[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przewidzieć. Wszystko, co muszą zrobić, to zostawić połowę swoich sił na jej skraju, aby nas nie
wpuścić z powrotem i powybierać nasze planety na drodze desantów.
- To nie brzmi zbyt optymistycznie.
- Bo nie jest optymistyczne.
- Nie martw się, słonko. Twój kochany Jim uratuje galaktykę.
- Znowu! To miłe - pocałowała mnie.
- Kazano mi tu przyjść - oznajmił z tyłu znajomy głos - tylko po to, żebym zobaczył, jak się
całujecie? Jestem zajętym człowiekiem i nie mam...
- Nie tak zajętym, jak wkrótce będziesz, profesorze.
- Co ty znowu wymyśliłeś?
- Wymyśliłem, że zrobisz broń, dzięki której uratujesz nas wszystkich. Twoje imię będzie pisane
złotem we wszystkich podręcznikach historii. Coypu, Zbawiciel Galaktyki".
- Zidiociałeś do końca!
- Nie myśl, że jesteś oryginalny. Wszyscy geniusze nazywani byli idiotami. Albo jeszcze gorzej.
No, ale do pracy: czytałem ściśle tajne raporty, w których było napisane, że wierzysz w światy
równoległe...
- Cicho, durniu! Nikt nie miał o tym wiedzieć! A zwłaszcza ty!!!
- Przypadek... hm... prawda... -westchnąłem. - Szafa się otworzyła, gdy przechodziłem i
wypadła twoja teczka. Z tymi światami to prawda?
- Prawda, prawda - westchnął ciężko. - Na ślad naprowadziły mnie twoje eskapady z time-
helixem, gdy trafiłeś do historii, której nie było.
- Dla mnie była!
- Oczywiście, właśnie ci to powiedziałem. Jeśli istnieje jedna odmienna przeszłość, to może ich
istnieć nieskończona liczba, to chyba logiczne?
- Oczywiście - zgodziłem się natychmiast. - Poeksperymentowałeś więc?
- Owszem. Uzyskałem dostęp do światów równoległych i przeprowadziłem obserwacje. Tylko
co to ma wspólnego z ocaleniem galaktyki?!
- Jeszcze tylko jedno pytanie i zaraz ci powiem. Jest możliwe przejście do takiego świata?
- Pewnie, że jest. Jak inaczej mógłbym poczynić obserwacje? Wysłałem tam robota.
- Jak dużego?
- Miało być jedno pytanie. Z tobą tak zawsze. No dobra; wielkości małego słonia. A w ogóle, to
wszystko zależy od rozmiarów pola.
- Otóż i mamy odpowiedz.
- Masz dla siebie - oznajmiła Angelina - ale dla mnie ma to niewiele sensu.
- Pomyśl trochę, skarbie. Montujesz to urządzenie na krążowniku, wraz z odpowiednio dużymi
generatorami, po czym wysyłasz go, aby dołączył do naszej floty i wydajesz obcym bitwę. Nasza
flota ucieka, krążownik zostaje w tyle, wróg nas goni i włączamy pole.
- I wyślemy te obrzydlistwa wraz z ich armatami do sąsiedniego wszechświata i mamy spokój!
- Właśnie coś takiego chciałem powiedzieć - zauważyłem. - Możemy tego dokonać, Coypu?
- To możliwe, całkiem możliwe...
- No, prowadz nas do laboratorium i pokaż to urządzenie!
Najnowszy wynalazek Coypu nie wyglądał zbyt okazale; masa skrzynek, kabli i innych takich,
porozstawianych po całym pomieszczeniu. Tym niemniej wynalazek istniał był realnie.
- Nazwałem to parallelilizer - oświadczył.
- Nie chciałbym powtarzać tego trzy razy szybciej - mruknąłem.
- Nie błaznuj, di Griz! To urządzenie zmieni losy naszego wszechświata i przynajmniej jednego
nie znanego tobie.
- Nie udawaj zgryzliwego - powiedziałem ugodowo. - Bądz tak miły i pokaż nam, jak to działa.
Pomrukując coś pod nosem, wziął się do roboty przerzucając przełączniki, stukając w zegary i
wiążąc jakieś druty. Nie mając żadnego konkretnego zajęcia, zabrałem się za całowanie Angeliny,
czemu ta ostatnia nie była przeciwna. Coypu, nieświadom niczego, udzielał nam kursu teoretycznego.
- Precyzja jest najważniejsza. Różne światy równoległe są oddzielone od siebie nader cienkim
tohtonem, jak sobie sami zresztą możecie wyobrazić. Najtrudniejsze jest wybranie jednego z
nieskończoności, a szczególnie tego nabliższego nam. Oczywiście jest to także najprostsze z uwagi na
energię, jaka jest potrzebna do tego celu. Dlatego też teraz znajdziemy się w najbliższym... O!
Zwiatła przygasły, gdy wdusił ostatni guzik, urządzenie zaczęło melodyjnie buczeć, w powietrzu
zaś można było wyczuć zapach ozonu. Puściłem Angelinę i rozejrzałem się wokoło.
- Wiesz, profesorze, z tego co widzę, to nic się nie stało.
- Kretyn! Spójrz przez ten generator pola.
Spojrzałem przez żarzącą się ramę z miedzianego drutu i nadal nic nie widziałem, o czym nie
omieszkałem go poinformować. Spróbował wyrwać sobie dla dramatycznego efektu parę włosów,
ale było to zadanie z góry skazane na niepowodzenie, jako że był prawie łysy.
- Spójrz przez pole, a zobaczysz sąsiedni świat.
- Wszystko, co widzę, to to samo laboratorium.
- Debil! To nie jest to laboratorium, tylko tamto, z tamtego świata. Istnieje tam, tak jak nasze
istnieje tutaj.
- Cudownie - uśmiechnąłem się, nie chcąc go obrazić. - Rozumiem, że wystarczy przejść przez
ten drut i już tam będę.
- Przypuszczalnie, ale równie dobrze możesz być trupem. Jak dotąd nie robiłem doświadczeń z
żywymi stworzeniami.
- Czy nie czas na nie? - spytała uprzejmie Angelina. - Tylko nie z moim mężem.
Ciągle mrucząc Coypu wyszedł, by wrócić po chwili z białą myszką. Obwiązał ją drutem,
przywiązał do kija i powoli przesunął przez ekran. Nie stało się dokładnie nic, poza tym że mysz
wyślizgnęła się z pętli i spadła na podłogę, po czym pozbierała się i zniknęła z naszego pola
widzenia.
- Gdzie to polazło? - zdumiałem się.
- W świat równoległy.
- Biedactwo, wyglądała na przestraszoną - zauważyła Angelina. - Ale nie wydaje się, żeby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]