[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Missy w środku nocy przyszła do pokoju Roberta, a on się nawet nie potru-
dził, żeby mnie o tym zawiadomić. Nie wiedział, że oszaleję ze strachu, kiedy nie
znajdę malej w łóżku? A może w ten sposób chciał się na mnie zemścić...
Przestań!
Rzeczywiście nie miała żadnego powodu, żeby myśleć o nim w ten sposób.
To co między nimi zaszło, a raczej prawie zaszło, stało się zarówno z jego, jak i z
R
L
jej winy. Jak para dzieciaków pozwolili sobie cofnąć się w czasie, popełnili ko-
smiczne głupstwo, ale to jeszcze nie znaczy, że Robert miałby jej zle życzyć.
Oczywiście, zadzwoniłby, gdyby Missy się u niego pojawiła.
Ta myśl, zamiast uspokoić, jeszcze bardziej przeraziła Kelly. No bo skoro nie
zadzwonił, to znaczy, że Missy do nich nie przyszła. A więc gdzie, na miły Bóg, się
podziewała?
Resztę schodów pokonała biegiem. Zapomniała, że ludzie jeszcze śpią. Z ca-
łej siły waliła pięściami w drzwi apartamentu Roberta. Już nie próbowała po-
wstrzymać łez.
Robert otworzył prawie natychmiast. Zrobił wielkie oczy. kiedy zobaczył ją w
takim stanie.
- Co się...
Wpadła do pokoju jak bomba.
- Powiedz mi, że Missy jest u ciebie - błagała.
- Nie ma jej. Dlaczego uważasz, że powinna tu być?
Kelly opowiedziała mu o sprytnie ułożonej pościeli, o przystawionym krze-
sełku, o tym, jak odkryła zniknięcie Missy i jak zaraz pomyślała, że pewnie poszła
zobaczyć się z Lisą.
Robert się zasępił. Też był niespokojny, choć starał się przynajmniej przed
sobą udawać, że nie ma po temu żadnego powodu.
- Apartament jest duży, Lisa mogła ją wpuścić bez mojej wiedzy - powiedział.
- Chodz ze mną. Założę się, że śpią smacznie w łóżku mojej córki.
Otworzył pokój małej, zapalił światło. Przerażony dopadł łóżka, na którym
piętrzyła się kołdra tak udrapowana, jakby ktoś pod nią leżał. Odkrył kołdrę. To
łóżko także było puste.
- Nie ma jej - wyszeptał.
Kelly zbladła, zachwiała się. Gdyby jej Robert nie przytrzymał, na pewno by
upadła.
R
L
- Nie odeszły daleko - pocieszał i ją, i siebie. - Muszą być na terenie hotelu.
- Ale gdzie? Przecież to wielki hotel z mnóstwem drzwi. Mogły wyjść na
dwór i jakiś obcy... - Kelly znów się rozpłakała.
Robert przyciągnął ją do siebie i przytulił.
- Posłuchaj mnie. Musisz się wziąć w garść, bo zaraz zejdziemy do recepcji.
Poprosimy, żeby ochrona hotelu przeszukała każdy najmniejszy kącik. Jeśli będzie
trzeba, każemy przeszukać także pokoje gości, postawimy na nogi całą miejscową
policję. Przysięgam ci, że znajdziemy nasze dzieci.
- Ale dlaczego? Dlaczego one to zrobiły?
- Obawiam się, że to moja wina - przyznał Robert. - Wczoraj wieczorem by-
łem taki zły, że kazałem się Lisie spakować, żebyśmy mogli wyjechać stąd z same-
go rana. Moja córka nie chciała jechać bez pożegnania się z Missy. Mówiła coś o
przyjęciu pożegnalnym i o prezentach, którymi miały się nawzajem obdarować. Ale
ja zdecydowanie chciałem wyjechać. Nie mogłem się z tobą zobaczyć po tym, co
się wczoraj stało.
- To nie tylko twoja wina - chlipnęła Kelly. - Ja też nie chciałam cię więcej
widzieć. Miałam zamiar wyjechać skoro świt, a Missy bardzo się to nie spodobało.
- Pewnie schowały się gdzieś, żeby się wymienić prezentami. Wcale bym się
nie zdziwił, gdybyśmy natknęli się na nie w recepcji.
Jednak w recepcji dziewczynek nie było. Recepcjonista także nie widział
dwóch małych dziewczynek w piżamkach. Natychmiast zadzwonił po ochronę.
- Zaraz przeszukamy hotel - zapewnił umundurowany strażnik, gdy Robert
opowiedział mu, co się stało. - Każę ogrodnikom przeszukać ogród i pole golfowe.
- Pójdę z panem - zawołała Kelly, zanim strażnik zdążył odejść. - Zwariuję,
jeśli będę tu stać i patrzeć.
- Proszę usiąść - uspokajał ją recepcjonista. - Zaraz każę podać kawę.
- Nie! - zawołała. Trzymała się kurczowo ramienia Roberta. Bała się, że ze-
mdleje, jeśli go puści. - Muszę znalezć moją córeczkę!
R
L
- Znajdziemy - zapewnił ją Robert. Niestety, w jego głosie nie było już tej
pewności co przed kwadransem. - Znajdziemy i twoją, i moją córeczkę.
Patrzyli na siebie zrozpaczeni, a potem padli sobie w ramiona. Tym razem nie
zastanawiali się, czy to wypada.
Trzymając się za ręce, przeszukali cały parter. Wielu pomieszczeń jeszcze nie
otwarto, ale Kelly i Robert przyklejali twarze do szklanych szyb, żeby sprawdzić,
czy przypadkiem nie zobaczą tam swoich dzieci.
Pół godziny pózniej natknęli się na strażnika.
- Nie ma ich w hotelu - oświadczył.
- Czy przeszukaliście także pokoje gości? - spytał Robert.
- Nie możemy pukać do każdych drzwi. - Strażnik wzruszył ramionami.
- Owszem, możecie - warknął Robert. - Jeśli wy się tym nie zajmiecie, zrobię
to osobiście.
Do hotelu wszedł zaspany mężczyzna w szarym garniturze. Powiedział coś do
recepcjonisty, po czym podszedł do Kelly i Roberta.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]