[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pierwszy mieli morze za plecami i zmierzali w głąb lądu, w stronę odległych
Apeninów.
Wodociąg częściej oddalał się teraz od drogi, podążając za linią terenu
i przecinając co jakiś czas ich szlak. Atiliusz podziwiał misterność akweduktów.
Wielkie rzymskie drogi przebijały się przez Naturę, biegnąc prostą linią i łamiąc
wszelki napotkany opór. Natomiast akwedukty, których poziom musiał nieprzerwanie
opadać o grubość palca na każde osiemdziesiąt kroków nawet nieznacznie większy
spadek mógł zniszczyć ściany kanału, a nieznacznie mniejszy sprawić, że woda stanie
w miejscu musiały dostosować się do ukształtowania terenu. Największe
osiągnięcia techniczne, takie jak trzypoziomowy, najwyższy na świecie most
w południowej Galii, którym płynął akwedukt Nemaususa, znajdowały się często
daleko od siedzib ludzkich. Czasami tylko orły, szybujące w ciepłych prądach
powietrznych nad bezludnymi górami, mogły docenić prawdziwy majestat tego, co
wykuł w skale człowiek.
Zostawili już za sobą szachownicę pól przyznanych legionistom i wkraczali do
krainy wielkich winnic. Sklecone byle jak chaty drobnych rolników, z przywiązanymi
do płotów kozami i kilkoma grzebiącymi w kurzu, chudymi kurami, ustąpiły miejsca
eleganckim wiejskim domom, których czerwone dachy znaczyły niższe zbocza góry.
Przyglądającego się z siodła winnicom Atiliusza porażał obraz tej obfitości, tej
zdumiewającej płodności, na którą nie miała najwyrazniej wpływu trwająca od dawna
susza. Wybrał chyba złą profesję. Powinien dać sobie spokój z wodą i zająć się
winem. Winorośl czepiała się każdej dostępnej ściany i drzewa, sięgając najwyższych
gałęzi i okrywając je bujnymi kaskadami zieleni i fioletu. Chroniące przed złym
urokiem, wykute w białym marmurze podobizny Bachusa z otworami w miejscu oczu
i ust wisiały w nieruchomym powietrzu, wyzierając zza listowia niczym atakujący
z zasadzki napastnicy. Trwało winobranie i na polach pełno było niewolników
niewolników na drabinach i niewolników zgarbionych pod ciężarem dzwiganych na
plecach koszy z gronami. Zastanawiał się, czy uda im się to wszystko zebrać, zanim
owoce zgniją na krzakach.
Po pewnym czasie zbliżyli się do dużej willi zwróconej frontem ku zatoce
i Brebiks zapytał, czy mogą zatrzymać się na odpoczynek.
Dobrze. Ale nie na długo.
Atiliusz zsiadł z konia i rozprostował nogi. Kiedy otarł czoło, na dłoni została mu
szara warstwa pyłu, a kiedy próbował się napić, zorientował się, że ma popękane
wargi. Polites kupił dwa bochenki chleba i jakieś tłuste kiełbaski. Inżynier zaczął
łapczywie jeść. Zaskakujące, jak trochę jedzenia na pusty żołądek potrafi zmienić
pogląd na świat. Czuł, że z każdym kęsem wstępuje w niego optymizm. To właśnie
okolica, w jakiej zawsze pragnął przebywać nie w jakiejś zawszonej mieścinie, lecz
na otwartym terenie, pod czystym niebem, w miejscu, gdzie pulsują ukryte żyły
cywilizacji.
Widząc, że Brebiks siedzi sam, podszedł do niego, odłamał pół bochenka i podał
mu go wraz z kiełbaskami na znak zgody.
Brebiks zawahał się, ale w końcu skinął głową i wziął jedzenie. Był nagi do pasa.
Spocony tors pokrywały liczne blizny.
W jakiej kategorii walczyłeś?
Zgadnij.
Atiliusz od dawna już nie oglądał igrzysk.
Nie jako retiarius powiedział w końcu. Nie wyobrażam sobie ciebie
tańczącego z siecią i trójzębem.
Masz rację.
A więc jako thrwc. A może murmillol Thrax miał małą tarczę i krótki
zakrzywiony miecz; murmillo należał do cięższej kategorii i był uzbrojony jak
żołnierz, w gladius *[* Gladius (łac.) krótki obosieczny miecz.] i prostokątną tarczę.
Muskuły lewej ręki Brebiksa tej, w której trzymał tarczę były tak samo potężne
jak prawej.
Chyba jednak murmillo stwierdził inżynier. Brebiks skinął głową. Ile
stoczyłeś walk?
Trzydzieści.
Atiliusz był pod wrażeniem. Niewielu gladiatorów przeżyło trzydzieści walk. To
oznaczało osiem albo dziesięć lat występów na arenie.
W czyim byłeś oddziale?
Allejusza Nigidiusza. Walczyłem wszędzie wokół zatoki. Głównie w Pompei.
W Nucerii. W Noli. Kiedy wywalczyłem sobie wolność, poszedłem do Ampliatusa.
Nie zostałeś trenerem?
Dosyć napatrzyłem się zabijania, akwariuszu odparł cicho Brebiks.
Dziękuję za chleb.
Podniósł się z ziemi jednym płynnym ruchem i podszedł do pozostałych.
Nietrudno było wyobrazić go sobie w kurzu amfiteatru. Atiliusz domyślał się, jaki
błąd popełniali jego przeciwnicy. Myśleli, że jest masywny, powolny, niezgrabny.
Lecz on był zwinny jak kot.
Pociągnął kolejny łyk. Po drugiej stronie zatoki widział skaliste wysepki
nieopodal Misenum maleńką Prochytę i wysoki szczyt Enarii i po raz pierwszy
zauważył, że na morzu pojawiły się fale. Plamki białej piany widać było między
[ Pobierz całość w formacie PDF ]