[ Pobierz całość w formacie PDF ]
który&
Sam idz i poszukaj swego dzbana rzucił Faroush, oburzony.
Co, i zostawić cię samego z Chirą? ryknął jego kompan. Faroush miał ju\
odpowiedzieć, gdy z mroku wyłoniła się Illyana, prowadząc konie.
Ho, ho, słodka pani. Przyszłaś zatańczyć dla nas? rzekł Faroush.
Prawdę mówiąc, nie powiedziała Illyana. Proszę, wybaczcie mi. Jej głos był
spokojny, ale zdaniem Conana wyglądała jak schwytane w potrzask zwierzę.
Proś o co chcesz odezwał się drugi mę\czyzna. Jego głos stał się stanowczy, a ręka
przesunęła nad rękojeść miecza. Conan uznał, \e jest bardziej niebezpieczny.
Jeszcze raz muszę odmówić ciągnęła Illyana. Jestem zbyt znu\ona na taniec, który
by was zadowolił.
Nie sądzę rzekł mę\czyzna. W tańcu, o jaki nam chodzi, najlepiej le\eć na plecach
i&
Mę\czyzna mówił za du\o, a za wolno sięgał po miecz. Wielka i twarda jak głaz pięść
Cymmerianina wylądowała na jego szczęce. Stra\nika odrzuciło do tyłu, uderzając o drzwi stajni,
nieprzytomny osunął się po nich w pełną łajna trawę.
Faroush dobył miecza, trzezwiejąc na widok tego, co spotkało jego towarzysza. Conan
dostrzegał strach w jego oczach, ale w postawie była determinacja, do walki nawet z takim
godnym przeciwnikiem.
Mishrak będzie chciał wiedzieć, jak lord Achmai dowodzi tymi ludzmi pomyślał Conan.
Mnie to te\ interesuje.
Tymczasem Chira, słaniając się na nogach, zaczęła poprawiać ubranie. Nagle wzięła głęboki
Strona 40
Green Roland - Conan mę\ny
oddech. Conan zaklął. Stamtąd gdzie stał, mógłby uciszyć ją tylko tnąc mieczem, a tego nie
chciał.
Za moment dziewczyna wrzasnęła dziko ze wszystkich sił.
Pomocy! Pomocy! Stra\e! Złodzieje w stajniach! Pomocy!
Po czym odwróciła się i uciekła. Faroush uznał, \e dziewczyna zdołała zaalarmować innych i
z mieczem w dłoni pobiegł jej śladem.
Conan zwrócił się do Illyany:
Masz przypadkiem jakieś zaklęcie, które pomogłoby nam szybciej się stąd wydostać?
Illyana zmarszczyła czoło.
Nie mogę sprawić, byśmy wszyscy unieśli się w powietrze. Na pewno nie konie, a te będą
nam potrzebne, by zdystansować pościg&
Do diabła, kobieto! Czy to czas na \arty? Odpowiedz: tak czy nie?
Tak. Jeśli dasz mi trochę czasu, znajdując sposób, by powstrzymać ich teraz.
Conan zerknął na drzwi stajni. Wydawały się na tyle solidne, by wytrzymać wszystko z
wyjątkiem tarana i ognia. A ludzie Achmaia nie spalą przecie\ stajni, w której są ich konie.
Conan nachylił się, by unieść Dessę i wskazał głową w stronę stajni.
Do środka i to pędem.
Drzwi zatrzasnęły się za nimi. Otoczyły ich ciemności. Conan zaczął szukać belki do
zablokowania drzwi. Gdy ją znalazł i wsunął na miejsce, z drugiej strony rozległy się uderzenia
pięści.
Blada szmaragdowa poświata pojawiła się za jego plecami. Odwrócił się i zobaczył na
nadgarstku Ulany świecący Kamień. Zdejmowała swoją tunikę.
Co jest, na Erlika& ? Rozebrawszy się posłała mu uśmiech.
Nigdy nie słyszałeś, \e niektóre zaklęcia trzeba rzucać nago?
Prawda, \e widziałem wiele kobiet, które potrafiły czarować, gdy były nagie, ale ty jesteś
inna.
Có\, Cymmerianinie, codziennie przy moim boku uczysz się czegoś nowego o magii.
Czy tego chcę, czy nie!
Conan wsłuchał się w hałasy dochodzące z zewnątrz krzyki, przekleństwa, szczęk broni i
głosy kilku mę\czyzn, którzy próbowali objąć dowodzenie. Do czasu, gdy zorientował się, \e nie
grozi im chwilowo \adne niebezpieczeństwo, Illyana była zupełnie naga, z wyjątkiem Kamienia
Kurag na jednym nadgarstku i pokrytej rubinami kościanej bransolety na drugim.
Szmaragdowe światło sączące się z kamienia sprawiło jej jasną skórę, która nabierała odcienia
brązu, długo spoczywającego w morskiej wodzie. Illyana była jak jakaś atlantydzka bogini,
wynurzona z głębin, by uderzyć na tych, co zburzyli jej miasto.
Conan wyciągnął sztylet i poprzecinał rzemienie, którymi przywiązane były konie, po czym
otworzył przegrody. Gdy wszystkie zostały uwolnione, Illyana stanęła przy swoim wierzchowcu.
Wszystko, co mo\na było zrobić, zrobiłam. Czas ruszać. Conan przerzucił Dessę przez
grzbiet swojego konia i wskoczył na siodło. Illyana uniosła Kamień i zaczęła śpiewać.
Chaosie, po trzykroć przeklęty, usłysz nasz zew& po tych słowach wyśpiewała coś w
języku, jakiego Conan nie znał i wcale nie chciałby poznać.
Wir powietrza poruszył trawę i snopki siana. ydzbła uniosły się nad głową Conana i opadły na
ziemię, wszystkie w tym samym miejscu. Jak za kopnięciem, kosz, w którym było palenisko,
przewrócił się i wysypały się z niego roz\arzone węgle, padając na stertę trawy i siana. Płomienie
rozbiegły się po sianie, dotarły do ścian i skoczyły pod sklepienie.
Wtedy Illyana zło\yła w pięść dłoń, w której trzymała Kamień i opuściła ją niczym kowalski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]