[ Pobierz całość w formacie PDF ]

152
patrzeć jej w oczy.
- Czemu na nagrobku wyryto twoje imię?
- Nie tylko moje, ale i mojego ojca.
- Widziałem tylko twoje.
- To jest rodzinny grób.
- Nie podoba mi się to.
Uśmiechnęła się lekko.
- Uważasz to za dziwne? Taki tu jest zwyczaj. Tu się rodzimy i
tu nas chowają.
- Byłaś chrzczona w tej kaplicy? - spytał, starając się myśleć o
weselszych rzeczach i próbując uspokoić serce. Stali teraz przed
ołtarzem.
- Tak - odparła drżącym głosem. - I Mike również. Dwadzieścia
lat po mnie - dodała, wskazując marmurową chrzcielnicę w kształcie
muszli. Willowi stanęły przed oczami wszystkie dzieci płaczące,
kiedy lano im na główki wodę. -Tu też omal nie wyszłam za mąż.
- Za tego rybaka? - Czuł się dziwnie na myśl, że Sara stała w tym
miejscu z innym mężczyzną.
- Nie przyszedł -powiedziała. -Nie chciał mnie.
- Był idiotą.
Wzruszyła ramionami. Sprawiała wrażenie zdenerwowanej.
Podeszła do chrzcielnicy i umoczyła palce w święconej wodzie.
Była lodowato zimna.
- Też tam leży - powiedziała cicho. - To z jego powodu Mike
przyjechał na wyspę.
Poczuł radość, że mężczyzna, który uczynił ją brzemienną i kazał
jej czekać przed ołtarzem, nie żyje.
- Mike'owi zawsze brakowało ojca - powiedziała Sara, myśląc o
niedawnej kłótni.
- To dobry chłopak. Da sobie radę.
- Tak, tylko jeszcze w to nie wierzy. Chciał odnalezć ojca.
Pokonał taki szmat drogi tylko po to, by poznać prawdę o kimś, kto
nie żyje. %7łycie tutaj to szaleństwo... Tu nie ma przyszłości. Spójrz na
mojego ojca, na Hillyera. Chcę go mieć przy sobie, Will. Chcę, żeby
wrócił z nami do domu.
- Wiem - powiedział, obejmując ją.
153
Rozpłakała się w jego ramionach. Chciała wyrwać stąd syna, lecz
on się przed tym bronił. Will nie wiedział, co przyniesie im jutro, i
martwił się o nią. Miała tyle do stracenia, więcej niż jej syn mógłby
zrobić na wyspie przez pół roku. Dlatego tak rozpaczliwie szlochała.
- Pozwól mu zostać, Saro -powiedział. -Tylko to możesz zrobić.
- Stale to sobie powtarzam, ale jestem przecież jego matką.
Przesunął dłonią po jej włosach, myśląc o Fredzie.
Czy można pozwolić odejść swojemu dziecku? Wydawało się to
niemożliwe. Will jednak przekonał się, że nie ma innego wyboru.
Dzieci należą do rodziców tylko przez krótki czas. Człowiek daje z
siebie wszystko, chroni przed okrutnym światem. Ale jeśli zapragną
nagle zmienić imię, można tylko spytać na jakie. Jeśli chcą żeglować,
pomaga im się ustawić pod wiatr.
- Przecież kochasz go bez względu na to, gdzie jesteś.
- To prawda.
- Pomyśl o sobie i twojej matce.
- Kocham ją bez względu na to, gdzie jestem -powiedziała,
pociągając nosem.
- Jesteś dobrą córką. - Uśmiechnął się i otarł jej łzy. -Bądz teraz
dobrą matką.
Kiwnęła głową. Widział już przedtem, jak płakała, i nie mógł się
nadziwić, jak bardzo jest zmienna w nastrojach. Zaledwie przed
dziesięcioma sekundami szlochała w jego ramionach, a teraz
promieniała niczym szczęśliwa panna młoda. Wyobraził ją sobie, jak
idzie przejściem między ławkami i staje przed ołtarzem, czekając na
mężczyznę, który nie zamierzał nawet się pokazać.
- Saro -szepnął, biorąc ją za ręce.
- Mhm? -mruknęła, jakby nie ufała swojemu głosowi. Słowa
uwięzły mu w gardle. Patrzył w jej piękne, pełne blasku oczy i czuł
ogień pod powiekami. W tak krótkim czasie zaszedł tak daleko. Sara
przywróciła mu chęć do życia, którą stracił w dniu śmierci Freda.
Może przyszedł tu po to, żeby pomóc jej uporać się z problemem
syna.
Patrzyli sobie w oczy w milczeniu, po czym, trzymając się za
ręce, ruszyli do wyjścia. Will pomyślał o mężczyznie, który tak Sarę
zawiódł, a potem zmarł, nie dając ich dziecku nazwiska. Było mu go
154
żal, ale nie dlatego, że umarł, lecz że uciekł od Sary.
Kiedy doszli do drzwi, Will zatrzymał się i spojrzał Sarze w oczy.
Potem musnął dłonią jej włosy, jakby unosił welon i pocałował tę,
która nigdy nie była szczęśliwą panną młodą. Ramię przy ramieniu
wyszli na spotkanie zimnego wiatru.
Rozdział XV
Snow zatelefonowała do matki do Fort Cromwell, lecz usłyszała
jedynie automatyczną sekretarkę. Nienawistny głos Juliana
informował z emfazą:  Nie ma nas w domu... Biegamy po śniegu albo
jesteśmy na wyścigach samochodowych w Monzy, albo zjeżdżamy na
nartach z Saxon Hill lub też leżymy przed kominkiem i nie odbieramy
telefonów. Proszę więc łaskawie zostawić wiadomość".
- Cześć, mamo, to ja - powiedziała do słuchawki. - Jesteśmy na
wyspie Elk. Wracamy jutro. Tata mnie odwiezie, więc nie musisz po
mnie przyjeżdżać. - Potem łagodniejszym już tonem dodała: -Kocham
cię. Cześć.
Odłożyła słuchawkę z przeświadczeniem, że coś jest nie w
porządku. Czemu matka nie odbiera telefonu? Pewnie jest wściekła i
urażona. Co to za córka, która bez słowa wyjeżdża i zostawia matkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl