[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pani Osborne postanowiła więc wykorzystać nieobecność starszej wnuczki i
wtajemniczyć młodszą w część swoich planów. W tym celu wezwała Aramintę do swego
buduaru.
- Bal otworzy, oczywiście, lord Gifford z tobą - oświadczyła. - Tak wypada. Ale potem
chciałabym, aby mógł jak najwięcej tańczyć z Filidą.
- Z Filidą? - powtórzyła Araminta.
- Oczywiście - spokojnie odpowiedziała pani Os-borne. - Lady Gifford i ja spodziewamy
się wyswatać tych dwoje.
Zszokowana dziewczyna zamarła, a jej twarz straciła wszelką barwę. Nagle pojęła, co
dzieje się w jej sercu. Powoli podniosła ręce ku piersi, by uspokoić bicie serca, i odezwała się
zmienionym głosem:
- Czy... czy Filidą zgadza się na ten plan?
- Na miłość boską, moja panno, nie wiem - odparła niecierpliwie pani Osborne. - To
rozsądna dziewczyna, a po tym nieszczęsnym pierwszym małżeństwie mam nadzieję, że zrobi, co
jej się powie. A teraz już mnie nie męcz, Araminto. Masz tylko być grzeczna dla lorda Gifforda i
powiedzieć mu coś miłego o twojej kuzynce. To chyba nie jest zbyt trudne, prawda?
- Nie, babciu - odparła bezbarwnym głosem Araminta i wyszła z pokoju.
Kiedy Filidą wróciła z wizyty u pani Gainford, zastała kuzynkę w pokoju porannym,
wyglądającą apatycznie przez okno.
- Co za nieznośna kobieta! - zawołała Filidą, gdy tylko weszła do pokoju. - Te insynuacje!
Nie dziwię się wcale Ambrożemu, że opuścił dom. Ależ co się stało, kochanie?
Araminta opadła na poduszki i płakała niepohamowanie. Filida natychmiast podbiegła do
niej, uklękła przy płaczącej kuzynce i otoczyła ją ramieniem.
- No co takiego? - mówiła czule. - Znowu babcia? - Jej kuzynka w odpowiedzi tylko
zaszlochała głośniej. - Wiesz, że ona nie chce być niemiła.
Araminta uniosła ku niej swą zapłakaną buzię i wyszlochała rozpaczliwie:
- Ty nie chcesz wyjść za mąż za lorda Gifforda, prawda, Fil?
- Wyjść za lorda Gifforda! - powtórzyła Filida zdumiona. - Kto ci naopowiadał takich
rzeczy?
- Babcia. A ja chcę wyjść za lorda Gifforda, strasznie chcę.
Pani Osborne postanowiła, że bal Araminty będzie wielkim wydarzeniem sezonu. Nie
szczędziła żadnych wydatków. Kolacja miała być wystawna - z kotletami de volaille a la
marechale czy bez - szampan miał się lać bez ograniczeń. W pokoju do gry nie rozpieczętowane
talie kart czekały już na stolikach. Na ulicy ustawiono dodatkowe światła, a chodnik przed
domem przykryto dywanem, by pantofelki pań nie zakurzyły się w drodze od powozu do domu.
Araminta, podbudowana rozmową z Filida, a zwłaszcza wyrażoną przez kuzynkę opinią
na temat właściwego obiektu zainteresowania lorda Gifforda, wyglądała wprost kwitnąco. Stała
wraz z panią Osborne i Filidą u szczytu schodów, by witać gości, a jej chochlikowata uroda
m
sprawiała, że wszystkie inne panny wyglądały jakoś tak zwyczajnie. Jej włosy błyszczały
miedzią, ułożone zwinnymi paluszkami Hetty w loki i pętle związane na czubku głowy i
połyskujące maleńkimi perełkami. Sukienkę miała białą, jedwabną, ozdobioną małymi
kokardkami z bladozielonego jedwabiu.
Kiedy Thorold wszedł na szczyt schodów w towarzystwie lady Gifford i Herewarda, po
prostu stanął i patrzył. Araminta rzuciła Filidzie psotne spojrzenie i podała mu rękę. Thorold ujął
ją, jakby to był rzadki i cenny kwiat.
- Panno... panno Stukeley - wyjąkał - czy mogę prosić o ten zaszczyt, by mi pani oddała
dwa pierwsze tańce?
- Tak - odparła Araminta promiennie.
Thorold nadal trzymał jej rękę i ocknął się dopiero wtedy, gdy lady Gifford chrząknęła
znacząco. Puścił dłoń Araminty i grzecznie poprosił jej kuzynkę o następne dwa tańce.
Filida stała cicho obok Araminty, spoglądała ukradkiem na lorda Herewarda i serce w niej
zamierało. Nie widziała go od dnia ich spaceru w ogrodzie. Co on sobie o niej teraz myśli? Była
pewna, że można mu ufać i że nie zdradzi powierzonego mu sekretu, lecz wspomnienie o tym,
jak odkryła przed nim swe najskrytsze uczucia, sprawiało, że czuła się dojmująco bezbronna.
Hereward był tego dnia nie do zniesienia przystojny. Złocistą barwę jego włosów,
uczesanych w rozwichrzone loki a la Titus i błękit jego oczu podkreślał jeszcze ciemny
wieczorowy strój, z haftowaną kamizelką i czarnymi jedwabnymi bryczesami. On nie będzie
musiał nosić gorsetu jak pan Barnabasz Marchmont, myślała Filida, spoglądając na
korpulentnego młodzieńca nadchodzącego w ślad za Giffordami.
Kiedy odważyła się podnieść wzrok, Hereward uśmiechał się do niej, a w jego oczach
było tyle ciepła, że serce w niej stopniało. Mechanicznie wyciągnęła do niego rękę i coś
powiedziała - nie miała pojęcia, co dokładnie, wierzyła tylko, że coś odpowiedniego.
- Chyba nie tańczyliśmy dotąd ze sobą, pani Gainford - rzekł Hereward. - Czy mogę
prosić panią o dwa pierwsze tańce?
- Będę zaszczycona, milordzie.
Potem już odepchnął go tłum nadchodzący za nim po schodach i Filida z niechęcią
zwróciła się ku lady Albinii Marchmont.
Antoni powitał Aramintę przyjacielskimi żarcikami, czym w dużej mierze uspokoił jej
obawy przed rozmową z nim. Nie spoglądał na nią znacząco ani nie ściskał za rękę, przypomniał
jej natomiast, jak w dzieciństwie nazywał ją marchewką , i dodał, że teraz wyrosła na tak
piękną pannę, że już by się na to nie odważył.
- Zdarzało ci się także ciągnąć mnie za warkocze! - przypomniała mu Araminta.
- Mam nadzieję, że oblałaś mnie atramentem w odpowiedzi na takie okropne zachowanie!
- rzekł ze śmiechem Antoni. - Czy wybaczysz mi teraz i zatańczysz ze mną chociaż raz?
- Oczywiście. Pierwsze dwa po kolacji?
Pani Osborne uśmiechała się słuchając tych docinków. Antoni napisał do niej bardzo miły
list dziękując jej za prezent urodzinowy i była z niego zadowolona. Nie narzucał się w żaden
sposób i w ogóle zachowywał się bardzo poprawnie. Postanowiła napisać o tym do jego matki.
Biedna Mary ma z nim tyle kłopotów. Będzie to miły obowiązek do spełnienia, poinformować ją
o poprawie jej syna.
Antoni skłonił się też przed Filidą i pochwalił jej wygląd, ale ona czuła się nieswojo. Było
coś w jego uśmiechu, coś łakomego, co sprawiało, że miała wrażenie, że pod powierzchnią tych
dobrych manier czają się zupełnie inne myśli. Była zadowolona, że dwa tańce, o które poprosił,
miała już zajęte; czasem warto obiecać taniec nawet komuś takiemu jak pan Marchmont!
Antoni powiedział, że mu przykro, skłonił się i odszedł. Filida, wciąż czując się nieswojo,
patrzyła za nim, gdy podążał po schodach na górę. Wtedy zobaczyła, jak odwrócił się, po czym
ukłonił się lady Selinie Lemmon i leciutko skinął przy tym głową, jakby dawał jej jakiś
umówiony znak. Ale przecież to byłoby śmieszne. Filida wzięła się w garść i zwróciła się z
powitaniem ku następnemu gościowi.
Mimo wszystko nie mogła się pozbyć wrażenia, że lady Selina i Antoni uknuli na spółkę
jakiś spisek, chociaż nie miała pojęcia, o co mogło chodzić.
Araminta i Thorold otworzyli bal z odpowiednim wdziękiem i powagą. Thorold, który nie
był zbyt wprawnym tancerzem, skupiał uwagę na tym, by nie pomylić kroków, Araminta zaś,
hołubiąca bardzo ostrożną nadzieję, odczuwała zarazem z całą wyrazistością, jak bardzo nie
pasuje do Thorolda. Jest od niej starszy, o wiele inteligentniejszy i bardziej poważny, z
pewnością uważa ją za głuptaskę i pensjonarkę. A do tego jeszcze to, jak przyszedł jej na ratunek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]