[ Pobierz całość w formacie PDF ]
włosy zaczesywał gładko do tyłu i ściągał w ogon. Skórę miał zawsze mocno opaloną i
prawie bez zmarszczek - Maximilian traktował swoją twarz, jak gdyby była okazem rzadkiej
porcelany. Wszystko na nim błyszczało - od wypucowanych butów w kolorze kasztanów do
mieniącej się chusteczki, dodającej elegancji jego oliwkowozielonemu, nieskazitelnie
wyprasowanemu płóciennemu garniturowi. Prezentował krawiecką doskonałość i tego
samego oczekiwał od gwiazd, które ubierał.
- Cześć. Udały się wakacje? - Witali Katherine poszczególni członkowie ekipy.
- Nie byłam na wakacjach, tylko się rozwodziłam z mężem - odpowiadała cierpliwie.
Weszła do furgonetki służącej za garderobę, gdzie czekał już na nią dumnie
uśmiechnięty Maximilian.
- Corazon, przepraszam. Być może, że ta suknia jest trochę za ciepła na dziś -
usprawiedliwiał się. - 2 drugiej strony, pamiętajmy, że ona przylatuje z Alaski. No powiedz,
podoba ci się?
Garderobiana Becky w jednej ręce trzymała długą suknię z jaskrawoczerwonego
kaszmiru, na podszewce, zapinaną pod szyję, z długimi rękawami obszytymi czarnym futrem,
w drugiej zaś - ciężką wełnianą pelerynkę obszytą czarnymi karakułami. Do tego dochodził
karakułowy toczek, czerwone botki do kolan, rękawiczki z cienkiej czerwonej skórki oraz
karakułowa mufka.
- Mufka? - Katherine zmarszczyła brwi. - Myślałam, że mufki wyszły z mody jeszcze
w dziewiętnastym wieku.
- Wracają! - oznajmił triumfalnie Maximilian. - Georgia Skeffington to potwierdzi.
- Ten strój wygląda na bardzo... ciężki. - Katherine wzięła kostium z rąk Becky. -
Dobry Boże, toż to waży chyba tonę!
- Corazon, tylko dziś go włożysz. Do pozostałych scen w tym odcinku
zaprojektowałem dla ciebie lekkie i powiewne kreacje z szyfonu.
- Cudownie - mruknęła Katherine. - W scenach kręconych w klimatyzowanych
pomieszczeniach będę ubrana w powiewne szyfonowe kreacje, a w czterdziestostopniowym
upale mam się męczyć w kaszmirowej sukni na podszewce. Brawo, Maximilian.
Zauważyła, że Maximilian i Becky wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia.
- Dobrze, dobrze, przecież wiecie, że ja tylko żartowałam - rzekła z uśmiechem, żeby
rozładować sytuację. - Oczywiście, że włożę ten kostium. Sztuka wszak wymaga poświęceń.
Chodz, Becky, ubieram się. Tamci są już na pewno gotowi do próby. Nie każemy na siebie
czekać wielkiemu angielskiemu tragikowi.
Tamci parsknęli śmiechem.
- Corazon, zakładamy się o to, ile linijek będzie dziś pamiętał ten piernik? - spytał
Maximilian.
Telefon komórkowy Katherine zadzwonił w chwili, gdy przymierzała toczek.
- Kitty? - przez trzaski -w słuchawce przebił się stłumiony głos Brendy. - Dzwonię z
komisariatu. Czekam tu już trzy godziny, ale te łobuzy wciąż nie chcą zwolnić Tommy ego.
- Dlaczego? - krzyknęła Katherine. - Przecież chcemy wpłacić kaucję. Nie zgadzają
się na kaucję?
- Nie; i nie chcą mi powiedzieć dlaczego - powiedziała Brenda zrozpaczonym tonem.
Rozległo się pukanie do cienkich drzwi ze sklejki.
- Na plan, Katherine. Reżyser mówi, że mamy dziś masę roboty.
- Już idę! Posłuchaj mnie, Brenda. Co Tommy właściwie zrobił?
- Wdał się w bójkę z chłopakiem w barze. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie
to, że Tommy był pijany. Tak w każdym razie twierdzą gliniarze.
- Czy tamten chłopak złożył skargę?
- Myślisz, że mogę się czegokolwiek dowiedzieć? - zdenerwowała się Brenda. -
Widziałam Tommy ego, wszystko jest dobrze, tylko że nie chcą go wypuścić bez prawnika i
twojego poręczenia.
- O Boże, co robić?
Rozległo się kolejne, tym razem bardziej natarczywe pukanie do drzwi.
- Na miłość boską, Katherine, wszyscy czekamy na ciebie w czterdziestostopniowym
upale! Kiedy wreszcie łaskawie stąd wyjdziesz? - To szalał Ben, szef produkcji.
- Chwileczkę! - zawyła Katherine. - Usiłuję wbić się w ten cholerny kostium. -
Zciszyła głos. - Słuchaj, Brenda. Rano próbowałam się dodzwonić do mojego adwokata, ale
okazało się, że wyjechał do Nowego Jorku. Mamy dopiero ósmą, to znaczy że w Nowym
Jorku nie ma jeszcze nikogo w biurze, a ja nie znam domowego numeru jego wspólnika. W
tym biurze odpowiada tylko automatyczna sekretarka. Niech to diabli. Dobrze, poproszę
Stevena. Jeśli ktoś może nam pomóc, to tylko on. Wiesz, mamy tutaj prawdziwe urwanie
głowy.
- Chyba nie sądzisz, że tu jest słodko, Kitty. Tommy jest naprawdę zdenerwowany.
Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Rozkleił się, ale równocześnie jest
wojowniczy. Marzy o tym, żeby wreszcie stąd wyjść. Nie uwierzyłabyś, w jakim
towarzystwie musiał spędzić całą noc. Sprzedawcy narkotyków, stręczyciele, włóczędzy.
Musimy go odwszyć, zanim pozwolimy mu wejść do domu.
Ktoś walnął kilka razy pięścią w drzwi, które się otwarły i ukazał się w nich, podparty
pod boki, Buzz Smith, wąsaty przystojniak kojarzony z serialem Starsky, Hutch i
policjantka . Reżyserował ten odcinek Rodziny Skeffingtonów
- Na rany Chrystusa, Katherine, za kogo ty się niby masz, że każesz nam na siebie tyle
czekać? - wrzasnął, wchodząc do garderoby.- Upał taki, że można się wściec, ósma już dawno
minęła, a my nic, tylko na ciebie czekamy. Mamy dziś do nakręcenia pięć scen. Podnieś
łaskawie tyłek, bo jak nie, to zadzwonię do kierownictwa.
- Muszę już iść, Bren - rzekła Katherine, usiłując przełknąć kluchę w gardle i ukryć
paniczny strach w głosie. - Znajdę Stevea i poproszę go, żeby pojechał na komisariat. Steve
się na pewno wszystkim zajmie, Bren, ale proszę cię, zostań tam jeszcze trochę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]