[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uczestniczy, oczywiście jako widz, w jego powrocie do natury.
- Doskonały pomysł. Dużo jest chętnych?
- Sporo.
Zniady, długowłosy, o ciemnych oczach i hipnotyzującym
spojrzeniu, z jastrzębiem majestatycznie przycupniętym na ręce, Hawk
wyglądał jak średniowieczny wojownik. Nie mogła wręcz oderwać od
niego wzroku.
- To naprawdę niesamowite przeżycie móc obserwować, jak ptak
powraca do swego naturalnego środowiska.
Skinęła głową. Serce waliło jej młotem. Dopiero gdy znów podjęli
wędrówkę, zdołała się nieco odprężyć i zrelaksować. Dwadzieścia minut
pózniej odnieśli Herę z powrotem do klatki. W tym samym czasie pojawił
się inny wolontariusz, starszy mężczyzna imieniem Sam, z przekąską dla
ptaka. Hawk podziękował Samowi i podał Jenny martwą mysz.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Skrzywiwszy się z obrzydzeniem, uniosła ją za ogon.
- Co mam z tym zrobić?
- Rzucić Herze - odparł Hawk, ubawiony jej reakcją.
Ptak siedział na gałęzi, z zainteresowaniem obserwując jej
poczynania. Wciąż marszcząc ze wstrętem nos, Jenny rzuciła mysz, a
drapieżnik złapał ją w szpony jednym błyskawicznym ruchem.
- O rany! - Sądziła, że jastrząb chwyci pokarm dziobem.
- Drapieżniki polują w locie - wyjaśnił z uśmiechem Hawk. -
Wbijają pazury w uciekającą zdobycz.
Odwzajemniła jego uśmiech. Nie lubiła się denerwować, ale
uwielbiała patrzeć na Hawka.
- Chcesz poznać Wulkana? Jego też używamy do celów
edukacyjnych.
- Nazwaliście go na cześć postaci z serialu Star Trek"?
- Nie. Wulkan to według mitologii rzymskiej Hefajstos. Kulawy bóg
ognia. Nasz Wulkan to błotniak, z rodziny jastrzębiowatych.
Zrednich rozmiarów szary ptak siedział na dolnej żerdzi. Nie
podchodząc zbyt blisko, Jenny kucnęła, by mu się lepiej przyjrzeć.
Faktycznie, był ułomny. Kusiło ją, aby wyciągnąć rękę, pogładzić go,
jakoś pocieszyć, ale wiedziała, że nie powinna. To nie jest pies czy kot,
lecz dzikie stworzenie.
- Ma tylko jedno skrzydło - szepnęła.
- Tak, ale dla nas jest równie potężny jak mitologiczny patron
kowali - wyjaśnił Hawk. Spoglądając na Jenny, pomyślał, że wygląda
znacznie bardziej krucho niż pozbawiony skrzydła ptak. - Wulkan nie
urodził się w niewoli i nie trafił tu jako pisklę. Był normalnym, żyjącym
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
na wolności ptakiem. Przyzwyczaił się jednak do ludzi. I lubi jezdzić z
nami na wykłady i prelekcje.
- Jak stracił skrzydło?
- W wypadku. Było tak zmiażdżone, że musieliśmy je amputować.
Zazwyczaj takie ptaki nie nadają się do celów edukacyjnych. Trudno im
zachować równowagę, zwłaszcza gdy przytrzymywane przez pęta usiłują
wzbić się powietrze. Ale Wulkan jakoś sobie radzi. Kiedy upada,
pomagamy mu się podnieść.
- Wciąż próbuje latać? Z jednym skrzydłem? -spytała dziewczyna
załamującym się głosem.
- Instynkt.
Położył rękę na jej kolanie. Widział, jak bardzo Jenny przeżywa
kalectwo ptaka. Nie chciał jej jednak wystraszyć swoim dotykiem, toteż
zabrał rękę. Był cierpliwy, potrafił uspokajać zdenerwowane ptaki,
zdobywać ich zaufanie. Jenny była jak ranny ptak, nerwowa, lękliwa,
nieufna. Bała się chemii, jaka się między nimi wytworzyła.
- Przez jakiś czas opiekowałem się Wulkanem. Sadzałem go
wszędzie. Przed telewizorem, na włączonej zmywarce. Powoli
przyzwyczajał się do hałasu, ruchu, drgań. Teraz już się nie stresuje z byle
powodu. - Aby to udowodnić, zamocował pęta do skórzanych pierścieni i
wskazał ptakowi, by wszedł mu na rękę.
Wstał. Jenny również. Korciło go, by spytać, kto ją skrzywdził, ale
nie wiedział, jak to zrobić.
- Chyba Wulkan cię lubi - rzekł, podchodząc bliżej.
- Naprawdę? - Uśmiech przemknął jej po twarzy.
- Ja też. Ale wydaje mi się, jakbym cię w ogóle nie znał. Jesteś
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
bardzo tajemnicza, Jenny.
Spuściła wzrok.
- Nie staram się być tajemnicza.
- Wiem. Gdybyś kiedykolwiek chciała pogadać, pamiętaj o mnie.
Jestem świetnym słuchaczem, a podobno niedobrze jest wszystko w sobie
dusić.
Skrzyżowała ręce na piersiach.
- Doceniam twoją troskę, ale poradzę sobie.
- W porządku - odparł.
Co innego mógł zrobić? Bał się, że jeśli zacznie naciskać, Jenny
zatrzaśnie mu drzwi przed nosem.
Nie chciał jej stracić. Ich przyjazń była dla niego zbyt cenna. Także
ciepło, jakim emanowała, oraz pożądanie, jakie w nim wzniecała.
Tej nocy, kiedy księżyc świecił wysoko na niebie, Jenny obudziła
się z krzykiem. Nie był to rozdzierający wrzask stawiający na nogi całą
okolicę, raczej rzężenie, jakie wydobywało się z jej gardła, ilekroć śniła,
że Roy ją dusi. Chwyciwszy poduszkę, przycisnęła ją do piersi, po czym
wciągając gwałtownie powietrze, usiadła i oparła się o wezgłowie łóżka.
Miała sen, że Roy ją odnalazł. Ukryty w jej domu, czekał na odpowiedni
moment. Potem rzucił się na nią. Usiłowała mu się wyrwać, ale był za
silny. Boże kochany. Dała mu się zabić.
- Nie - szepnęła.
Wcale nie pozwoliła. Wciąż żyje, oddycha. Ale kiedyś Roy ją
pokona. Kiedyś ten straszny sen się spełni.
Rozejrzała się po ciemnej sypialni. A może on tu jest? Może czeka,
żeby zadać ostateczny cios?
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Zrób coś, nakazała samej sobie.
Ale co? Zadzwonić do szeryfa? Nie. Szeryf uzna ją za głupią,
histeryczną babę. Policja nie przybywa z pomocą osobom, którym śnią się
koszmary.
Wstała ostrożnie z łóżka i nie zapalając światła, przeszła na palcach
do szafy po szlafrok. Jeżeli Roy czaił się na zewnątrz, nie chciała, żeby
zobaczył zarys jej poruszającej się sylwetki. Obwiązała się w talii pa-
skiem i zaczęła zastanawiać, jak uwolnić się od strachu. Cisza dzwoniła
jej w uszach.
I nagle pojawiła się odpowiedz.
Może przecież zadzwonić do Hawka; mówił, że jest dobrym
słuchaczem i jeżeli kiedykolwiek będzie chciała z kimś pogadać, on
chętnie nadstawi ucha.
- Spojrzała na budzik. Dwadzieścia dwie po drugiej. Co sobie Hawk
o niej pomyśli, odbierając w środku nocy telefon? Tanya też dzwoniła do
niego w nocy. Ale nie dlatego, że strach nie pozwalał jej spać. Dzwoniła,
bo była napalona. Bo chciała seksu. Jenny zaciągnęła mocniej pasek.
Nie, nie zadzwoni. Doczeka do rana. W razie czego spędzi noc na
siedząco albo chodząc po domu. Ale nie będzie Hawka zrywać z łóżka.
Przydałoby się coś na ukojenie nerwów. Jakiś uspokajający napar...
W ciszę wdarł się przerazliwy dzwonek telefonu. Jenny
podskoczyła. Serce waliło jej jak oszalałe. To Roy!
Nie, Roy by nie dzwonił, powiedziała sama do siebie, usiłując
zapanować nad lękiem. Nie ostrzegałby jej, że jest w pobliżu. Zaczaiłby
się w mroku i...
Telefon zadzwonił po raz drugi, trzeci. Ktoś wykręcił jej numer. O
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
wpół do trzeciej w nocy. A jeśli jednak to Roy? Jeśli...
Dzwonienie ustało. Znów zaległa głucha cisza. Jenny wysunęła
dolną szufladę komody i grzebiąc po omacku, zaczęła szukać małej
srebrnej latareczki.
Telefon ponownie zaterkotał. Skierowała na aparat jasny promień
światła. Nie bój się, odbierz.
Podniosła słuchawkę do ucha, ale nie odezwała się. Czekała, aby
osoba dzwoniąca przemówiła pierwsza.
- Jenny? Boże, zlituj się...
- Kochanie, to ja, Hawk. Dobrze się czujesz? Nogi się pod nią
ugięły. Opadła na łóżko, łzy napłynęły jej do oczu.
- Jenny, powiedz coś. Błagam. Odezwij się.
- Ja... nic mi nie jest.
- Nie spałaś," prawda? Coś cię wystraszyło.
- Tak. - Skąd on o tym wie?- Zaraz do ciebie przyjdę, tylko włożę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]