[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że jego przyjście na świat wszystkich zaskoczyło. Jego matka nie wiedziała, że
spodziewa się blizniąt i narodziny drugiego syna okazały się dla niej traumatyczne.
Według słów babci Elviry, Lorena nie stworzyła z nim silnej więzi, a gdy Diego podrósł,
fizyczne podobieństwo do ojca sprawiało, że matka tym bardziej go odrzucała.
- Nie chcesz naszego dziecka, Rachel? - zapytał ostrym tonem.
Przygryzła wargę i cofnęła się myślami do kilku ostatnich miesięcy, kiedy niemal
żywiła urazę do tego dziecka, którego poczęcie było zupełnie przypadkowe.
- Nie jest tak, że go nie chcę - powiedziała drżącym głosem. - Ważne jest to, że
chcę dla niego jak najlepiej. - Rozejrzała się po pokoju. - Nie mam środków na
utrzymanie dziecka, ale są setki par, które oddałyby wszystko za dziecko i które są mu w
stanie dać bezpieczne, szczęśliwe dzieciństwo. Z dwojgiem rodziców, którzy je kochają.
- Chcesz przez to powiedzieć, że nie sądzisz, abyśmy my mogli mu to wszystko
zapewnić?
Rachel posłała mu zjadliwe spojrzenie.
- Nie ma czegoś takiego jak  my", Diego. Aż do wczoraj nie wiedziałeś, że jestem
w ciąży, a ja nie miałam jak się z tobą skontaktować. Gdybyś się tu nie zjawił, nigdy byś
się nie dowiedział, że zostałeś ojcem.
- Powiedz mi coś, ale szczerze - rzekł ostro. - Gdybyś była w takiej sytuacji, że
mogłabyś należycie wychować dziecko, to czy chciałabyś je zatrzymać? Kochałabyś je?
- Oczywiście, że bym je kochała - wyszeptała. Czy Diego sądził, że decyzja o od-
daniu dziecka do adopcji przyszła jej łatwo? - Oczywiście, że tak.
- W takim razie możemy zrobić tylko jedno. - Po raz pierwszy od dwudziestu czte-
rech godzin Diego poczuł spokój, godząc się z tym, co nieuchronne, i uświadamiając so-
R
L
T
bie, że istnieje tylko jedno rozwiązanie. - Wyjdziesz za mnie, Rachel, i razem wychowa-
my w Argentynie nasze dziecko.
Rachel poczuła, że nogi ma nagle jak z waty.
- Moi rodzicie wzięli ślub tylko dlatego, że ja byłam w drodze, i uwierz mi, to nie
wyszło. Nie mam zamiaru powtarzać błędu rodziców - oświadczyła z mocą.
Diego przez chwilę milczał, przyglądając jej się z taką uwagą, jakby pragnął
odczytać jej myśli.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to moi rodzice pobrali się z tego samego powodu -
powiedział chłodno. - Nie pamiętam ojca, odszedł, kiedy ja i mój brat blizniak byliśmy
mali. Taki przymusowy ślub moim rodzicom także nie przyniósł nic dobrego.
Rachel spojrzała na niego z zaskoczeniem. Po raz pierwszy wspomniał cokolwiek
na temat swojej rodziny.
- Nie wiedziałam, że masz brata blizniaka. Jesteście identyczni?
- Byliśmy podobni, ale nie identyczni - odparł.
- Byliście?
- Mój brat od dziesięciu lat nie żyje.
Ton głosu Diega ostrzegł ją, aby nie drążyła tematu; dostrzegła ból w jego oczach i
serce jej się ścisnęło.
- Skoro małżeństwo z rozsądku nie udało się ani twoim rodzicom, ani moim, po co
je proponujesz, wiedząc, że jest skazane na porażkę...? - zaczęła, ale on jej przerwał.
- Czego pragnęłaś najbardziej, kiedy byłaś mała, Rachel?
- Mieć konia - odparła krótko, zastanawiając się, dokąd prowadzi ta rozmowa.
Cofnęła się pamięcią do czasów dzieciństwa i wzruszyła ramionami. - Tak naprawdę to
najbardziej na świecie chciałam być moją przyjaciółką, Clare; mieć normalną rodzinę i
rodziców, którzy nie krzyczą ciągle na siebie. Rodzice Clare lubili się i zawsze uważa-
łam, że tak właśnie powinno wyglądać małżeństwo.
- Wygląda na to, że mamy takie same poglądy w kwestii małżeństwa - powiedział
cicho Diego. - Jako dziecko także żałowałem, że nie mam rodziców, którzy kochają się i
troszczą się o mnie. Uważam, że dla dobra naszego dziecka moglibyśmy być przyjaciół-
R
L
T
mi, Rachel, a nasze małżeństwo byłoby takie, jak opisałaś. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi -
przypomniał jej, kiedy patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem.
- Zlub to szalony pomysł - mruknęła. - To by się nie udało.
- Co wobec tego proponujesz? - zapytał ostro. - Nosisz pod sercem spadkobiercę
fortuny Ortegów. Jestem zdecydowany brać czynny udział w jego wychowaniu. Czy na-
prawdę możesz mu odmówić prawa przysługującego z urodzenia?
- Nie wiem, co robić - przyznała. - Nie chodzi tylko o ślub. Musiałabym się prze-
prowadzić na drugi koniec świata, do obcego kraju...
- Argentyna to piękny kraj i obiecuję, że się w nim zakochasz, querida - zapewnił
ją Diego, uśmiechając się nieoczekiwanie.
Usiadł na łóżku i wziął Rachel w ramiona, lekko zaskoczony tym, że ona nie
stawia oporu. Oparła głowę na jego piersi, a on głaskał długie, jasne włosy.
- Pozwól mi zaopiekować się tobą i dzieckiem - wymruczał, muskając ustami jej
włosy.
Słowa te poruszyły czułą nutę w jej sercu. Jeśli miała być szczera, to przyszłość
napawała ją przerażeniem i dość miała robienia dobrej miny do złej gry i zapewniania
siebie i innych, że da sobie radę. Nie chciała wychowywać dziecka sama, ale także nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl