[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czym stwierdził, że lepiej będzie je honorować. Dotrzymam go, rzecz jasna.
Poczekaj chwilÄ™.
Schodzi pod pokład, by pojawić się po minucie z małym zawiniątkiem, mo-
że zrolowaną opończą, którą wciska w ręce nawigatorowi. Oczy mężczyzny roz-
jarzają się na chwilę, usta krzywią w uśmiechu, po czym powraca obojętność.
Z tobołkiem w dłoniach wraca do ropuchy, by znów zamienić kilka słów.
Człowiek na oko! krzyczy w końcu. Wioślarze na miejsca! Rozwinąć
żagiel, niewiele jest wiatru, ale nie zaszkodzi spróbować.
Po czym przechodzi przez całą długość statku, dodając odwagi jednym, żartu-
jąc z innymi i pogwizdując sobie pod nosem. Prawdziwy wilk morski, doświad-
czony kapitan żeglugi największej. Nawet ropucha posłusznie gramoli się z otwar-
tej przez Charion klatki i krok za krokiem pełznie na dziób, gdzie układa się na
trzeszczącym bukszprycie. Statek tymczasem sunie wąskim kanałem (wskazanym
przez nawigatora usadzonego na takielunku ponad zieloną głową monstrum), u uj-
ścia którego spienione bałwany ścierają się z ciężkimi falami, a w powietrzu uno-
si ołowiana zawiesina. Ostra jak brzytwa dziobnica statku wcina się w ową masę
tym łatwiej, iż dziób obciążony jest dodatkowo masą ropuchy. Nawigator tłuma-
czy cały czas słowa monstrum sternikowi i tak zaczyna się podróż w mrok, ku
miejscu, gdzie niebo jest jak odbijająca wszystko echem powłoka. Echo to wraca
jednak nieustannie i mnoży się, aż wkoło rozbrzmiewać zaczynają głosy milio-
nów śmiertelników, głosy nieznośną torturą atakujące uszy, tłumiące wszystkie
inne dzwięki. Kto żyw, myśli już, żeby błagać stojącego teraz przy sterze Gay-
nora, by ten zawrócił statek, bowiem w przeciwnym razie marny koniec czeka
wszystkich w tym potwornym, zabójczym zgiełku.
Ale Gaynor Przeklęty i tak by ich nie posłuchał. Jego zbroja odporna jest na
wszystko, zdolny jest multiwersum całemu rzucić wyzwanie, nie zagrozi mu ani
doczesność, ani zjawiska nadprzyrodzone. Oto ktoś, w kim śmierć nie budzi lęku.
Ropucha skrzeczy coÅ› i wskazuje Å‚apami, a nawigator pokazuje kierunek Gay-
norowi, który zmienia kurs precyzyjnie jak operująca igłą szwaczka. Elryk tym-
czasem przyciska obie dłonie do uszu, szuka czegoś, by je zatkać, by uśmierzyć
rozsadzający czaszkę ból. Niczym zjawa pojawia się na pokładzie Wheldrake i ha-
Å‚as milknie nagle. Cisza spowija statek.
Też to słyszałeś oddycha z ulgą Wheldrake. A już myślałem, że to
przez wczorajsze wino. Albo nadmiar poetyckiej wrażliwości. . .
Spogląda ze zdumieniem na mrok gęstniejący z wolna wkoło, zerka na wciąż
hojne deszczem, chmurne niebo i bez słowa wraca do kabiny.
103
Zrządzeniem Chaosu statek sunie wciąż naprzód przez płynny labirynt, Cięż-
kie Morze oddycha, ropucha skrzeczy, nawigator wykrzykuje polecenia, a Gaynor
kręci lekko kołem, zmieniając kurs o parę stopni na południe. Monstrum znów coś
wskazuje, koło znowu idzie w ruch. Wszystkie oblicza na pokładzie, wyłączywszy
Gaynora, Elryka i jego przyjaciela, blade są i okryte potem, zalęknione morzem,
które miast słonej woni, zdaje się napełniać powietrze czystym strachem. Ludzie
węszą niczym ogary za krwią, węszą niebezpieczeństwo, węszą śmierć. Ropucha
jedna nie milknie ni na chwilÄ™, pysk ma wilgotny, Å‚akomy, a oddech chrapliwy
łaknieniem. Panie, muszę coś zjeść!
Dziwne wody przetaczają się jak rtęć przez pokład, gdy statek nurkuje na spo-
tkanie fali i zamiera przez jedną przerażającą chwilę w kleistej substancji. Czy
ruszy się, czy ugrzęznie na zawsze? Ropucha chwyta linę i opiera się wielkimi
stopami na wodzie, aż pokonuje napięcie powierzchniowe w tejże samej chwili
szykując się do następnego skoku. Wyraznie jest to jej naturalny sposób porusza-
nia się. Ciągnie teraz cały statek za sobą, zostawiając na powierzchni ślady stóp.
W końcu dziobnica pokonuje opór, a ropucha chlapie się w ciężkiej cieczy, wyraz-
nie radosna, gdy wielkie krople spływają po jej cielsku. Hałasuje przy tym, a echo
wraca skądś z góry, odbite jakby od sklepienia wielkiej jaskini, może jakiejś orga-
nicznej manifestacji Chaosu. Nagle hucząca pieśń ropuchy zamiera i stworzenie
skokiem wraca na pokład, ponownie usadza się na bukszprycie, nawigator zaś
zawisa nad niÄ…, a Gaynor chwyta za ster.
Zafascynowany tym wszystkim Elryk obserwuje krople ściekające z powro-
tem do morza. Nad nimi, w niestałej ciemności, błyska coś szkarłatem i głębokim
błękitem, ale to słońce niepodobne jest do żadnego wcześniej im znanego. Nawet
powietrze robi się tak gęste, że muszą otwierać usta niczym ryby, a jeden z ma-
rynarzy mdleje nawet i pada na pokład, ale Gaynor nie odrywa dłoni od steru,
wyraznie nie zamierza się zatrzymać. Nikt go teraz zresztą o to nie prosi. Elryk
domyśla się, że ci tutaj przeszli już zbyt wiele, by obawiać się czegokolwiek, co
jeszcze nadejdzie. Sama śmierć nie budzi już w nich grozy, chociaż wcale nie
szukają jej świadomie. W odróżnieniu od Gaynora, gotowi byliby zabić się tylko
wówczas, gdyby uznali, że śmierć jest jednak nieco bardziej interesującym sta-
nem od życia. Tak, myśli Elryk, to nihilistyczne typy, równie dobrze, jak książę,
znające nudę egzystencji, znające głupotę i przekupstwo.
Wyczuwał jednak w nich coś jeszcze, coś przypominającego stan ducha je-
go wÅ‚asnego ludu z okresu, gdy Melniboné byÅ‚o jeszcze pieÅ›niÄ… przyszÅ‚oÅ›ci, gdy
nadejść miały dopiero czasy spokojne i kojące, nie nacechowane walką, a raczej
dążeniem ku sprawiedliwości i doskonałości. Podszedł do relingu i spojrzał na
ciężkie fale morza zastanawiając się, gdzie za tym welonem ciemności mogą znaj-
dować się trzy siostry. Czy wciąż mają ze sobą pudełko z drewna różanego? I czy
spoczywa w nim jeszcze dusza jego ojca?
Wheldrake pojawił się na pokładzie razem z Charion Phatt, nucąc pod nosem
104
jakąś zdumiewająco prostą melodyjkę, po czym zatrzymał się i spiekł raka.
Oj, to by się bardzo przydało wioślarzom zauważyła dziewczyna.
Potrzeba im czegoś, co dyktowałoby wspólny rytm. Zapewniam cię, mistrzu, że
nie zamierzam poślubiać tego ropucha. Zupełnie. Mam nadzieję, że słyszałeś już,
co myślę o wątpliwych urokach życia domowego.
Zatem nie dojdzie do konsumpcji! jęknął poeta z ulgą, rzucając za burtę
kartkę papieru, która wylądowała płasko na fali i zaraz zaczęła wyginać się wraz
nią, jakby obdarzona nagłe życiem.
Jak sobie życzysz, sir odparła Charion i mrugnęła porozumiewawczo do
Elryka.
Wydajecie się w świetnych humorach zauważył albinos. Szczególnie
jak na kogoś, kto wybrał się na wycieczkę do piekła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]