[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odwróciła się, nie chcąc, by Wade to zauważył. Za pózno.
- Boże, Dana. - Położył jej dłonie na ramionach. - Ty płaczesz!
- Wcale nie - zaprzeczyła i wzruszyła ramionami. Zamiast ją puścić, zacisnął dłonie mocniej
i delikatnie pomasował jej ramiona.
- Nie wiem, co się stało, ale doprowadzasz mnie do szału. Nie mogę znieść myśli, że mnie
nienawidzisz. Chcę, żeby było jak dawniej.
- Dobrze. Wszystko jedno - powiedziałaby cokolwiek, byle dał jej spokój. Już i tak za bardzo
się odsłoniła. - Powiedzmy, że od tej chwili wszystko wraca do normy.
Uwolniła się z jego rąk i ruszyła do drzwi.
- Do zobaczenia w domu. Cześć.
- Dana! Zaczekaj!
- Myślałam, że chcesz, żeby było jak dawniej. Więc nie zatrzymuj mnie - starała się, aby jej
głos brzmiał spokojnie. Wade podszedł za nią do drzwi i oparł się o nie ramieniem. W jego
oczach było coś, co ją zaniepokoiło.
- Pamiętasz, jak pojechałam w czasie burzy śnieżnej na wieczór panieński Mary Jo? Wtedy
mnie nie zatrzymywałeś.
- Bo Ren Cheponis tam była i ja... do diabła, Sheely. Powinienem był cię zatrzymać.
Martwiłem się. Chciałem, żebyś wróciła cała i zdrowa.
Uśmiechnęła się nieśmiało.
- No, to pomartw się i teraz. Wade'a ogarnęły wspomnienia. To było dwa lata temu. Miał
ochotę na Renę Cheponis i myślał tylko o tym, że czekała na niego w pensjonacie. Ale z niego
dupek. A gdyby tak Danę spotkało coś złego?
W jednej chwili Wade zrozumiał, co się z nim dzieje. Boże! Wszystko stało się nagle jasne!
A więc tak to wygląda. Uśmiechnął się w duchu i niespodziewanie poczuł przypływ energii.
- Nigdzie nie pojedziesz. - Chwycił ją za ręce i przyciągnął ku sobie. - Powiedziałem, że
chcę, żeby było jak dawniej, ale nic z tego.
Serce Dany zadrżało.
- Nie myśl nawet o eksperymentowaniu, jak wczoraj - powiedziała niepewnie.
Wade objął ją i przytulił mocno. Chciał, żeby poczuła, co się z nim dzieje. Delikatnie
pocałował ją w szyję.
- To nie jest eksperyment - powiedział powoli, wyraznie akcentując każde słowo. -
Rozumiesz?
Nie była pewna, czy chce, żeby przestał, czy żeby objął ją jeszcze mocniej. Chwyciła go za
koszulkę.
- Dlaczego mi to robisz, Saxon? Z nudów? Przecież wczoraj mnie nie chciałeś.
- Jak to nie chciałem? - zdziwił się. - Skąd ci to przyszło do głowy? Jak to nie chciałem?
Teraz też wyglądam, jakbym nie chciał? - Przycisnął do niej nabrzmiałą męskość. - Pragnę cię
tak, jak pragnąłem wczoraj w nocy. Tylko że byli twoi rodzice, Emily z koleżankami w pokoju
obok i Anthony z kumplami. Pełna chata.
- Powiedziałeś, że nie możesz tego zrobić i że to szaleństwo - przypomniała mu z bólem.
- Tak powiedziałem - skinął głową.
- Powiedziałeś, że czujesz się jak szczur. Nawet nie udawałeś.
- Przestań wyciągać fałszywe wnioski. Pomyśl tylko. Byliśmy w twoim pokoju, a cała
rodzina za ścianą. Co by było, gdyby nas nakryli?
Miał rację. Dana zdziwiła się, że nie pomyślała o tym wcześniej. Odchyliła głowę i spojrzała
mu w oczy.
- Myślałam, że... że przestałeś z innego powodu - przyznała się.
- Z jakiego? Sądziłaś, że po prostu nie mam na ciebie ochoty? - Zmarszczył brwi. - To
dlatego zachowałaś się jak jędza.
- Jaka jędza? Może byłam trochę niemiła - próbowała się bronić. Chrząknął znacząco.
- I dlatego kazałaś mi iść do diabła, kiedy zadzwonił Cormack?
- Nie Cormack, tylko Shawn. - Językiem oblizała spieczone wargi. Wade nie spuszczał z niej
wzroku.
A więc to Shawn. Jej brat. Wade przypomniał sobie, z czym tu przyjechał, i natychmiast
odpędził tę myśl. Nie miał ochoty myśleć o nikim innym, tylko o tej, którą trzymał w
ramionach.
A więc myślała, że jej nie chce. Nadal nie mógł pojąć, jak to się stało. Było mu naprawdę
przykro. Takie głupie nieporozumienie, które mogli od razu wyjaśnić. Zamiast tego cierpiał jak
głupi przez dwadzieścia cztery godziny.
Sądził, że takie historie zdarzają się tylko w mydlanych operach. A tu proszę. Zdarzyło się
jemu i Danie.
Spojrzał w dół na jej śliczną twarz. Napawał się widokiem nieskazitelnie białej cery, kilku
piegów na nosie, cudownie niebieskich oczu. Błądził wzrokiem wokół jej ust. Musiał ją
pocałować.
- Pragnę cię, Dana - powiedział ciepłym głosem. Przytulił ją mocniej. - Pragnąłem cię
wczoraj i teraz też.
Westchnęła cicho, kiedy poczuła jego wargi, i rozchyliła usta. Przez chwilę miała wrażenie,
jakby pomiędzy wczorajszym a dzisiejszym dniem upłynęła tylko sekunda. Zaczęli tam, gdzie
skończyli. Namiętni i podnieceni do granic wytrzymałości.
Wade całował ją bez końca, a ona odpowiadała równie gorąco. Wreszcie zabrakło im
powietrza.
- %7łeby nie było dalszych niedomówień. Przerwałem na chwilę, żeby cię nie udusić. -
Obsypywał drobnymi pocałunkami jej szyję i policzki.
- Ale z ciebie żartowniś, Saxon - przytuliła się do niego mocniej.
- A ty jesteś głuptasem, który wyciąga najgorsze wnioski z...
- To łagodnie powiedziane - delikatnie dotknęła jego ust czubkiem języka.
- Nieważne. - Ujął jej twarz w obie dłonie i znów ją całował, gwałtownie i namiętnie. Dana
drżała, przesuwając rękami po jego ciele. Wyciągnęła mu koszulkę ze spodni i musnęła nagą
skórę, najpierw na piersi, potem na plecach.
- Tutaj nie ma nikogo - szepnął. - Dziś nie przestanę. Szalony dreszcz przebiegł ją całą. A
więc wszystko miało się zdarzyć tu i teraz. Wade będzie ją pieścił. Chciała tego. Zapomniała o
wszelkich obawach. Cierpienia ostatniej nocy i strach, że na zawsze utraciła jego przyjazń,
wyczerpały ją. Teraz dostała drugą szansę na to, by z nim być, by go kochać.
Spojrzała na tak dobrze znaną twarz i poczuła dziwne ciepło w sercu. Tricia już wcześniej
zauważyła to, co Danie zajęło okropne dwadzieścia cztery godziny. Pragnie Wade'a, ale oprócz
pożądania odnalazła w sobie jeszcze inne uczucie.
W tej chwili wiedziała doskonale, jak je nazwać. To była miłość. Była zakochana w Wadzie
Saxonie. I za chwilę będzie należała do niego.
Uśmiechnęła się.
- Saxon, jeżeli przestaniesz, oberwiesz jednak tym pogrzebaczem.
- Powiedzmy, że udało ci się mnie przestraszyć. Wziął ją na ręce i zaniósł na sofę. Dana
objęła go za szyję. Cudownie było być w jego ramionach. Zupełnie jak w najbardziej
romantycznych fantazjach erotycznych.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]