[ Pobierz całość w formacie PDF ]
du\e ryzyko. Jak powiedzieć o tym Dane'owi, nie ujawniając prawdy o zagro\onej
cią\y?
Przełknęła ły\kę rosołu i zaczęła niepewnie:
- Dane&
- Wiem, \e w twoim stanie wielkie namiętności tracą na znaczeniu. Nie będę
nalegać. Twoje zdrowie jest teraz najwa\niejsze. Nie chcę zostawiać cię samej na całą
noc. Będę na wyciągnięcie ręki, gdybyś mnie potrzebowała.
- Dzięki - odparła z ulgą. Była wzruszona jego troskliwością, lecz z \alem
uznała, \e jako kobieta przestała być dla niego atrakcyjna. Dane równie\ miał ponurą
minę, bo uznał, \e Tess ju\ go nie chce. Oboje ukrywali prawdziwe uczucia pod
maską chłodnej uprzejmości.
- Jedz rosół - przypomniał.
Wkrótce zrobiło się ciemno. Tess odpoczywała. Oboje byli zmęczeni i
postanowili wcześnie iść spać. Dane rozebrał się przy zapalonym świetle. Tess
obserwowała go - początkowo ukradkiem, potem jawnie. Spłonęła rumieńcem, gdy
napotkała jego spojrzenie.
Uśmiechnął się lekko i zgasił lampę.
- Wkrótce przywykniesz do tego widoku - powiedział, udając, \e nie dostrzega
jej zawstydzenia. - Gdy się przeniosłaś do mego mieszkania, zacząłem nosić pi\amę,
\eby cię nie peszyć. Teraz jesteśmy mał\eństwem, więc nie muszę niczego przed tobą
ukrywać. Tak mi będzie wygodniej. Od dzieciństwa sypiam nago.
- Nie mam nic przeciwko temu - odparła Tess, gdy wsunął się pod kołdrę. - To
przecie\ twoja sypialnia.
Przyjemnie było le\eć obok niego. Ju\ tak kiedyś spali. Tamtej pamiętnej nocy
Tess była tak wyczerpana i oszołomiona, \e natychmiast zasnęła w ramionach
kochanka. Teraz czuła się niepewnie, le\ąc w ciemności obok ukochanego, który
dzielił z nią ło\e bez większego entuzjazmu, jakby z obowiązku.
Nagle poczuła na brzuchu jego dłoń. Zdrętwiała ze strachu.
- Nie histeryzuj. Chciałem tylko sprawdzić, czy dziecko się porusza.
Tess miała ściśnięte gardło. Dotknięcie ciepłej dłoni było przyjemne i
niepokojące zarazem.
- Czasami się obraca. Wkrótce zacznie kopać - wykrztusiła z trudem.
- Chcesz karmić piersią, Tess?
Serce zabiło jej mocniej. Wiedziała, \e to zdrowe dla dziecka. Wiele o tym
czytała.
- Tak, jeśli tylko będę miała pokarm.
Wstrzymała oddech. Miała nadzieję, \e Dane ją przytuli.
Pragnęła zasnąć w jego ramionach, ukołysana czułym szeptem. Dane cofnął
dłoń i przesunął się na brzeg łó\ka. Słyszała, jak układa się na boku, odwrócony do
niej plecami. Wspólna przyszłość nie wyglądała zbyt ró\owo. Tess poczuła niepokój.
Dane zamknął oczy, westchnął cię\ko i zasnął.
Dni płynęły wolno. Lassiter z niepokojem obserwował \onę.
- Za mało się ruszasz - stwierdził pewnego wieczoru po powrocie z agencji. -
Wcią\ siedzisz. Powinnaś spacerować. Zaczniesz od jutra. Nie warto protestować -
rzucił pospiesznie, gdy chciała wtrącić swoje trzy grosze. - Bezczynność mo\e
zaszkodzić dziecku. Postaram się przyjechać wcześniej z pracy. Wybierzemy się na
spacer po ranczo.
- Dane& - próbowała go zmitygować.
- Muszę dziś wrócić do miasta, bo planujemy małą zasadzkę. Jeszcze o tym
porozmawiamy. Nie siedz długo. To szkodzi dziecku.
Tess miała ochotę wrzeszczeć na całe gardło. Dane mówił tylko o dziecku.
Czuła się jak inkubator, w którym rośnie jego potomek. Martwiła się o upragnione
maleństwo, ale nie chciała być traktowana jak przedmiot. Kłamstwo ma krótkie nogi.
Nie powiedziała Dane'owi prawdy, a teraz musiała słuchać jego wymówek. Jak mogła
spacerować, skoro wszelka aktywność groziła krwotokiem i utratą dziecka?
Zledztwo prowadzone przez Dane'a ciągnęło się w nieskończoność. Tess
odetchnęła z ulgą; zabrakło czasu na wspólne spacery. Dane rzucił się w wir pracy.
Coraz krócej przebywali razem. Jezdził po południu do miasta i wracał na ranczo
pózną nocą, gdy Tess ju\ spała. Zdarzały się im ostre sprzeczki. Kłamstwa i
niedomówienia nie słu\yły młodemu mał\eństwu. Padały niesprawiedliwe oskar\enia
i złośliwe komentarze.
Tess czuła się zaniedbywana. Dane za wszelką cenę chciał ukryć, jak bardzo
mu na niej zale\y. Unikał \ony, bo coraz trudniej było mu zachować pozory
obojętności. Ilekroć odwróciła głowę, wpatrywał się w nią jak urzeczony, a jego
spojrzenie zdradzało głębię uczucia.
- Dlaczego w ogóle się do mnie nie odzywasz? - Tess często robiła mu
wymówki. - Coraz pózniej wracasz do domu. W ogóle cię nie widuję.
- A o czym mamy rozmawiać? - odpowiadał wymijająco. - Uwiodłaś mnie,
pamiętasz? Nie protestowałem, bo te\ chciałem cię mieć. To po\ądanie, rozumiesz?
Nic więcej. Przestań się nad sobą roztkliwiać. Teraz wa\ne jest dziecko.
Tess poddała się bez walki. Była zmęczona zabieganiem o jego względy.
- Tak. Masz rację. Doskonale to rozumiem.
Wyszła z pokoju. Oczy miała pełne łez. Daremnie się łudziła. Dane jasno i
wyraznie dał jej do zrozumienia, co czuje.
Mijały tygodnie i miesiące. Dane i Tess \yli obok siebie jak obcy ludzie,
okazując uprzejmość i odrobinę troski. Lassiter namówił \onę, by przeniosła się do
innej sypialni pod pozorem, \e nie chce jej budzić w środku nocy, gdy wraca z miasta.
Zgodziła się bez słowa. Jej milczenie i smutek coraz bardziej go niepokoiły.
Tess z trudem dzwigała du\y brzuch. Stawała się coraz bledsza. Po kolejnej
wizycie u lekarza była tak wyczerpana, \e poło\yła się do łó\ka. Dane przestraszony
nie na \arty próbował dojść, co jej dolega.
- Jak się czujesz? - wypytał, gdy póznym popołudniem dotarł na ranczo.
- Dobrze - odparła z kamienną twarzą. Nauczyła się ukrywać obawy. Ostatnio
znów krwawiła. Doktor Boswick był powa\nie zaniepokojony. Niewiele mówił, ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]