[ Pobierz całość w formacie PDF ]
za sobą.
Odłożyła farby i pędzel.
- Tak jak ty masz za sobą związek z Sylvie? - Zła była, że
jej się to wyrwało. - Wycofuję te słowa.
- Z żadną kobietą cię nie zdradzam! - wypalił.
- Powiedziałam, że wycofuję te słowa.
Odwróciła się i chciała wyjść, ale Gabe zagrodził jej
drogę.
Owinął sobie wokół palca pasmo jej włosów.
- Możesz nie wycofywać - mruknął. - Czy ty jesteś o mnie
zazdrosna?
Zabrzmiało to niemal żartobliwie, ale w jego oczach nie
dostrzegła śmiechu, ale raczej pożądanie. Atmosfera rady-
kalnie się zmieniła. Gabe pochylił się nad nią, a ona się pod-
dała. Zabolało ją, że on tak łatwo przeszedł do porządku nad
tym, że sprawił jej ból. Lecz w tej chwili nie to było dla niej
najważniejsze. Pragnęła jego dotyku.
Gdyby ostry dzwonek telefonu nie oderwał ich od siebie,
z jej dumy zostałyby tylko strzępy.
Klnąc pod nosem, Gabe sięgnął po słuchawkę i burknął:
- Halo?
74
S
R
82 Nalini Singh
I zaraz twarz mu stężała. Jess czuła, że to dzwoni Damon.
Gabriel podał jej słuchawkę.
- Spław go - szepnął.
Ledwo powiedziała słucham", Damon od razu zaczął
mówić. Gabe patrzył na nią z wyrzutem, że nie ucięła roz-
mowy, i już chciał wyjść, ale przytrzymała go za rękę.
- Poczekaj. - Spojrzała w rozgniewane oczy męża. - Coś
się stało z Kaylą. Oboje są w klinice u doktora Mackeya. Da-
mon się boi, że stracą dziecko.
Ku jej zdziwieniu Gabriel wziął od niej słuchawkę i po-
wiedział:
- Już do was jedziemy.
75
S
R
ROZDZIAA PITY
Doktor Mackey czekał na nich przed drzwiami kliniki.
Na jego twarzy malował się niepokój.
- Co się stało? - zapytała Jess.
- Zachodziła obawa, że Kayla przedwcześnie urodzi. Da-
łem jej leki powstrzymujące proces, ale... - Potrząsnął głową.
- Najgorsze jest to, że ma wysokie ciśnienie.
Jess wiedziała, że ta klinika nie jest odpowiednio wyposa-
żona ani w leki, ani w sprzęt.
- W czym możemy pomóc? - zapytała.
- Niech Damon idzie do domu - odparł lekarz. - Tylko by
nam tu przeszkadzał. Zajmę się wszystkim co trzeba.
Gabe wszedł właśnie do gabinetu i usłyszał słowa lekarza.
- Chodz - rzekł do Damona. - Pomożesz mi przy samo-
chodzie na parkingu.
Damon zadowolony, że ma zajęcie, podążył za nim. Gdy
doktor Mackey wyszedł od Kayli, Jess zapytała, czy może
przy niej posiedzieć.
- To dobry pomysł. - Doktor przetarł oczy. - A ja zadzwo-
nię do szpitala, czy są gotowi przyjąć pacjentkę.
Jess weszła do pokoju Kayli i usiadła przy jej łóżku.
76
S
R
- Cześć - powiedziała.
Na bladej twarzy dziewczyny pojawił się radosny
uśmiech.
- Boże, Jess, jak się cieszę, że przyszłaś.
Kayla wyciągnęła rękę, którą Jess uścisnęła mocno, pragnąc
w miarę swych możliwości jej pomóc. Ironia losu: chciała po-
móc dziewczynie, która przecież była przyczyną jej najwięk-
szego bólu. Ale teraz Kayla cierpi i Jess może jej tylko współ-
czuć.
Po dwudziestu minutach nerwowego oczekiwania przy-
leciał helikopter i wkrótce potem Kayla i Damon byli już
w drodze do szpitala. Gdy po tych dość wyczerpujących
przeżyciach Gabe poprowadził Jess do swojego pokoju, nie
protestowała.
Zasnęli spleceni uściskiem.
- Dzwonił Damon - oznajmiła Jess w czasie obiadu. -
Z Kaylą bez zmian. Lekarze powstrzymali poród. Sądzą, że
mimo komplikacji urodzi pomyślnie.
- Chcesz jechać do szpitala?
Skrzyżowali spojrzenia, ale Jess nic nie mogła wyczytać
z jego oczu.
- Nie ma takiej potrzeby, Damon jest przy Kayli.
- Nie myślałem o niej.
- A ja tak.
Tak więc owo wątłe zawieszenie broni z godzin poran-
nych, gdy oboje służyli pomocą Kayli i Damonowi, zostało
zerwane. A tak było dobrze. Jess była już gotowa zapomnieć
77
S
R
o tej upokarzającej ją rozmowie, którą podsłuchała, rozmo-
wie, która niezbicie świadczyła o tym, że ona Gabea nic a nic
nie obchodzi.
Skończyli w milczeniu obiad i Jess poszła do swojego poko-
ju. O spaniu nawet nie myślała. Sprawa Kayli obudziła w niej
pewne obawy... Musi zajrzeć do kalendarzyka. Chwała Bogu,
że kupiła test w Los Angeles, bo gdyby go kupiła tu, w Kow-
hai, po piętnastu minutach całe miasto by o tym mówiło. Po-
czekała, aż Gabe po obiedzie pójdzie do swojego studia. Ma
teraz dla siebie minutę, która może odmienić całe jej życie.
Emocje nią miotały. Lęk. Złe myśli. Radość. Przerażenie.
Wyszła za Gabriela, z góry zakładając, że da mu potomka.
Nie brała pod uwagę tego, że jej mąż może tego nie chcieć.
Spojrzała na zegarek. Czas mijał.
Spojrzała na wskaznik, niby przygotowana na to, co mo- .
że zobaczyć, ale...
Przeraziła się. W pierwszej chwili, pod wpływem impul-
su, chciała biec do Gabriela i wszystko mu powiedzieć, lecz
coś ją przed tym powstrzymało. Musi się najpierw sama
przyzwyczaić do tej myśli, zbudować w swoim sercu tarczę
ochronną.
Będzie miała dziecko.
I w tej samej sekundzie uświadomiła sobie, że dla niego
będzie to oznaczało tylko tyle, że żona da mu następcę. Nie
chciała takiego myślenia.
Nie, nie powie mu. Jeszcze nie.
78
S
R
Mimo że była pewna słuszności swojej decyzji, tej nocy
prawie nie zmrużyła oka. Przez cały czas starała się uporać
z myślą o ciąży. Myślała też o wieczorze u Sylvie. Jej wzrok
powędrował w stronę otwartej szafy. Spojrzała na czerwone
stringi, które nabyła w momencie szaleństwa i których ni-
gdy jeszcze nie włożyła. Przestań o tym myśleć, nakazała so-
bie w duchu i zaczęła wkładać czarne koronkowe pończochy.
W tej właśnie chwili Gabriel wszedł do pokoju. Znierucho-
miała, gdy zmierzył spojrzeniem jej nogi, uda. I zaraz ruszył
w jej stronę. W czarnych spodniach i ciemnoniebieskiej ko-
szuli wyglądał bardzo atrakcyjnie. Każda kobieta byłaby pod
wrażeniem... Nawet tak wybredna jak Jess.
Podszedł do niej i położył rękę na jej kolanie. Więzniar-
ka własnych pragnień obserwowała, jak pochyla się i całuje
ją w górną partię uda. Przebiegł ją dreszcz emocji. Wypro-
stował się, a w jego oczach zapłonęło pożądanie grożące wy-
buchem.
Powinna się była sprzeciwić, zaprotestować, ale nie pa-
nowała nad sobą, porażona jego męskością, której nie by-
ła w stanie się oprzeć. Dotknął koronki pończochy, ale nie
uczynił nic, co przeszkodziłoby jej postawić nogę na pod-
łodze. Nawet potem, gdy stała już na obu nogach, z trudem
udało jej się utrzymać równowagę.
- Muszę włożyć buty. - Był to prawie szept, a słowa za-
brzmiały jak zaproszenie.
Kładąc dłonie na jej ramionach, obrócił ją twarzą ku
sobie. Miała właśnie zapytać, czego od niej chce, gdy prze-
79
S
R
sunął dłonie ku krągłościom jej piersi. Nakazała sobie dać
mu odpór, ale zarzucił już na nią sieć, z której nie mogła
się wydobyć. Chwycił ją za biodra i podwinął spódnicę.
Zaszokowana siłą własnego pożądania, próbowała zwal-
czyć je w sobie, ale skończyło się na tym, że przywarła do
niego całym ciałem.
- Gabe...
To była prośba.
Pocałował ją w ucho.
- Rozbierz się.
Wiedziała, że nie powinna, lecz ręce szybsze były od my-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]