wtedy nie miało to dla mnie znaczenia.
Powitał mnie zaskoczony Melestav, więc zrewanżowałem się pytaniem:
Czy ty nigdy nie wracasz do domu?
Wracam, ale jak długo coś się dzieje, ktoś musi się zajmować organizacją,
bo te osiłki bez nadzoru wszystko spieprzą.
Herth nadal próbuje dobrać się do nas?
Tu i tam, ale niemrawo. Za to Imperium trysnęło energią nad podziw:
Gwardia weszła do Południowej Adrilankhi.
Co?!
Z godzinę temu cała kompania Gwardii wkroczyła do Południowej Adri-
lankhi i weszła do Wschodniej Dzielnicy niczym do zdobytego miasta.
Były jakieś walki?
Nie słyszałem. Kilkunastu zabitych i rannych ludzi znaczy, że walk raczej
nie było.
Kelly?
Nikt z jego grupy nie ucierpiał, bo zmienili adres.
Fakt. Imperium podało jakiś powód?
Zamieszki i niepokoje. O to przecież chodziło, no nie, szefie?
Ale nie tak szybko! I nie sądziłem, że z taką siłą i z takimi ofiarami.
Tak to już jest z Gwardią. Nie lubią ludzi, a mieli okazję.
Ano mieli. Masz nowy adres Kelly ego?
Jasne.
Zapisał mi na skrawku papieru. Okazało się, że to ledwie parę domów dalej,
tak że powinienem odnalezć go bez problemów.
Aha, tak przy okazji, Kij chciał pana widzieć przypomniał sobie Mele-
stav. Myślał, że zobaczycie się jutro, ale jeszcze się tu kręci na wszelki wypa-
dek, jakby pan przyszedł. Mam go zawołać?
Dobra. Przyślij go do mnie.
Powędrowałem do mojego pokoju i usiadłem.
Po paru chwilach w drzwiach pojawił się Kij.
Mogę z panem chwilę pogadać, szefie? spytał. Jasne.
Zamknął drzwi i spytał:
Bajinoka pan zna?
153
Znam.
Chciał, żebym pomógł mu pana wystawić. Mówił pan, szefie, że chce wie-
dzieć o takich propozycjach jak najszybciej.
Pokiwałem głową z aprobatą:
Nadal chcę. Zarobiłeś premię.
Dziękuję.
Kiedy z nim rozmawiałeś?
Z godzinę temu.
Gdzie?
W Blue Flame .
Był ktoś z tobą?
Nie.
Dobra. Uważaj na siebie.
Kij wymamrotał coś i wyszedł.
A ja zaskoczony stwierdziłem, że ani mnie to nie przestraszyło, ani nie zasko-
czyło. Co nie znaczyło, że nie obeszło. Miałem na przykład nadzieję, że Kijowi
nic się nie stanie. To on przecież rozpoznał Quaysha, co powodowało, że mógł
stać się ponętnym celem. Prawdę mówiąc, praktycznie pewnym celem.
Zaraz. . . godzinę temu. . . to nie była specjalnie trudna robota , a Herth miał
takich, którzy podrzynali gardła w ramach obowiązków za miesięczne wynagro-
dzenie.
Wstałem i wrzasnąłem:
Melestav!
Tak, szefie?
Kij już wyszedł?
Chyba tak.
Zakląłem i wypadłem z pokoju. Zbiegłem po schodach i wybiegłem przed
budynek, ignorując podświadomość ostrzegającą o zasadzce. Loiosh znalazł się
na ulicy pierwszy i nie wspomniał o żadnym niebezpieczeństwie. Rozejrzałem
się.
Zasadzka była zastawiona. Ale nie na mnie. Zobaczyłem postać zbliżająca się
od tyłu do idącego Kija i krzyknąłem:
Kij!
Odwrócił się i uskoczył w bok. Postać też skoczyła, ale potknęła się i zaczęła
padać. W tym momencie rozległo się głuche łupnięcie Kij zdzielił go w głowę.
Niedoszły zabójca rozciągnął się na ziemi z moim nożem w plecach.
Podszedłem, nie spiesząc się.
Kij wyjął z niego mój nóż, otarł go o płaszcz leżącego i podał mi go rękojeścią
do przodu.
Dobiłeś go? spytałem.
154
[ Pobierz całość w formacie PDF ]