[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zastanów się, kto podsycał ten mit? - Głos starszego pana był cie-
pły, a ciemne oczy promieniały mądrością.
- Masz rację. - Tucker odłożył widelec. - Dzieci wiedzą tylko to, co
powiedzą im rodzice, co oznacza, że to rodzice utrzymuj ą legendę
o Zwiętym Mikołaju. Właściwie nie tylko rodzice - poprawił się po
namyśle -ale ogólnie dorośli.
- Jak sądzisz, dlaczego to robią? - drążył Obediah z niewinną miną,
popychając jego myśli w wybranym przez siebie kierunku.
194
- Przychodzi mi do głowy tylko jeden dobry powód. Mikołaj to
najlepszy chwyt marketingowy naszego stulecia- stwierdził
cynicznie Tucker i spróbował sałatki. - W czasie świąt reklamuje
więcej wyrobów niż Michael Jordan.
- Ale to nie Mikołaja sprzedawcę tak kochamy - zaprotestowała
Jocelyn, trochę głośniej niż zamierzała.
Rzuciła okiem w stronę stolika Farnsworthów i natychmiast
odwróciła głowę, kiedy zorientowała się, że Maude, zaskoczona i
niepewna, patrzy w jej stronę. Poczuła ucisk wokół serca i rosnące
obawy.
- Jonesy, wiesz, że to prawda - Tucker pomachał w jej stronę
widelcem. - Nawet kiedy siedzimy przed telewizorami i śmiejemy
się z reklamy, w której przebrany za Mikołaja facet sprzedaje
maszynki do golenia albo perfumy, w duchu wiemy, że prawdziwy
Zwięty Mikołaj nie zrobiłby tego. - Przerwał i roześmiał się. -
Słyszeliście, co ja przed chwilą powiedziałem? Prawdziwy
Mikołaj - tak jakby naprawdę istniał.
- Może istnieje w twoim sercu. - W słowach Obediaha zabrzmiało
wyzwanie.
- Nie wiem, czy posunąłbym się tak daleko - odparł sucho Tucker i
odkroił kawałek pomidora. - Ale pamiętam, że przed chwilą
mogłem się odezwać i powiedzieć temu małemu, jak się nazywasz,
ale kiedy zacząłeś udawać Mikołaja, stałem i patrzyłem. Spodobała
mi się jego reakcja, ale to nieładnie, bo tak naprawdę zrobiliśmy
mu brzydki kawał.
- Dlaczego tak uważasz? - Jocelyn się skrzywiła. - To nie był
brzydki kawał.
- A jak to nazwać? - Tucker nadział pomidora na widelec. - Prędzej
czy pózniej dzieciak dowie się, że to rodzice udają Zwiętego
Mikołaja i będzie strasznie rozczarowany - oświadczył ze
smutkiem w głosie.
- A ty byłeś rozczarowany? - zastanawiał się głośno Obediah.
195
- W moim przypadku, zanim rodzice zebrali się, żeby mi
powiedzieć prawdę, sam się domyśliłem. - Tucker spojrzał na
Jocelyn pytająco.
- U mnie było tak samo - przyznała i przypomniała sobie, jak było
jej smutno i jaki czuła żal.
- Byłeś nieszczęśliwy? Zły? Zraniony? - dopytywał się Obediah.
Tucker pomyślał chwilę, zanim odpowiedział.
- Przede wszystkim było mi przykro.
Jocelyn jednym uchem słuchała jego odpowiedzi, bo jeszcze
myślała o tym, co powiedział wcześniej.
- Skoro uważasz, że dzieci nie powinny wierzyć w Zwiętego Miko-
łaja, dlaczego nie powiedziałeś Brianowi prawdy?
- Nigdy nie mówiłem, że nie powinny. - Tucker spojrzał na nią
oburzony.
- Ale uważasz, że to nie było całkiem w porządku - przypomniała
mu. - Więc dlaczego mu nie powiedziałeś? Poruszył się
niespokojnie na krześle.
- Nie wiem. Uznałem, że nic się nie stanie, jeśli mały dłużej będzie
wierzył w Zwiętego Mikołaja.
Obediah zachichotał gardłowo. Głęboki dzwięk zwrócił uwagę in-
nych gości, także Maude Farnsworth. Jocelyn schowała głowę w
ramiona i zajęła się resztą zupy.
- Słyszę nutkę zazdrości w głosie, Tucker - oskarżył go delikatnie
Obediah.
- Nie posunąłbym się tak daleko - zaprotestował Grady, ale nie za-
przeczył.
Jocelyn nagle poczuła, że coś zrozumiała. Stłumiła cichy śmiech i
postanowiła zapomnieć na chwilę o Maude.
- O to chodzi, prawda? - Spojrzała na Obediaha zdumiona. - Nie-
ważne, czy Jesteśmy dorośli i ile wiemy o życiu, bo część z nas
nadal chce wierzyć w Zwiętego Mikołaja. Chodzi jeszcze o coś
więcej. W naszych sercach nadal wierzymy w jego dobroć, bo on
196
jest jej symbolem. Dobroć -dla samej dobroci. Dlatego tak bardzo
chcemy podtrzymywać ten mit.
- Niech mnie diabli - mruknął Tucker. - Masz rację. Na twarzy
Obediaha pojawił się pełen radości uśmiech.
- Jeżeli pójdziecie krok dalej, musicie się zastanowić, skąd to się
wzięło. Czy zaczęło się od biskupa Myry, zwanego Mikołajem?
Czy on naśladował tego, któremu służył? Czy możliwe, że Bóg
włożył nam to pragnienie w serca?
Tucker zrobił wielkie oczy, odłożył widelec i oparł się o krzesło.
- Trudne pytanie.
- Jeśli to zrobił - mówił dalej Obediah - to zupełnie normalne jest
pytanie, dlaczego chce, żebyśmy zachowali w sobie coś z dziecka.
Nagle Jocelyn przypomniała sobie, że we fragmencie Pisma
Zwiętego Jezus powiedział, że jeśli ludzie nie staną się podobni do
dzieci, nigdy nie wejdą do królestwa niebieskiego.
Tucker wypuścił głośno powietrze, zaskoczony i rozbawiony.
- Mój dziadek zawsze powtarza, że nie ma nic bardziej potężnego
niż prosta dziecięca wiara.
Jocelyn uśmiechnęła się i pogrążyła we własnych myślach.
- Może wiara w Mikołaja nie jest mimo wszystko taka niemądra.
- Bóg często wybiera słabe i głupie rzeczy na świecie, żeby ukryć
w nich mądrość. - Obediah odwrócił się do mijającego ich kelnera,
który niósł dzbanek świeżo zaparzonej kawy.
Kelner zatrzymał się przy nich.
- Czy ktoś z państwa życzy sobie jeszcze trochę?
- Ja poproszę. - Obediah przysunął swoją filiżankę.
- Ja też. - Jocelyn uniosła swoją.
Po drugiej stronie, na wprost niej siedziała Maude Farnsworth.
Jocelyn starała sienie patrzeć w jej kierunku, ale zauważyła, jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]