[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kto? O czym ty mówisz?
Jej ton mnie przeraził, ale musiałem wiedzieć, o co chodzi.
To Matty. Matterhorn! Pies Paula z Londynu. Oddaliśmy go przed wyjaz-
dem do Wiednia. Musieliśmy to zrobić, bo. . . Matty! Matty, chodz tu!
123
Pies zaczął krążyć wokół nas: przebiegł między krzakami, po ścieżce, przez
klomb. Załatwiał swoje psie sprawy, poruszając się szybko i jaśniejąc w mroku.
Był olbrzymi. Musiał ważyć ponad czterdzieści kilo.
Matty! Chodz tutaj!
India przykucnęła. Pies ruszył ku niej w podskokach, piszcząc jak szczeniak.
Indio, uważaj. Nie wiesz. . .
Co z tego? Zamknij się.
Spiorunowała mnie wściekłym wzrokiem. Pies usłyszał zmianę w jej tonie
i stanął jak wryty, pół metra od nas. Spojrzał na Indię, a potem na mnie.
Matty!
Opuścił łeb i warknął.
Odejdz, Joe, on się ciebie boi.
Pies warknął ponownie, ale tym razem dzwięk był dłuższy i bardziej gardłowy,
dzikszy i grozniejszy. Obnażył też zęby i zaczął machać kikutem ogona o wiele
za szybko.
Boże. Joe?
Cofnij się.
Joe. . .
Przemówiłem cichym, monotonnym głosem:
Jeśli poruszysz się zbyt szybko, skoczy na ciebie. Cofaj się powoli. Nie tak,
wolniej.
Wciąż była przykucnięta, co bardzo utrudniało jej ruch do tyłu. Rozejrzałem
się za jakąś gałęzią czy kamieniem, którymi mógłbym rzucić w psa, ale w pobliżu
nic takiego nie leżało. Gdyby zaatakował, miałbym tylko ręce i nogi: broń głupią
i bezużyteczną w walce z ogromnym bokserem.
Indii udało się cofnąć jakieś pół metra. Przerażony jak nigdy w życiu, po-
woli wśliznąłem się między nią a psa, który warczał już bez przerwy. Przyszło
mi do głowy, że może być wściekły. Nie wiedziałem, co robić. Jak długo będzie
tak stał? Jak długo będzie czekał? Czego chce? Warczenie przeszło w urywane
szczeknięcia, brzmiące tak, jakby coś zwierzaka bolało. Kręcąc łbem, otworzył
szerzej ślepia, a potem je zmrużył. Jeśli jest wściekły i mnie ugryzie. . .
Uświadomiłem sobie, że mruczę pod nosem: Jezu Chryste, Jezu Chryste. . .
Stałem z dłońmi rozpłaszczonymi na udach, nie śmiąc się poruszyć. Ze strachu
czułem w ustach jakiś gorzki, ohydny smak.
Ktoś zagwizdał i pies kłapnął kilkakrotnie pyskiem w moją stronę z obłąkań-
czą szybkością, ale nie ruszył się z miejsca. Gwizd zabrzmiał drugi raz.
Brawo, Joey! Zdałeś test Matty ego! Indio, Joe zdał!
Na skraju parku stał Paul. Był w cylindrze Brzdąca, białych rękawiczkach
i najpiękniejszym czarnym płaszczu, jaki kiedykolwiek widziałem.
Pies podbiegł do niego i skoczył ku ręce, którą Paul uniósł nad głowę. Potem
obaj zniknęli w mroku.
Rozdział 5
Joseph?
Karen!
Cześć, kochanie. Możesz rozmawiać?
Jasne, tylko usiądę.
Karen. Dzwoni Karen. Anioł, który sprawi, że wszystko znów będzie dobrze.
Już. Mów. Mów, co słychać. Nie mogłem się do ciebie dodzwonić.
Hej, Josephie, dobrze się czujesz? Masz taki głos, jakby wyrwali ci wszyst-
kie zęby.
To wina połączenia. Jak t y się czujesz?
Ja? Dobrze.
Co znaczy dobrze ? Teraz ty masz taki głos, jakby wyrwali ci zęby.
Roześmiała się; mógłbym słuchać jej śmiechu bez końca.
Nie, Josephie, czuję się świetnie. A co u ciebie? Co się dzieje z twoją panną
Indią?
Nic. Nic się nie dzieje. India ma się dobrze.
A ty?
Och, jakże chciałem jej powiedzieć. Jakże chciałem mieć ją teraz przy sobie.
Jakże chciałem, żeby było już po wszystkim.
Karen, kocham cię. Nie kocham Indii, kocham ciebie. Chcę wrócić. Pragnę
cię.
Hmm.
Wiedziałem, że za chwilę powie coś okropnego. Zamknąłem oczy.
Co z Milesem, Karen?
Chcesz znać prawdę?
Tak.
Serce waliło mi jak skazańcowi stojącemu pod szubienicą.
Mieszkam u niego. Oświadczył mi się.
O Boże.
Wiem.
I?
Nie mów tego. Na litość boską, nie mów, że go przyjęłaś.
125
Powiedziałam, że chcę porozmawiać z tobą.
Wie o mnie?
Tak.
Chcesz za niego wyjść?
Chcesz znać prawdę?
Tak, do cholery, chcę znać prawdę! Natychmiast pożałowałem tego wybu-
chu, bo jej ton ochłódł.
Chwilami myślę, że tak, Josephie. Chwilami tak. A co z tobą?
Poprawiając się na siedzeniu, wyrżnąłem golenią w nogę krzesła i omal nie
zemdlałem. Najlepsza rzecz w moim życiu rozsypywała się w proch, a ja, zamro-
czony bólem, nie mogłem znalezć jasnych i właściwych słów.
Karen, czy możesz zaczekać z odpowiedzią? Czy możesz jeszcze trochę
zaczekać?
Cisza w słuchawce zdawała się trwać sto lat.
Nie wiem, Josephie.
Kochasz mnie, Karen?
Tak, Josephie, ale może bardziej kocham Milesa. Przysięgam na Boga, nie
próbuję się asekurować. Naprawdę tego nie wiem.
* * *
Siedziałem w moim pokoju i paliłem papierosy. Grało radio i uśmiechnąłem
się gorzko, usłyszawszy piosenkę Indii z naszej wycieczki w góry, Słońce zza
chmur. Kiedy to było? I kiedy trzymałem Karen w ramionach, przysięgając sobie,
że nigdy nie wrócę do Wiednia? Wszystko zostało w Nowym Jorku. Wszystko.
Czy naprawdę miałem to teraz utracić?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]