[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kiedy go załatwiono, mężczyzna oznajmił kasjerce, że chciałby podjąć pieniądze z książeczek na hasło i
'podał książeczkę PKO z wsuniętą w nią karteczką, na której napisane było słowo, które  jak tajemnicze
zaklęcie  powinno otwierać bankowe sejfy.
Dłuższy czas trwało sprawdzanie, urzędniczka podeszła do siedzącej w głębi kierowniczki i chwilę
szeptały z ożywieniem. Mężczyzna nerwowo bębnił palcami w blat. Kasjerka zniknęła mu z pola widzenia,
a kiedy pojawiła się po kilku minutach, powiedziała :
 Niestety, proszę pana, hasło się nie zgadza,.
 Do diabła!  mężczyzna wysilił się na uśmiech.  Musiały mi się pomylić kartki, a pamięć wcale
się nie poprawia z upływem lat. Cóż, w takim razie rezygnuję. Podejmę pieniądze z drugiej  to mówiąc
podał następną książeczkę. Coraz bardziej zdenerwowany, dyskretnie rozejrzał się wokół. Nie spostrzegł
niczego, co by go zaniepokoiło, czekał więc dalej. Ale sytuacja powtórzyła się z najdrobniejszymi szcze-
gółami. Może tylko urzędniczki rozmawiały ze sobą nieco dłużej.
 Przykro mi, że i tym razem nic z tego  usłyszał.  Hasło znów jest inne.
 No, trudno  bąknął mężczyzna; teraz widać już było, że się bardzo śpieszy.  Będę musiał wysilić
pamięć i uporządkować to wszystko  powiedział odchodząc od okienka.  I przepraszam za fatygę.
 Nie szkodzi  uśmiechnęła się kasjerka, wciąż jednak patrzyła za nim. Już był przy drzwiach... Ale
zanim wyszedł, zastąpił mu drogę młody mężczyzna, który poprzednio siedział zagłębiony w lekturze ilu-
strowanego tygodnika.
 Chwileczkę  powiedział cicho, lecz wyraznie.  Chciałem zamienić z panem parę słów.
Sięgnął do kieszeni, jednocześnie coś mówiąc, kiedy raptem niefortunny posiadacz książeczek na hasło
odepchnął go. Wskoczył w obrotowe drzwi, któro  wybiegając  silnym uderzeniem wprawił w gwał-
towny ruch, i zaczął uciekać w kierunku baru  Zodiak". Zanim młody mężczyzna uporał się z wirującymi
jeszcze drzwiami, stracił kilkadziesiąt metrów. A tamten zniknął już w jednej z bram.
Młodzieniec zatrzymał się i uważnie rozglądał się dookoła. Sprawdził dwie czy trzy bramy, ale szybko
zorientował się, że to nie ma sensu. Wszystkie były przejściowe. Z markotną miną powrócił do Rotundy,
chwilę medytował nad czymś, wreszcie powoli ruszył Alejami Jerozolimskimi w kierunku ulicy Kruczej.
Obok kawiarni  Hoxana" czekał na niego uciekinier. Był nieco zasapany, wyraz twarzy miał pokorny,
przepraszający!
 Szukałem pana  powiedział.  Cholera, człowiek na starość staje się histerykiem. Myślałem, że
pan chce na mnie napaść, a ja mam przy sobie sporo pieniędzy. Zupełnie zapomniałem, że tam są strażnicy i
w ogóle... Dopiero tak biegnąc pomyślałem, że pan może jest z milicji i pewnie ma do mnie jakiś interes,
Nie chciałbym się narazić na jakieś podejrzenia... A poza tym w ogóle głupia sprawa. Niby poważny ze
mnie człowiek... I chyba nie pomyliłem się... pan z milicji, co?
 Nie, nie pomylił się pan, Chciał pan. zdaje się, podjąć pieniądze z książeczek na hasło, prawda? Pro-
szę, tu jest moja legitymacja. A ja bardzo bym chciał zobaczyć te książeczki.
 Ależ służę panu!  sięgnął do kieszeni kurtki.
I zaraz potem zaczął się w popłochu uderzać po bokach, rozpiął kurtkę, wywrócił nawet kieszenie ma-
rynarki i spodni.
 Nie ma!  wykrzyknął wreszcie.  Musiałem je zgubić w czasie tej bezsensownej ucieczki.
 Wyleciały panu z kieszeni, panie Skoczek?  ironicznie zapytał milicjant.  Trudno, pójdziemy do
komendy, tam się wszystko wyjaśni.
Ale wyjaśniło się niewiele. Skoczek nie miał tych książeczek przy sobie, a wysłani w teren funkcjona-
riusze; bezskutecznie przetrząsnęli liczne zakamarki w domach i podwórzach na trasie ucieczki, łącznie z
koszami na śmiecie, piwnicami i strychami.
 Jak kamień w wodę...  westchnął Skoczek.  Mój Bożę. taka strata! Zgubiona książeczka na ha-
sło. I to razem z tym hasłem, to tak. jakby zgubione pieniądze. Nie wiem, czy ktoś na tym skorzysta, bo mi
się pomieszały kartki z hasłami. Ale ja na pewno straciłem.
***
Przeszukanie radomskiego mieszkania Skoczka nie przyniosło prawie żadnych interesujących rezulta-
tów. Znaleziono dokumentację prowadzonej firmy, nieco biżuterii. I tę jedną fotografię. Siarą fotografię, na
której można było z łatwością rozpoznać Ignacego Skoczylasa, jeszcze jako krzepkiego mężczyznę, oraz  z
pewną trudnością  Janusza Skoczka, chłopca w koszuli z rozpiętym kołnierzem i w krótkiej wiatrówce.
Na odwrocie fotografii była data: sierpień 1943.
 Tak... Więc oczywiście podtrzymuje pan wersję, jakoby Ignacego Skoczylasa spotkał pan rok temu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl