[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dlaczego ta myśl sprawiła, że poczułam się tak, jakby mi ktoś wyrwał serce?
I nadal tak się czułam, kiedy pózniej tego samego wieczoru zadzwonił telefon i
okazało się, że to Trina. Rozpływała się nad tym, że jednak pójdzie na Wiosenne Szaleństwo i
że powinnam zobaczyć jej sukienkę, bo zdołała przekonać matkę, żeby pozwoliła jej się ubrać
na czarno.
- Aha. - Nie miałam nic więcej do powiedzenia. Trina zignorowała mój brak chęci do
rozmowy.
- No więc jak będzie ze Scottem, tak przy okazji? - spytała. W piersi poczułam nagły
ucisk. Więc zauważyła, że chyba lubię Scotta. Och, nie. Ona to zauważyła.
- O co ci chodzi? - spytałam niespokojnie.
- No cóż, kim jest ta dziewczyna, która zdaniem Geri jemu się podoba?
Serce wykonało mi w piersi salto w tył, dowodząc, że jednak nie zostało wyrwane.
- Dziewczyna? Jaka dziewczyna?
- Oj wiesz. Ta tajemnicza panna, którą zdaniem Geri lubi Scott. No przecież słyszałaś,
jak o tym mówiła.
Tak, prawda - Ale usiłowałam to w sobie zagłuszyć. Bo nie miałam ochoty słuchać o
tym, że Scott lubi jakąś inną dziewczynę.
Inną niż mnie.
- Boże - jęknęła Trina. - Czy to nie byłoby wspaniale, gdyby się okazało, że to właśnie
w tobie kocha się Scott?
- Tak. - Zcisnęłam słuchawka tak mocno, aż dziw, że nie pękła.
- Mówię poważnie - odezwała się znów Trina. - No bo on cię podwoził codziennie. I
wy przecież oboje lubicie te same książki. Więc czy to nie byłoby świetnie, gdyby się
okazało...
- Scott nie kocha się we mnie - przerwałam Irinie ze smutkiem. Do zobaczenia w
poniedziałek . Nie takie rzeczy mówi facet, który się w tobie kocha.
- Może i nie - powiedziała Trina z lekceważeniem. - Poza tym masz Luke'a.
- Luke i ja jesteśmy...
- O Boże, wiem - wtrąciła się Trina. Ale nie wiedziała. Nikt nie wiedział. A najmniej,
jak mi się zaczynało wydawać, wiedziałam ja sama.
Spytaj Annie
Pytaj Annie nawet o najbardziej skomplikowane sprawy dotyczące relacji
międzyludzkich. No dalej, śmiało! Każdy list do Annie może zostać opublikowany w
Gazecie Liceum Clayton . Gwarantujemy poufność nazwisk i adresów e - mailowych.
Droga Annie,
czytam co tydzień Twoją rubrykę i uważani, że udzielasz okropnych rad. Dziewczynie,
której macocha myśli wyłącznie o jej nieśmiertelnej duszy, powiedziałaś, że ma się nie
przejmować piekła... że już w nim jest.
Annie, szkoła średnia to nie jest piekło! To podobno najlepsze lata w życiu. I na pewno
mogą być takie, jeśli człowiek regularnie chodzi do kościoła, nie uprawia seksu i trzyma się z
daleka od narkotyków, alkoholu i muzyki rockowej. Bo tylko ludzie tacy jak Ty, Annie,
wszystkim psują życie w szkole średniej, opowiadając się za wolną miłością i satanizmem.
Oburzona Nastolatka
Droga Oburzona Nastolatko, a skąd wiesz, że jestem czcicielką szatana? W ogóle
mnie nie znasz.
I tak się składa, że ja się z Tobą zgadzam co do narkotyków, alkoholu i seksu, jeśli to
nie jest bezpieczny seks.
Ale muzyka rockowa? Kochana! Rock rządzi i zawsze tak będzie.
Annie
16
Mówią, że drugi co do ważności dzień w życiu kobiety - poza jej ślubem - to licealny
bal dla dwóch ostatnich klas.
No, dobra, podobno gdzieś tam figuruje też dzień narodzin pierwszego dziecka.
Ale rozumiecie, o co mi chodzi.
Ja przed swoim balem robiłam te wszystkie rzeczy, które dziewczyny zawsze robią
przed balem. No wiecie, manicure i pedicure, woskowanie (au...), czesanie u fryzjera.
Oczywiście, byłam jedyną dziewczyną w Ameryce, która szykując się na szkolny bal,
wlokła za sobą falangę reporterów. Usiłowali robić zdjęcia partnerce ulubieńca Ameryki w
czasie, kiedy usuwano jej włoski znad górnej wargi, Dzięki, chłopaki. Nie, no super.
Trochę mnie to wkurzało, ale trudno, obiecałam przyjacielowi, że pójdę z nim na
Wiosenne Szaleństwo. Musiałam wyglądać jak najlepiej. Byłam mu to winna.
A kiedy narzuciłam swoją sukienkę - niebieską, połyskliwą, pokrytą szyfonem, z
małymi bufiastymi rękawkami i sztucznymi niezapominajkami na dole... najbardziej
dziewczęcą sukienkę, jaką w życiu ktokolwiek widział - poczułam, że naprawdę lepiej
wyglądać nie mogę. Fryzjerka podpięła moją nie do końca jeszcze odhodowaną grzywkę
opaską, na której były nawet prawdziwe niezapominajki, zupełnie jak te sztuczne wokół
moich stóp.
Umówiłyśmy się z Triną na frontowym podwórku, żebyśmy mogły zapozować do
zdjęć naszym rodzicom. Fakt, że wszystkie programy rozrywkowe miały przed naszymi
domami zaparkowane wozy transmisyjne, żeby uchwycić moment, kiedy Luke przyjedzie po
mnie limuzyną, w najmniejszym stopniu nie onieśmielał Triny.
Spotkałyśmy się, tak jak to było zaplanowane, pod wielkim dębem i zajęłyśmy się
podziwianiem siebie nawzajem, podczas gdy wkoło nas szumiały liczne kamery.
Irinie udało się przekonać matkę, żeby pozwoliła jej się ubrać na Wiosenne
Szaleństwo w stylu gotyckim. Dała sobie spokój z czarną szminką, ale zdobyła czarne
kabaretki, do których włożyła wysokie czarne tenisówki i zwiewną czarną sukienkę prosto z
katalogu z ciuchami na bale szkolne dla nastolatek.
Ale pod spód włożyła czarny jedwabny gorset, więc jej całkiem spory biust uniósł się
imponująco wysoko w dekolcie.
Sama nie wiedziałam, kto prędzej dostanie ataku serca na jej widok, Steve czy doktor
Lewis.
- Nie wierzę, że namówiłaś matkę, żeby ci pozwoliła to włożyć - powiedziałam.
- A ja nie wierzę, że pozwoliłaś swojej matce, żeby namówiła ciebie do ubrania się w
to - odparła ze śmiechem Trina.
- Potwornie tradycyjna - przyznałam. - Wiem. - Ale i tak wyglądasz ładnie.
- Ty też.
Naprawdę ładnie wyglądała. A ja byłam jeszcze bardziej szczęśliwa niż przedtem, że
znów jesteśmy przyjaciółkami.
Usłyszałyśmy nadjeżdżającą limuzynę na długo, zanim ją zobaczyłyśmy, bo
fotografowie, którzy obsiedli drzewa na naszej ulicy w nadziei, że uda im się zrobić dobre
zdjęcie, kiedy Luke będzie mi przypinał bukiecik kwiatków, zaczęli krzyczeć z
podnieceniem:
- Jedzie! Jedzie!
Nawet ja - choć nie wykazywałam takiego samego entuzjazmu dla tej imprezy jak,
powiedzmy, Trina - poczułam lekkie ożywienie. Och, no cóż. Nie wybierałam się na
Wiosenne Szaleństwo z ukochanym, to fakt.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]