[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Halo?
- Halo, Jack? To ja. Co znów nabroiłam?
Zanim Jack odpowiedział, Piętro włączył głośne mówienie i po chwili głos Jacka rozbrzmiewał w
całym pokoju.
- Nic. Seńor Salvatore jest zachwycony. Wiesz, jak trudno go zadowolić. Jego książki muszą być
przetłumaczone idealnie albo nie pozwala ich wydać. Twoja jest pierwszą częścią trylogii. Chce,
żebyś przetłumaczyła dwie następne.
Piętro uniósł do góry kciuk.
- Mało nie oszalałem - ciągnął Jack. - Nie mogłem cię złapać. A on się uparł, że albo ty, albo nikt.
Zaraz do niego zadzwonię i powiem, że się zgadzasz
Piętro potrząsnął głową.
- Przecież się nie zgodziłam - rzekła Ruth. Jack mało nie krzyknął.
- Musisz się zgodzić. Proszę, nie kłóć się ze mną. Pomyśl o moim ciśnieniu.
- Przemyślę to. - Widząc, że Piętro pociera kciuk i palec wskazujący, dodała: - A co z honorarium?
- Podwyższę ci honorarium.
- Podwoisz - rzekła bezlitośnie.
- Dam ci pięćdziesiąt procent więcej niż ostatnio.
- Dwa razy więcej. Potrzebujesz mnie, prawda?
- Dobra, dobra. Szybko wrócisz?
- Jakiś czas zostanę w Wenecji. Prześlij mi książki do Palazzo Bagnelli.
Piętro podał jej adres, a ona przekazała go Jackowi, który zapewnił, że natychmiast wyśle jej książki.
- I pieniądze za tę, którą ci oddałam - przypomniała.
- Twarda sztuka z ciebie.
- Jasne, jestem najlepsza.
Rozłączyła się i równocześnie z Piętrem krzyknęła:
- Hurra!
- Ty draniu - skarciła go. - To dlatego chciałeś, żebym skorzystała z twojego telefonu.
- Dbam o twoje dobro.
- Chciałeś mnie podsłuchiwać.
- Trudno to rozdzielić - przyznał. - Przywykłem już do tego, że się tobą opiekuję.
- Czeka mnie długa droga. - Ruth spoważniała. - Na razie ta nowa kobieta to tylko pozory.
- Mam nadzieję, że mimo wszystko znajdziesz dla mnie czas. Potrzebuję cię w biurze.
- Chcę tam pracować. Będę tłumaczyć wieczorami. Kiedy mam zacząć?
- Dziś? - zapytał żartobliwym tonem. - Wolę wykorzystać cię jak najprędzej, zanim cała reszta świata
zacznie się do ciebie dobijać.
- Chcą mnie - rzekła z przejęciem. - Chcą!
- Jesteś najlepsza. Wiedzą to, bo sama im to powiedziałaś.
Ruth zamierzyła się na niego, a on uchylił się z uśmiechem. Minna, która pojawiła się w tym
momencie, pokiwała głową, jakby ujrzała coś, co potwierdziło jej przypuszczenia. Piętro żałował, że
nie może jej wyjaśnić, jak bardzo się myli. Ruth zwróciła się do niego w potrzebie, a on, troszcząc się
o nią, znalazł w tym dziwny spokój. Minna by tego nie zrozumiała.
Jak wszyscy czekała na dzień, gdy Piętro znajdzie sobie nową żonę i wyjdzie z ciemności, które zbyt
często go opa-
dały. Nikt z nich nie zdawał sobie sprawy, jak daleki był od tego i jak zdeterminowany, by unikać
kobiet.
Ruth to co innego. Jej sytuacja pozwalała mu opiekować się nią bez obaw o następstwa.
Ruth znała już drogę na plac św. Marka, wiedziała, że trzeba przejść do końca uliczki, przez mały plac
i most, aż docierało się do katedry. Do biura Pietra było stąd parę kroków.
Mario, uprzedzony o jej przybyciu, był przejęty. Razem z Piętrem pokazali jej, co i jak, a potem Piętro
mądrze się wycofał. Wtedy Mario przyznał się Ruth, że jego francuski jest kiepski.
- Dotąd obyło się bez nieszczęścia, ale jeśli ty...
- Nie przejmuj się - odparła. - Znam francuski.
Tymczasem pierwszym klientem okazał się Anglik mówiący z dziwnym akcentem. Mario plątał się
zagubiony, więc Ruth podeszła do niego i tłumaczyła rozmowę.
- Twierdził, że mówi po angielsku - bronił się Mario po wyjściu mężczyzny.
- Mówił, ale dialektem zrozumiałym tylko w części Anglii. Nieważne. Sprzedaliśmy mu wycieczkę i
tylko to się liczy.
- Mówisz jak prawdziwy biznesmen - stwierdził Piętro.
- Masz talent do interesów - przyznał Mario.
- Nie zdawałam sobie z tego sprawy. Jestem nauczycielką języków obcych. No właśnie!
Postukała się w głowę i zatańczyła radośnie.
- Już wiem! Koleżanka z pracy miała psa chorego na epilepsję.
- Wspaniale - rzekł Piętro. - Krok po kroku dojdziemy do celu. A teraz idzcie na lunch.
Ruth od pierwszej chwili czuła się dobrze w towarzystwie Maria. Wyjaśniła mu w skrócie, pomijając
Gina, że na skutek wypadku czasami zawodzi ją pamięć.
- Chwilami może ci się zdawać, że plotę bez sensu.
- Jak o tym psie? Dziękuję, że mi powiedziałaś.
On ze swojej strony opowiedział jej o swoim spokojnym życiu. Mieszkał z rodzicami i był pod
pantoflem mamusi. Od pięciu lat pracował w biurze Pietra i darzył księcia Ba-gnelli ogromnym
podziwem.
- Złościłby się, gdyby słyszał, że go tak nazywam. Posługuje się swoim tytułem tylko wtedy, gdy to
niezbędne. Wydaje się, że go wręcz nie lubi, twierdzi, że więcej z tego powodu kłopotów niż chwały.
- To taka poza - stwierdziła Ruth.
- Och nie, on się nie popisuje. Założył to biuro, bo woli zarabiać na życie. Administrowania majątkiem
nie uznaje za pracę.
- To znaczy, że nie musi pracować? Sądziłam, że Ba-gnelli stracili majątek.
- On jest jednym z najbogatszych Włochów.
- Ale ten wielki pusty pałacyk wygląda na zaniedbany. Mario potrząsnął głową.
- Pewnie widziałaś tylko małą część, skoro tak mówisz. Dom jest w idealnym stanie. Każda szczelina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]