[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przepraszam - mruknęła.
- Za co?
- To ja miałam cię pocieszać - zaszlochała, a on objął ją ramieniem i przytulił.
- Wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego Mary Lynn chciała rozwodu - szepnął.
- Ja też nie - powiedziała, pociągając nosem. Steve zniknął w kuchni. Chciała już
wychodzić,gdy wrócił z nowym drinkiem.
- Alkohol więcej kłopotów przysparza niż rozwiązuje - stwierdziła, zapominając, że to
ona przyniosła butelkę.
- Wiem coś o tym. W dniu, w którym zapadł wyrok w sprawie rozwodu, upiłem się do
nieprzytomności. To była najgorsza noc w moim życiu. Miałem potem nieprawdopodobnego
kaca. Od tamtego czasu ani razu nie miałem w czubie i więcej nie zamierzam.
- Cieszę się, że tak mówisz - powiedziała i upiła łyk whisky.
Steve poklepał ją po ramieniu
- Dziękuję ci, że przyszłaś. Jesteś prawdziwym przyjacielem, Hallie McCarthy.
- Ty też, Steve.
Objęli się serdecznie. Dobrze jej było w jego ramionach. Bezpiecznie. Ciepło.
Pocałunek wcale nie zdziwił. Czuły i delikatny pocałunek dwojga przyjaciół.
- Odprowadzić cię do domu?
- Nie, pójdę sama. - Otarła łzy z policzków. - Mogę cię zostawić?
- Oczywiście. - Powiedział to z przekonaniem, ale Hallie nie do końca mu wierzyła.
Wiadomość przekazana przez Mary Lynn była potężnym ciosem. Steve przyjął go po męsku.
ROZDZIAA 20
ROSÓA Z KURY
Steve z kijem basaballowym w dłoni stał na bazie. Zamiast piłki widział twarz Kipa
Logana. Odbijał z pasją, zawzięcie uderzając, a koledzy raz za razem nagradzali go brawami.
- Co się dzisiaj z tobą stało? - zapytał Todd, gdy po rozgrywce usiedli na ławce.
- Nic, po prostu mam dobry dzień.
- Waliłeś jak oszalały. Coś cię gryzie?
- Wydaje ci się. - Steve unikał wzroku Todda. Kłopot z przyjaciółmi polega jednak na
tym, że nic przed nimi nie można ukryć. Dlaczego zresztą nie miałby powiedzieć, co go
gnębi? - Mary Lynn postanowiła wyjść za mąż - powiedział niby to obojętnie.
- Kiedy się o tym dowiedziałeś?
- W niedzielÄ™ wieczorem.
- Szkoda, że wcześniej mi nie powiedziałeś - powiedział Todd takim tonem, jakby
rzecz dotyczyła jego osobiście.
Steve żałował teraz, że zamiast podjąć radykalne kroki od razu, gdy tylko Mary Lynn
zaczęła się spotykać z tym sprzedawcą samochodów, czekał, aż ta znajomość umrze śmiercią
naturalną. Marzył całymi dniami, jak to żona poprosi go, by wrócił. Tymczasem dowiedział
się, że wychodzi za mąż.
- Jak to przyjąłeś? - zapytał Todd.
- Skaczę z radości.
- Czułem, że tak się to skończy. Mówiłem ci, że widziałem ją z Kipem na zakupach,
pamiętasz? Widać było, że myśli poważnie o tym facecie, ale nie mogłem ci tego powiedzieć
wprost. Myślałem, że sam się domyślisz.
Na nieszczęście Steve niczego nie chciał widzieć ani niczego się domyślać. Sam był
sobie winien. Kenny już na początku roku mówił mu, że mama ma adoratora. Meagan też
usiłowała otworzyć mu oczy. Powinien był odgadnąć, co się święci już wtedy, gdy Mary
Lynn przestała z nim sypiać.
Cóż, będzie musiał się teraz pogodzić z sytuacją i żyć dalej. Ostatnio wysłuchał nawet
radiowych porad na ten temat, udzielanych przez jakąś panią psycholog. Pomogło.
Doktor Brenda nie była zresztą jedyna osobą, która przyszła mu z pomocą. Miał
przecież Hallie. To ona pomogła mu w najtrudniejszym momencie, przyszła do niego z
butelką whisky i zużyła całe pudełko chusteczek, by opłakiwać jego los. O dziwo, jej płacz
przyniósł mu ulgę. Gdy zobaczył ją na progu, w pierwszej chwili miał ochotę poprosić, by
wracała do domu. Nie miał ochoty na towarzystwo. Kto by miał w tej sytuacji? A jednak
Hallie wywołała uśmiech na jego twarzy.
Cholera, naprawdę miał szczęście, że to właśnie ona jest jego sąsiadką; życzył jej
szczerze, by znalazła wreszcie godnego siebie mężczyznę.
Gra dobiegła końca i kilku zawodników postanowiło jechać do pobliskiego baru na
piwo. Steve odmówił. Nie chciał odpowiadać na żadne pytania.
Wrócił prosto do domu. Samochód Hallie od dwóch dni stał w tym samym miejscu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]