[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie jest mi łatwo prowadzić, a już szczególnie w takich warunkach?
Wykonała gwałtowny gest w stronę okna. - Boję się, że którykolwiek z
mijających nas samochodów zderzy się z naszym. %7łyję w ciągłym
strachu, że znowu mi się to przydarzy. Zwłaszcza że wiozę pasażera na
tym siedzeniu, na którym zginęła Tania. Do dzisiaj dręczą mnie nocne
koszmary. Gdy słyszę pisk opon, coś zaczyna we mnie drżeć. Czuję
paniczny strach, że zdarzy mi się przeżyć to ponownie. Przez długie
tygodnie chodziłam na specjalną terapię, zanim odważyłam się usiąść
znowu za kierownicą. Gdyby nie to, że chcę cię jak najszybciej odwiezć
do domu, siedziałabym sobie spokojnie w pokoju hotelowym w Fort
Worth i czekała na suchy, pogodny dzień. Nie przy-szłoby mi do głowy,
żeby narażać życie, podejmując jazdę w takich warunkach.
Przerwała i wzdrygając się, zaczerpnęła powietrza.
- Masz rację, nie prosiłeś mnie o pomoc. Ale ja czuję, że jestem ci chociaż
tyle winna, by dowiezć cię bezpiecznie do domu, do twojej rodziny, gdzie
pod troskliwą opieką będziesz mógł wracać do zdrowia.
Zacisnęła pięść i pogroziła mu.
- Mógłbyś przynajmniej zamknąć się i przestać marudzić!
3
- ...wydaje mi się, że nie powinniśmy go budzić. Skoro nie obudziły go
hałasy, jakich narobiliśmy wdzierając się tutaj, to znaczy, że sen jest mu
naprawdę potrzebny.
Marcie, mając obie ręce zajęte torbami zakupów, przystanęła przed
drzwiami. Spoza nich docierały do niej głosy.
- Ale jaki jest inny sposób, żeby dowiedzieć się, jak się tu znalazł, mamo?
I skąd będziemy wiedzieć, ile tych tabletek zażył? To one mogą być
przyczyną, że śpi jak zabity.
- Lucky, nie panikuj - odezwał się trzeci głos. - Fiolka z pastylkami jest
prawie pełna. Nie mógł wziąć ich dużo. Laurie ma rację. Powinniśmy
pozwolić mu się wyspać.
- Ciekawe, co robi ten paskudny bandaż na klatce piersiowej -
zastanowiła się Laurie Tyler. - Chase z pewnością potrzebuje odpoczynku
w pościeli. Możemy chyba zaczekać, aż sam się obudzi, żeby się
dowiedzieć, kto go przywiózł do domu.
- Pewnie jego aktualna panienka - zauważył Lucky. Marcie uznała, że
usłyszała wystarczająco dużo. Udało jej
się chwycić i nacisnąć klamkę, chociaż zatoczyła się pod ciężarem
zakupów. Trzy postacie odwróciły się jak na komendę i wlepiły w nią
zdumiony wzrok.
- Panna Johns!
- Dzień dobry, pani Tyler.
Marcie schlebiał fakt, że Laurie Tyler ją poznała. Chociaż przez tyle lat
chodziła z Chase'em do jednej klasy, nie mieli wspólnego grona
znajomych. Po opuszczeniu szpitala Marcie zastanawiała się, czyby nie
pójść do Laurie i przeprosić za śmierć Tani. Ostatecznie zrezygnowała z
tego, wiedząc, jak trudne byłoby to spotkanie dla nich obu, skoro żadna z
nich nie mogła zmienić przeszłości.
- Lucky, wez od niej te siatki - zarządziła Laurie, popychając młodszego
syna, któremu kompletnie odebrało mowę.
- Do diabła, Marcie, co tutaj robisz? - Lucky odebrał od niej zakupy i
postawił je na barze oddzielającym maleńką kuchnię od reszty
mieszkania.
Marcie rzuciła portmonetkę i klucze na krzesło, na którym piętrzyła się
nie otwarta poczta i leżały pokryte kurzem ubrania.
- Po pierwsze, przyjmij moje zapewnienie, że nie jestem jego aktualną
panienką - rzuciła zdejmując płaszcz.
Lucky wyglądał na zmieszanego, ale tylko przez moment.
- Przykro mi, że usłyszałaś akurat coś takiego, ale co się właściwie stało?
Prosiliśmy zarządcę budynku, żeby miał oko na mieszkanie. Miał nas
powiadomić natychmiast, gdyby Chase się pojawił. Zadzwonił jakieś pół
godziny temu i poinformował nas, że widział, jak w mieszkaniu pali się
światło, chociaż nigdzie w pobliżu nie dostrzegł jego furgonetki. Przy-
gnaliśmy tutaj co sił w nogach i zastaliśmy Chase'a samego, śpiącego jak
niemowlę.
- I na dodatek obandażowanego - dodała Devon. - Czy jest ranny?
- Jego obrażenia z pewnością są dokuczliwe, ale niegrozne. Został
podeptany przez byka, uczestnicząc w rodeo, w Fort Worth.
Marcie opowiedziała im szczegółowo o wypadku. Pominęła jedynie fakt,
że spędziła noc w szpitalu w jego pokoju. W istocie opuściła go tylko na
czas, jakiego wymagało dostanie się do hotelu, wzięcie prysznica,
spakowanie się i odbiór rzeczy Chase'a.
- Gdy wróciłam rano do szpitala, zastałam go otoczonego gromadą
pielęgniarek, nalegających, by się ogolił. Oczywiście odmówił, nie chciał
się poddać porannej toalecie. Upierał się, by opuścić szpital.
- On jest szalony!
Devon rzuciła mężowi piorunujące spojrzenie.
- Mówisz tak, jakbyś sam był lepszym pacjentem. Już widzę cię, jak
poddajesz się myciu w łóżku.
Zwracając się ponownie do Marcie, spytała:
- I co, tak po prostu wstał i wyszedł?
- Z pewnością by tak zrobił. Na szczęście zdążyłam zawołać lekarza.
Przybył w samą porę. Zbadał go i zarządził, że powinien jeszcze kilka dni
pozostać w szpitalu. Gdy jednak zorientował się, że równie dobrze może
mówić do ściany, wręczył mu wypis. Zaproponowałam wtedy, że
przywiozę go tutaj, i obiecałam lekarzowi, że osobiście dopilnuję, by
znalazł się w łóżku. Dostał środki przeciwbólowe, to ta butelka z
pastylkami, która stoi na nocnym stoliczku. Zażył tylko przepisaną
dawkę.
Laurie opadła na sofę z ogromną ulgą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]