[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odpowiedziała, pozwoliła sobie pomóc, ale na próżno.
Wreszcie zostawił ją w spokoju. Porozmawiał z Kate, a
kolejne dwadzieścia minut spędził w pokoju dziecięcym.
Pogładził ręcznie malowany obraz na ścianie - scenę z Arki
Noego. Ściany były bladoniebieskie, sufit pokrywały puszyste
chmurki, a na zajmujących całe ściany półkach pyszniły się
zabawki
dziecka.
i pluszowe zwierzaki. Magiczny pokój kochanego
- Zostaw ją w spokoju. - Kate stała w drzwiach sypialni
Leenie.
Obejrzał się raptownie.
- Co?
- Zostaw Leenie w spokoju. Wyjdzie, kiedy będzie
gotowa. Wtedy będziesz miał mnóstwo czasu na pocieszanie
jej. Teraz chce być sama.
Nie wiedział wiele na temat Kate, ale słyszał pogłoski
krążące na jej temat w biurze Dundee.
- Odkąd to jesteś takim ekspertem? - zapytał.
- Jestem po prostu kobietą.
- Dobrze, skoro to, że jesteś kobietą, czyni cię ekspertem
w sprawach innych kobiet, to może mi wyjaśnisz, dlaczego
ona jedną ręką mnie przyciąga, a drugą odpycha? Nie wiem,
czego naprawdę chce.
- Wierz mi, wy, mężczyźni, jesteście dla nas taką samą
zagadką, jak my dla was. - Kate zaprosiła go gestem do
salonu. - Chodź, poczekamy na Leenie. W końcu wyjdzie, a ty
będziesz mógł znów grać rycerza w lśniącej zbroi. Czekaj
tylko na sygnały. Sprytny mężczyzna zawsze wie, kiedy iść
naprzód, a kiedy się wycofać.
- Nie jestem sprytny, jeśli chodzi o kobiety - przyznał,
idąc za nią do salonu. - Nie sprawdzam się w związkach.
Usiedli na sofie. Kate zwinęła się w kłębek na boku,
opierając się plecami o poręcz, Frank założył nogę na nogę i
rozparł się wygodnie.
- Twoje sprawy osobiste to nie mój interes. Ale jeśli
zależy ci na Leenie, to zastanów się, czy traktujesz wasz
związek poważnie. Nie każ jej wierzyć, że może liczyć na
ciebie, jeśli masz zamiar zwinąć się stąd, skoro tylko
znajdziemy Andrew. Dobra rada. Do licha, to naprawdę dobra
rada!
- A jeśli sam nie wiem, czego chcę w przyszłości? Na
razie chcę sprowadzić Andrew do domu, chcę chronić Leenie i
wspierać ją, ale... - Potrząsnął głową. - Chcę też być ojcem dla
mojego dziecka.
Kate spojrzała mu w oczy.
- Ale nie mężem dla jego matki?
- Nie grzeszysz delikatnością.
- Nie, nie ma co owijać w bawełnę. Pewnie masz powody,
żeby się bać miłości i związków. To nie moja sprawa i wcale
mnie to nie interesuje. Ale Leenie ma prawo wiedzieć,
dlaczego.
- Może Leenie to nie obchodzi? - zaoponował Frank. -
Przyjmujesz, że pragnie stałego związku. To, że mamy
dziecko i że teraz ona potrzebuje mojej pomocy, nie oznacza,
że chce ze mną spędzić życie.
- A próbowałeś ją o to zapytać? Frank pokręcił głową.
- Bezpośrednie podejście nie działa na kobiety. Kate
skrzywiła się i syknęła:
- A cóż to za kobiety miałeś w swoim życiu? A może
tylko jedną taką i teraz wszystkie mierzysz tą samą miarką?
Prawda odrobinę zabolała, ale Frank zdobył się na lekki'
uśmieszek.
Kate chciała powiedzieć coś jeszcze, kiedy odezwała się
komórka Franka. Z wdzięcznością wyszarpnął ją z kieszeni.
Czuł, że Kate ma zamiar uraczyć go jeszcze niejedną kobiecą
radą.
- Latimer, słucham.
- Tu agent specjalny Moran. Mamy chyba przełom w
sprawie Andrew Pattona.
Frank zesztywniał, wstrzymując oddech z napięciem.
- Znaleźliście go?
- Niestety, nie. - odparł Moran. - Ale infiltrowaliśmy
siatkę, która właśnie wystawia na aukcję nowe dziecko. W
Tennessee, w Memphis. Chłopczyk, jasne włosy, niebieskie
oczy. Dwa do trzech miesięcy. Zamierzamy wysłać tam parę
agentów jako potencjalnych rodziców.
- Nie możecie po prostu dopaść tych łotrów?
- Wiesz, że nie. Może lepiej nie mów o tym pannie
Patton, chyba że jesteś pewien, że to zniesie.
- Porozmawiam najpierw z Kate - odparł Frank. -
Informuj nas na bieżąco.
- Jasne. Wiem, że to twój dzieciak i... No cóż, jasne, że
będę cię informował.
- Dzięki.
Frank rozumiał, że ci ludzie mają jedynie odegrać rolę
przyszłych rodziców. Nie będą nikogo aresztować. Przyjdą na
pierwsze spotkanie, pełni nadziei i radości, i postarają się, aby
najgrubsze ryby z gangu niczego się nie domyśliły.
Włożył telefon do kieszeni i spojrzał na Kate.
- Moran mówi, że siatka wystawiła do adopcji nowe
dziecko.
Federalni
twierdzą,
że
mają
jasnowłose
i
niebieskookie niemowlę.
Kate aż syknęła.
- I wysyłają parę agentów, żeby udawali zdesperowanych
rodziców, gotowych adoptować dziecko za wszelką cenę?
- Właśnie.
Zaczął krążyć po salonie. Z jednej strony ojcowskie
instynkty nakazywały mu robić wszystko, aby odzyskać syna.
Z drugiej - agent Dundee i pracownik służb specjalnych
wiedział, że misja jest ważniejsza od spraw prywatnych. Nie
chodziło jedynie o to, aby zwrócić rodzicom Andrew Pattona,
całego i zdrowego, lecz również i o to, aby rozpracować siatkę
porywaczy dzieci, która bezkarnie działała w południowych
stanach już od dziesięciu lat.
- Ona nie zrozumie, prawda? - mruknął Frank, nie
odwracając się do Kate.
- Nie, nie zrozumie.
- Więc nie powiemy jej. Moran twierdzi, że tak będzie
najlepiej.
- Moran nie jest zaangażowany osobiście w tę sprawę, a
ty tak - odparła Kate.
- Naprawdę?
- Tak mi się zdaje.
- Przebaczy mi wszystko, kiedy Andrew znajdzie się w
domu cały i zdrowy.
- Nie licz na to, jeśli się zorientuje, że...
- Że co? - rozległ się nagle jasny, czysty głos Leenie.
Frank obrócił się raptownie. Kate wytrzeszczyła oczy.
- Coś w sprawie Andrew? - zapytała z nadzieją Leenie.
Frank skrzywił się.
- Nic konkretnego.
- Co mam przez to rozumieć?
Frank spojrzał błagalnie na Kate, żeby powiedziała coś -
cokolwiek, co rozbroi tę tykającą bombę zegarową, zanim
eksploduje. Jedno z nich musi wyjaśnić wszystko. Kate
odpowiedziała mu spojrzeniem świadczącym, że jej zdaniem
to jego sprawa.
I co miał zrobić?
- To znaczy, że FBI ma pewne poszlaki...
- Jakie poszlaki? - Leenie weszła do salonu. Miała świeżo
umytą twarz i lekko podpuchnięte oczy.
Wiedział, że płakała. A teraz spoglądała na niego w
niemym błaganiu o bodaj cień nadziei.
- W Memphis jest do adopcji niebieskookie, jasnowłose
dziecko. Ogólny opis pasuje do Andrew.
- Musimy zaraz tam jechać! - wykrzyknęła Leenie. -
Frank, to dobre wieści! Czy Moran już kogoś tam posłał? Och,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]