[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kolczyka z dwoma wisiorkami. Dolny wisiorek jest większy
i ozdobiony licznymi zatokami. Na południowym krańcu
wrzyna się weń głęboko zatoka Maignon, którą ze wschodu
i zachodu ograniczają podobne do piszczałek organowych
skały przylądka Raoul oraz wyniosły szczyt Kolumny. Od
zatoki Maignon ramiona oceanu sięgają ku północy. Na
zachodnim wybrzeżu półwyspu leży kolonia karna, a na-
przeciwko niej znajduje się wysepka z cmentarzem więzniów,
zwana Wyspą Zmarłych. Minąwszy purpurowe piękno tej
Golgoty nowy zesłaniec musi zobaczyć na południu szarą,
spiczastą skałę zabudowaną gęsto i kipiącą życiem. Jest to
Point Puer miejsce odosobnienia dla chłopców i wyrost-
ków w wieku od lat ośmiu do dwudziestu. Dalej rozciąga się
Zatoka Druga oraz zatoka Norfolk, której wybrzeże porosłe
nieprzebytym gąszczem przecina zbudowana przez więzniów
linia kolejki leśnej. Wylot tej zatoki zamyka Wyspa Leśna,
wykorzystana jako stacja sygnałowa i dozorowana zawsze
przez szalupę z uzbrojoną załogą. Dalej leży Punkt Trzyna-
sty, południowy kraniec większego wisiorka, i morze ob-
lewające półwysep od wschodu, aż do piaszczystego Prze-
smyku Orłego łączącego dwa wisiorki kolczyka. Niski ten
pasek lądu wyrasta z dzikich, odludnych wybrzeży; w ich
skałach wody Zatoki Piratów wyżłobiły głębokie pieczary
0 różnorodnych, cudacznych kształtach. W jednym miejscu
wody oceanu przewierciły dwieście stóp gruby mur skalny
1 utworzyły prostopadłą, wąską jak komin studnię, gdzie
przy wietrze sztormowym słone bryzgi sięgają pięciuset
stóp w górę. Górny wisiorek kolczyka nosi nazwę Pół
wyspu Forrestiera, a z lądem stałym łączy go wąski prze
smyk. Półwysep Forrestiera porasta nieprzebyta gęstwina
sięgająca do szczytów skał bazaltowych, które zstępują
w morze.
Przesmyk Orli stanowił wrota więzienia, i to wrota
starannie zaryglowane. Na wąskim skrawku piasku zbudo-
wano wartownię, gdzie żołnierze z koszar na lądzie stałym
pełnili straż dniem i nocą. Czuwały tam również złe,
specjalnie szkolone psy, a opieka nad nimi należała do
oficera dowodzącego wartą. Był on obowiązany składać
komendantowi meldunek, gdy zauważy, że którykolwiek
z tych stróżów przestaje być użyteczny". Ponadto wody
zatoki nie były wolne od rekinów. Na zachód od Orlego
Przesmyku i Wyspy Leśnej znajdowała się osławiona kopal-
nia, gdzie pod silną strażą przebywało sześćdziesięciu nie-
poprawnych". Był tam również najdalej na północ wysunięty
jeden z serii dobrze obmyślonych semaforów sygnalizują-
cych i uniemożliwiających w zasadzie wszelkie próby uciecz-
ki. Górzysty charakter półwyspu szczególnie sprzyjał zada-
niu telegrafistów. Na szczycie skały, u której stóp zbudowa-
no główną wartownię kolonii, stał olbrzymi pień drzewa
gumowego, na jego zaś wierzchołku semafor. Komunikował
się on z dwoma skrzydłami więzienia Przesmykiem Orlim
i kopalnią węgla wysyłając sygnały na przełaj, przez
półwysep, od jednej stacji do następnej. Jeżeli więzień zbiegł
z kopalni węgla, w ciągu niespełna dwudziestu minut straż na
Przesmyku Orlim mogła być zaalarmowana i cała kolonia
karna postawiona na nogi.
Sama przyroda dała temu zakątkowi świata cechy ideal-
nie pewnego więzienia, nic więc dziwnego, że pułkownik
Arthur, redagując raport dla rządu brytyjskiego, nazwał
półwysep noszący jego miano naturalnym miejscem odo-
sobnienia". Sądzić należy, że ów wybitny teoretyk więzienni-
ctwa uważał za dowód szczególnych względów Bożych
332
333
stworzenie miejsca tak odpowiedniego do wprowadzenia
w życie słynnego Regulaminu dyscypliny obowiązującej
zesłańców".
XXI
Inspekcja
Pewnego popołudnia czynne jak zawsze semafory rozpo-
wszechniły wiadomość, co poruszyła cały Półwysep Tasma-
na. Kaipitan Frere, który przybył z Hobartu, by prze-
prowadzić dochodzenie w sprawie zgonu Kirklanda, zechce
zapewne zwiedzić wszystkie osiedla, a więc dozorcy winni
dołożyć starań, by podopieczni ich prezentowali się jak
należy. Burgess wpadł w doskonały humor, kiedy dowiedział
się, że meldunek o jego sprawkach ma złożyć władzom dusza
tak bardzo pokrewna.
To czysta formalność, mój stary powiedział
Frere, spotkawszy się z dawnym kolegą. Ten klecha
robi niepotrzebne zamieszanie, a wiec trzeba zamknąć mu
Bardzo rni miło, że będę miał sposobność zaprezen-
tować Port Arthur tobie i szanownej małżonce odrzekł
uprzejmie Burgess. Postaram się zapewnić państwu
możliwie najprzyjemniejszy pobyt, obawiam się jednak, że
pani Frere niewiele znajdzie tu rozrywek.
Przyznaję otwarcie, panie kapitanie odezwała się
Sylwia że wolałabym jechać prosto do Sydney. Ale mój
mąż musiał tu wstąpić służbowo, więc towarzyszę mu
oczywiście.
Nie ma w Port Arthur licznego towarzystwa godnego
szanownej pani zabrał głos Meekin, który uczestniczył
w powitaniu gości. Pani Datchett, żona naszego funk-
cjonariusza, jest jedyną damą w tutejszym gronie. Spodzie-
wam się, że dziś wieczorem u pana komendanta będę miał
przyjemność zaznajomienia pani z tą sympatyczną osobą.
Znajomy pani, pan McNab, pełni służbę na Orlim Prze-
smyku i niestety nie może opuścić posterunku nawet po to,
by złożyć uszanowanie łaskawej pani.
Przygotowałem skromne przyjęcie powiedział
Burgess --" ? nie liczę jednak, aby udało się tak, jak tego
pragnę.
Ach, ty zatwardziały stary kawalerze! wybuchnął
śmiechem Frere. Powinieneś znalezć sobie taką jak moja
żonkę!
To nie byłoby łatwe odparł komendant z szarman-
ckim ukłonem.
Sylwia uśmiechnęła się na ów komplement powiedziany
przy dwudziestu więzniach, którzy dzwigali pod górę liczne
kufry i walizy gości. Nie uszło jej uwagi, że więzniowie
uśmiechnęli się również, zapewne z nieporadnych uprzejmo-
ści swojego władcy.
Nie podoba mi się kapitan Burgess powiedziała
Sylwia do męża w czasie odpoczynku przed obiadem.
Sądzę, że zachłostał na śmierć tego biednego chłopca. W
każdym razie, Maurycy, wygląda na to.
Co za brednie! obruszył się Frere. Burgess to
całkiem porządny jegomość. A zresztą oglądałem świade-
ctwo lekarskie. Ta historia została celowo rozdmuchana. Nie
rozumiem, moja droga, twojego niedorzecznego współczucia
dla więzniów.
Czy więzniowie nie zasługują czasami na współ-
czucie?
Nie! Z pewnością nigdy. To banda łgarzy i szubraw-
ców. A ty wciąż biadasz nad ich losem. Nie podoba mi się to
wcale, o czym wiesz, bo nie raz ci to już mówiłem.
Pani Frere nie odpowiedziała. Maurycy często pozwalał
sobie na drobne grubiaństwa, które lepiej było przyjmować
w milczeniu. Ale milczenie nie równało się obojętności, bo
w danym wypadku szorstkie słowa były niesprawiedliwe, a
wrażliwych niewieścich uczuć nic nie rani bardziej niż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]