[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spojrzała na Millie i Annie, bawiące się wspólnie przy koniach i wróciła spojrzeniem do
Michaela.
- Myślisz, że powinniśmy zawołać Millie i Ann, by pomodliły się z nami za Jenkinsów?
Michael milczał chwilę, potem rzekł:
- Nie, myślę, że są szczęśliwe bawiąc się. Znowu by tylko płakały. Sami się pomodlimy.
- Może masz rację - powiedziała Sarah. - Po prostu pomilczymy przez minutę, mówiąc coś
od siebie w duchu, dobrze?
Michael przytaknął i zamknął oczy, składając brudne palce do modlitwy. Gdy sama
zamknęła oczy, usłyszała jak mruczy:
- Bóg jest miłosierny, Bóg jest dobry...
Powieki miała jeszcze ciągle opuszczone, gdy doszła do wniosku, że prawdopodobnie jest
to jedyna modlitwa, jaką chłopiec zna.
ROZDZIAA XVII
Natalia nacisnęła głębiej na oczy kowbojski słomkowy kapelusz. Stała przy jeepie i mrużąc
oczy przed słońcem, machała do odlatującego pilota. Odwróciła głowę, gdy kurz stał się zbyt
dokuczliwy i zobaczyła Jurija. Zawirowania powietrza powstające przy starcie samolotu
rozwiewały jego blond czuprynę. Przyłożyła do ust dłonie tak, jak tubę i krzyknęła:
- Wynośmy się stąd!
Nie było odpowiedzi, nic nie świadczyło o tym, że w ogóle ją usłyszał. Wzruszyła
ramionami pod krótką skórzaną kurtką, wspięła się na siedzenie obok kierowcy i czekając na Jurija
sprawdziła swój pistolet. Nie pasujący do akcji karabin H-K musiała zostawić. Jurij miał być jej
bratem i geologiem. Rzekomo mieli być w terenie.
- Jaka wojna? - miałaby powiedzieć. - Byliśmy na pustyni. Nasze radio przestało działać,
ale myśleliśmy, że to tylko aktywność słoneczna czy coś w tym rodzaju.
Spojrzała na broń w ręce.
- Ach, to? - powiedziałaby. - To tylko na węże. Mój brat pokazał mi, jak się nim
posługiwać. Krótko mówiąc: noszę go, ale tak naprawdę o broni nic nie wiem.
Obróciła pistolet w dłoni. Jak wszystka broń amerykańskiego i zachodnioeuropejskiego
pochodzenia, której ona i reszta zespołu Karamazowa używała, pistolet został nielegalnie, wedle
amerykańskiego prawa, przerobiony. Ten był szczególnie milutki i bardzo go lubiła, pomimo jego
ograniczonej pojemności. Była to czterokomorowa 357-ka Magnum COP, wyglądająca na mały
pistolet dużego kalibru z obrotowym bębenkiem, rozmiarami zbliżona do automatycznej 380-ki.
Była charakterystycznie załadowana: pierwszy ładunek na węże, pozostałe trzy komory
wypełnione 125-gramowymi, drążonymi nabojami w koszulkach. Do pistoletu dołączony był
zestaw dwudziestu dwóch wymiennyeh nakładek na lufę, zmieniających jego parametry wedle
potrzeb.
Włożyła pistolet do wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki i wyciągnęła się na siedzeniu,
nasuwając kapelusz na oczy. Chustka zawiązana na szyi była już mokra od potu, przydymione
okulary tylko odrobinę niwelowały przykrą jaskrawość słońca.
Z przymkniętymi powiekami odwróciła głowę, gdy Jurij zagadnął:
- Cóż, panienko - jesteśmy gotowi na to safari? Otworzyła oczy.
- Jurij, jesteś doskonałym agentem, ale jeśli nie przestaniesz do mnie tak mówić, to
znajdziesz cyjanek w herbacie albo pinezkę z kurarą wpiętą w nogawkę spodni. Nie cierpię być
nazywana panienką . W terenie nie tytułuj mnie też kapitan Tiemerowna. Masz zwracać się do
mnie imieniem Natalia, na sposób amerykański wymawiając to imię. A ja nie będę mówiła ci Jurij.
Dlaczego mnie nie poprawiasz? W tej operacji nazywasz się Grady Burns. Tak będę się do ciebie
zwracała.
Jurij patrzył na nią przeczesując palcami włosy i nasuwając kapelusz, podobnie jak ona,
niemal na przymrużone oczy.
- Jak pani sobie życzy - rzekł hamując śmiech i przekręcił kluczyk w stacyjce.
Obróciła się do niego, chcąc mu coś powiedzieć, ale zrezygnowała i opadła z powrotem na
siedzenie. Wbrew sobie wybuchnęła śmiechem.
- Jurij, na miły Bóg!
- Teraz poznaję moją amerykańską panienkę! - powiedział śmiejąc się. Zdjął prawą rękę ze
skrzyni biegów i położył na jej prawym kolanie. Zesztywniała na moment, spojrzała na niego i
znowu wybuchnęła śmiechem. Jechali przez wydmy rozmawiając i żartując, kierując się z grubsza
na Van Horn, gdzie mieli nadzieję uzyskać jakieś informacje na temat Chambersa. O godzinie
pierwszej Natalia zarządziła postój, mówiąc do Jurija:
- Muszę rozprostować kości. Zatrzymał jeepa i zgasił silnik.
- Chcesz, żebym wyciągnął to z bagażnika? Spojrzała na niego.
- Czyj to był pomysł, z tą chemiczną toaletą?
- Karamazowa. Myślę, że miał na uwadze twoją wygodę.
- Nie powinien był się trudzić - powiedziała stanowczo. Wysiadła z jeepa i poszła w
kierunku zagłębienia w wydmach, leżącego piętnaście stóp po jej prawej stronie.
Gdy skończyła, stopą zagrzebała w piasku papier, zamykając jednocześnie rozporek.
Automatycznie szukała dłonią pistoletu, przypominając sobie, że zostawiła go w kieszeni kurtki na
siedzeniu. Odwróciła się w kierunku jeepa i wbrew sobie krzyknęła. Prawie w tej samej chwili
odzyskała spokój.
- Kim jesteście? - zapytała tłumiąc lęk.
Dwóch mężczyzn ubranych w koszulki i wytarte dżinsy stało na szczycie niewielkiej
wydmy. Aypali na nią oczyma.
- Pytałam, coście za jedni?
- Słyszałem, co powiedziałaś, dziewczynko - odkrzyknął wyższy z dwójki mężczyzn.
Zaczęła wolno iść. Zatrzymała się, gdy zobaczyła jeepa. Stało przy nim dwóch dalszych
mężczyzn, identycznie ubranych. Niedaleko za nimi znajdowały się cztery motocykle. Nie mogła
dojrzeć Jurija.
Odwróciła się do dwójki na szczycie wydmy, jeden z nich już schodził ku niej.
- Gdzie on jest? Mężczyzna z jeepa, ten, z którym byłam?
- Hmm, już nie musisz się o niego martwić. Nie żyje. Aadniuteńko poderżnęliśmy mu
gardło, tak samo, jak to zrobimy tobie - rzekł bliższy mężczyzna.
Wpółświadomie potrząsnęła głową. Jurij był zbyt dobry, by dać się tak zaskoczyć.
- Nie wierzę - powiedziała.
- Widzisz - zaczął wyższy z nich, zsuwając się w dół i lądując na nogach mniej niż dziesięć
jardów od niej - nawet tego nie zauważył. - Sięgnął do kieszeni na biodrze i wyjął długi składany
nóż. - Tak był zajęty oglądaniem tego - i machnął w kierunku szczytu wydmy.
Drugi mężczyzna wyciągnął zza siebie rękę, Trzymał w niej śrutówkę z niewyobrażalnie
skróconą lufą, wydawało się jej, że kolby też nie ma. Widziała tylko skórzany rzemień biegnący
przez ciało mężczyzny jakby miał ręce na temblaku.
- Gdy twój chłoptaś patrzył, ja przycinałem - rzekł wielkolud szczerząc zęby w uśmiechu.
Natalia przyglądała się mu, oceniając budowę jego ciała, sposób w jaki stał, szukając
wzrokiem innych broni. Przy szerokim czarnym pasie, pod splamioną koszulą opinającą ogromny
brzuch - skutek nadużywania piwa - wisiał pistolet. Z odległości, jaka ich dzieliła, wydawało się
jej, że jest to niemiecki luger.
- Czego chcesz? - zapytała zniżając głos.
- Jak myślisz, czego chcę, dziewczynko? - zaśmiał się ruszając w jej kierunku. Nóż trzymał
nadal w prawej dłoni i gdy zrobił drugi krok, Natalia skoczyła z rękami wyciągniętymi przed
siebie. Prawą zadała cios od dołu, nieco poniżej nosa, łamiąc kość i wgniatając ją w mózg.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]