[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jeszcze kilka tygodni temu usłyszała o urokach popołudnia spędzonego na
plaży w towarzystwie dziecka i mężczyzny, pomyślałaby, że jej to nie
dotyczy. Nie po tym, jak zerwała z Brianem. Jeśli wyobrażała sobie
kiedyś, że ma dzieci, były to zawsze dzieci jej i Briana.
Nagle zdała sobie sprawę, że Brian nigdy nie pasował do obrazka
szczęśliwej rodziny. Nigdy nie nakarmiłby dziecka. Ani lodami, ani
niczym innym. Nie usiadłby z rodziną na plaży. Dawniej uważała, że
wszystko zmieni się po ślubie. Teraz wiedziała, że to były złudzenia.
- Patrz, jak ta mała zajada. Nie nadążam z podawaniem - parsknął
śmiechem Dave.
- Nie przesadzaj. Zwietnie sobie radzisz. Nie to, co ja - westchnęła,
kiedy Dori zdecydowanym ruchem zdarła sobie z głowy czapeczkę.
- Jenny, wstydzę się tego, co powiedziałem kiedyś. Wiesz, że nie
masz pojęcia o opiece nad dziećmi. Byłabyś wspaniałą matką.
- Nie do wiary. - Jenny usiadła, kładąc rękę na sercu i udała, że
mdleje. - Słuchajcie wszyscy. Sam Dave Kasada uznał, że byłabym dobrą
matkÄ…!
- Ty... - Dave cisnął w nią odrobiną lodów, które miał na łyżeczce.
85
R S
Rozpuszczona masa ześlizgnęła się z policzka i wpadła jej za dekolt.
- No, nie! To już bezczelność! - krzyknęła i roztarła mu na twarzy
resztkę swoich lodów.
Chwycił ją za obie ręce i przycisnął do koca, a potem wytarł o nią
twarz. Zarykując się ze śmiechu, siłowali się przez chwilę, aż nagle Dave
zorientował się, że leży na niej, z ustami tuż przy jej wargach.
- Jenny...
Nie odpowiedziała. Czuła na sobie każdy mięsień jego ciała i... I to
było bardzo miłe. Uśpione zmysły dały znać o sobie z taką siłą, że czuła
się zażenowana. Mimo że rozum mówił nie", poddała się pragnieniu.
Wszystko było jak starym filmie - najpierw muśnięcie oddechu i
lekkie dotknięcie warg, a potem muzyka, werble, bomby eksplodujące
wysoko nad głowami i światła błyskające setkami kolorów. Zwarli się
ustami aż do utraty tchu.
Długą chwilę pózniej Dave oderwał się od Jenny i zaglądając jej w
oczy, zapytał schrypniętym głosem:
- Co to, do diabła, było?
Ona wiedziała doskonale, ale nie odezwała się słowem. Leżała z
zaciśniętymi powiekami, żeby nic się nie wydało. Była zakochana. W
trzydziestym pierwszym roku życia zakochała się na zabój, po uszy,
bezrozumnie. Zakochała się w momencie, w którym uczucie mogło tylko
skomplikować jej życie. W człowieku, o którym nie wiedziała nic, poza
tym, że robi latawce, jest dobrym ojcem i wyjątkowo przystojnym męż-
czyznÄ….
No i jeszcze jedno. Dave był pierwszym uczciwym facetem, jakiego
spotkała w życiu. I dlatego ona musi wycofać się, zanim będzie za pózno.
Wzięła głęboki oddech i wywinęła się z jego objęć.
86
R S
- Zciemnia się. Pora wracać - powiedziała jakby nigdy nic i zaczęła
zawiązywać czapeczkę pod brodą Dori.
Zauważyła wyraz przykrego zaskoczenia na twarzy Dave'a.
- Przepraszam, jeśli cię obraziłem. - Chwycił ją za rękę.
- Nic podobnego - zaśmiała się, żeby ukryć łzy. - Jeden pocałunek.
Wielkie rzeczy!
Na domiar złego kłamała. To była wielka rzecz. Tak wielka, że Jenny
bała się wstać, żeby Dave nie zauważył, jak drżą pod nią kolana.
- Co sÄ…dzisz o prawdziwej randce? Tym razem w porzÄ…dnej
restauracji. Powiedz tylko gdzie. - Nie patrząc na nią, zbierał zabawki Dori
i pakował je do torby.
- Lepiej nie.
- Dlaczego?
- Ludzie zaczną gadać.
- No i co z tego? Jesteśmy dorośli.
- Dave - Jenny wzięła na ręce Dori i pocałowała ją w policzek -
myślę, że w tej chwili nie mam czasu na żaden związek.
Naprawdę umiała kłamać!
87
R S
ROZDZIAA SIÓDMY
- Opowiedzieć ci głupi dowcip? - zapytał Dave, kiedy wracali do
miasteczka.
- Brzydki?
- Nie, głupi. Nigdy nie słyszałaś głupich dowcipów?
- Zależy jak głupich.
- Pewien facet poszedł ze swoim psem do kina. Na filmie pies śmiał
się tak bardzo, że aż łzy ciekły mu po pysku. Mężczyzna, który siedział
obok nich, obserwował ich zdziwiony, w końcu nie wytrzymał i zapytał
właściciela:
- Czy pana pies się śmieje?
- Tak - odpowiedział tamten. - Sam się dziwię. Wcześniej twierdził,
że nienawidzi tej książki.
Jenny popatrzyła na niego pustym wzrokiem.
- Rzeczywiście beznadziejnie głupi. I ciebie to śmieszy?
- Nie mówiłem, że mnie śmieszy. Mówiłem tylko, że jest głupi.
Opowiedzieć ci jeszcze jeden?
- Raczej nie. Przynajmniej nie dzisiaj.
Wolała myśleć o tym, że udało się im spędzić wspaniałe kilka
godzin. Miło jest mieć takiego przyjaciela. I niech tak zostanie.
Zbliżyli się do cukierni. Jenny zerknęła przez okno i nogi odmówiły
jej posłuszeństwa. W środku, oparci niedbale o szklaną gablotę, stali Rob i
Teensy.
- Cześć, cześć - powiedział Rob, kiedy ich zobaczył.
88
R S
- Witajcie - wyjąkała Jenny z największym trudem. Zrobiło się jej
niedobrze. Bała się, że upadnie.
- Pojawili się dosłownie dziesięć minut po państwa wyjściu. - Pani
Wilcox wyszła z zaplecza z tacą świeżych cukierków. - Gdybym
wiedziała, gdzie jesteście, posłałabym kogoś z wiadomością.
- Wszystko w porzÄ…dku.
Dave ułożył śpiącą Dori w leżaku i podszedł do Jenny. Czego on się
spodziewa, myślała. %7łe zacznę robić sceny? Histerycznie krzyczeć, że nie
powinni zostawiać Dori i uciekać bez słowa? %7łe ludzie przyzwyczajają się
do dzieci i trudno im się z nimi rozstać? Owszem. Właśnie to chciałabym
zrobić. Tylko, że mi nie wolno. Miejsce Dori jest przy rodzicach.
Ale ich powrót był tak nagły i niespodziewany...
Patrzyła, jak Teensy zasypuje małą pocałunkami, a Rob łaskocze ją
w brzuszek. Powinna się cieszyć. Koniec z nie przespanymi nocami,
koniec z ząbkowaniem. Nigdy więcej plam z marchewki na najlepszych
bluzkach. Nareszcie zajmie siÄ™ swoimi sprawami. Tylko dlaczego chce siÄ™
jej płakać?
- Cześć, Dave. - Rob uśmiechnął się szeroko. - Jak leci?
- Niezle, a tobie?
- Super, stary. NaprawdÄ™ super. - Rob przyciÄ…gnÄ…Å‚ Teensy do siebie.
W tym czasie Jenny próbowała pozbierać się w sobie.
- Martwiłam się. Wyjechałeś tak nagle - zdołała powiedzieć
obojętnym tonem.
- Przepraszam - zaczął Rob, ale musiał przerwać, bo Teensy objęła
go z całych sił.
89
R S
Zaczęli się całować i zapomnieli o całym świecie. Jenny spojrzała na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]