[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To musi być arabski statek. Za godziną dopędzimy go.
Oba statki zbli\ały się do siebie, a\ w końcu na handlowcu widać było gołym okiem, \e obcy
statek miał tylko jeden maszt i dziwnie uformowane \agle. Na pokładzie jego stali mę\czyzni w
turbanach, bacznie się im przyglądając.
Wypalić? zapytał sternik.
Sternik przystąpił do działa i dał mę\czyznie w arabskim stroju znak. Ten wstał i udał się w
stronę steru. Tam przyło\ył rękę do oczu, rzucił okiem na drugi statek i zapytał kapitana:
Co chcesz się dowiedzieć?
Co to za statek.
Sam ci to mogę powiedzieć: to okręt stra\niczy emira Zejli. Wszyscy mę\owie tam są
uzbrojeni.
Do czego takie okręty słu\ą?
Zwyczajnie dla handlu i przewozu, jak inne statki i tylko z wa\nych przyczyn zapełnia
sieje wojownikami. Musiało się zdarzyć coś wa\nego w Zejli.
Musimy się tego dowiedzieć, gdy\ właśnie tam płyniemy. Będziesz wszystko dokładnie
tłumaczył.
Teraz oba okręty zbli\yły się na tle, \e mo\na się było widzieć. Właśnie miał sternik dać
znak armatnim wystrzałem, kiedy z pokładu arabskiej łupiny zagrzmiała salwa, to ona wezwała
naszego handlowca do zatrzymania się.
Kapitan roześmiał się.
Słyszysz? zawołał do sternika. Ten karzełek daje nam rozkazy! Nie strzelaj.
Posłuchajmy go, jestem bardzo ciekaw, czego od nas chce. Stanąć chłopcy!
Handlowiec przystanął obróciwszy się bokiem ku obcemu statkowi. Kapitan stanął na
podwy\szeniu i usłyszał jak z uzbrojonej barki zadano pytanie:
Jak się nazywa ten okręt?
Syrena ! tłumaczył odpowiedz kapitana wynajęty Arab.
Skąd płynie?
Z Kilonii, z Niemiec.
Musi być to kraina mała, biedna, gdy\ jej nie znam zauwa\ył dumnie dowódca barki.
Co wieziecie?
Towar handlowy.
A ludzi macie, mo\e niewolników?
Nie.
Pójdę na wasz okręt i zobaczę czy mówicie prawdę.
Kim jesteś?
Kapitanem sułtana Zejli.
W Zejli jest emir a nie sułtan. Nie jestem obowiązany słuchać ani jego, ani jego sług.
Czyli, \e nie chcesz pozwolić na przeszukanie okrętu?
Tak, nie masz do tego prawa. Gdybym ja chciał dostać się na twój statek, to realizacja
zamiaru, byłaby bardziej prawdopodobna.
Nie uczyniłbyś tego, bo ja jestem wojownikiem. Ja cię zmuszę, byś wpuścił moich ludzi
na twój statek. Ja im rozka\ę strzelać w twój statek, jeśli mnie nie posłuchasz!
Europejczycy wybuchnęli śmiechem..
Kule twoje nie są w stanie nam zaszkodzić.
Allach jest wielki. Wszystko mo\e się stać. Ty mi się wydajesz podejrzany. Masz zdaje
się pod pokładem niewolników. Ja przywią\ę twój statek liną do mojego i zaciągnę do Zejli.
Tam emir ka\e cię przeszukać.
Kapitan miał wyjątkowy humor: pozwolił więc na przywiązania liny i wejście na pokład
trójki ludzi. Zachowywali się jak u siebie w domu. Arab napiął \agle i zwrócił się ku
południowi. Wiatr sprzyjał, okręt ruszył naciągając mocno linę. Po paru minutach statek
kupiecki ruszył, a poniewa\ był szybszy od małego holownika , to musiał się z nim zderzyć.
Kapitan zwrócił się przez tłumacza do trzech Arabów.
Zawołajcie na swoich, aby prędzej \eglowali bo ich zatopię.
Pokiwali głowami, nie odwa\yli się jednak zwrócić uwagi swemu dowódcy, a\ ten sam
spostrzegł, co się święci i zawołał:
Wolniej draby! Czy nie widzicie, \e się zderzymy!
Pędz prędzej, ty błaznie! zawołał kapitan. Nie bierz statku na linę za sobą, jeśli jest
mocniejszy od ciebie!
Jeszcze parę chwil i musiałoby nastąpić zderzenie. Wtedy chwycił kapitan za ster, aby choć
trochę zmienić kurs.
Nie chciałbym na nich natrzeć, ale dać maleńką nauczkę nie zaszkodzi. Hola chłopcy,
uwa\ać!
Burta niemieckiego statku otarła się mocno o barkę i zdarła mu cały zasób lin, resztę
pochwyciły ręce niemieckich majtków. Po chwili wyprzedzili holownik , a lina ciągnęła go,
obróciwszy tyłem.
Na pokładzie niemieckim zagrzmiała salwa śmiechu, na arabskim wycie. śagle porwały się
na szmaty. Statek znajdował się w niebezpiecznym poło\eniu. Dowódca klął i rozkazał strzelać
z flint, zamiast przeciąć linę, którą był uwiązany.
Wtedy przystąpił do kapitana jeden z trzech Arabów i kazał tłumaczowi powiedzieć:
Rozkazuję ci zatrzymać się i naprawić nasz statek! równocześnie wyciągając nó\ i
gro\ąc nim:
Jeśli mnie natychmiast nie posłuchasz, to cię ukarzę. Jesteś muzułmaninem?
Nie, chrześcijaninem.
To masz mnie słuchać, psie!
A psie, powiadasz? To masz odpowiedz!
Zamachnął się i wymierzył Arabowi silny policzek, po którym ten upadł. Pozostali
wyciągnęli swoje no\e i chcieli się rzucić na kapitana, ale natrafili na godnego przeciwnika.
Miał on pięść prawdziwie \eglarską, twardą i szeroką. Dwoma ciosami powalił ich.
Chłopcy przywią\cie tych drabów do masztów! rozkazał My ich teraz nauczymy
nazywać nas psami!
Chętnie wykonali rozkaz. Zabrali Arabom broń i związali ich tak mocno, \e nie mogli się
ruszać. Tymczasem poło\enie statku arabskiego było nie do pozazdroszczenia. Nabierał ju\
wody.
Stańcie łajdaki! krzyczał dowódca. Wszak widzicie, \e musimy zginąć, jeśli nas
nie posłuchacie?
Wszystko mi jedno, czy się utopicie czy nie. odparł kapitan. Chwytajcie za swoją
linę, jeśli się chcecie uratować!
Nie śmiem uciąć liny, gdy\ ona jest własnością emira.
To napijecie się za emira wody, dopóki nie pękniecie.
My sami mo\emy odpiąć linę zauwa\ył sternik.
Ani mi to w głowie. Dam im nauczkę i nie ruszę za nich ręką. Nigdy jeszcze nie byłem w
tych stronach, ale słyszałem bardzo du\o o arogancji tych ludzi. Te draby, sługusy małych,
nędznych potentatów i urzędników myślą Bóg wie co o sobie. Ka\dy innowierca to dla nich
pies. Nie rozumiem ani ich mowy, ani zwyczajów. Niechaj się nauczą moich zwyczajów.
Nauczę ich respektu dla naszej flagi.
Ale\ my płyniemy do Zejli i jeśli spotkamy się z emirem to zemści się na nas.
Niechaj spróbuje!
W tej chwili zabrzmiał krzyk. Arabski statek tak mocno się nachylił w bok, \e groził
zatonięciem.
Czy jesteście naprawdę tacy ograniczeni? Pozbądzcie się liny! zawołał kapitan.
Ale oni byli tak bardzo przera\eni, \e nie słuchali, tylko wskakiwali do wody i płynęli w
stronę handlowca.
Rzućcie im linę, aby mogli dostać się na pokład! rozkazał kapitan. Rozpoczęli
awanturę, niech ją grają do końca. Mają się zebrać na przodzie pokładu, a wy skierujcie na nich
działa.
Gdy udało się zabrać wszystkich, arabski kapitan przystąpił do niemieckiego i zapytał:
Jesteś dowódcą tego okrętu?
Tak.
To jesteś moim więzniem. Gdy dopłyniemy do Zejli, ka\ę cię ukarać.
Kapitan spojrzał na Araba z ironią i odparł:
Nie bądz śmieszny! Pozwoliłem ci na jedną głupotę i widzisz co z tego wyszło. Co
prawda płynę do Zejli, ale czy wiesz co to są prawa narodów?
Nie potrzebuję ich znać. Znam koran i prawa proroka!
A ja nie muszę znać ani koranu, ani twojego proroka. Prawa narodów uznają wszyscy
\eglarze. Ten okręt nale\y do mnie. Jestem panem \ycia i śmierci. Rozumiesz? Wszelki opór
karzę bardzo surowo.
Masz odwagę mi to mówić? zapytał Arab dumnie. Wiesz, \e mój kuzyn jest
emirem?
Co z tego? Na moim okręcie ja jestem królem, cesarzem i sułtanem. Twój emir nic mnie
nie obchodzi. Płynę wprawdzie do Zejli, ale broni mnie moja bandera i nie zniosę tego, aby
mnie traktowano jak wroga.
Zdasz nam rachunek, ale najpierw wyratujesz nasz statek.
Jesteś niepoprawny, poka\ę ci więc, \e robię co mi się podoba. Mo\e dałoby się twój
[ Pobierz całość w formacie PDF ]