[ Pobierz całość w formacie PDF ]
statku. Po raz pierwszy jego pewność siebie zachwiała się. Czyżby tygodnie spędzone w
więzieniu tak go osłabiły? Czyżby ten Kane naprawdę był potworem z dawnych czasów,
którego, jak głosiła legenda, nie może pokonać człowiek?
Lecz Lages był silnym mężczyzną. Jego wyszczerbiona tarcza nadal zatrzymywała
deszcz ciosów, jakim zasypywał go Kane, a splamiony czerwienią miecz usiłował dosięgnąć
wroga. Z rosnącą paniką Lages zdał sobie sprawę, że coraz mniej atakuje, a nawet z trudem
udaje mu się bronić przed bezlitosnym atakiem Kane'a. Z posępną zawziętością czynił
wszystko, by ostrza mieczy wroga nie dotknęły jego zbolałego ciała. Jego tarcza porąbana już
była na kawałki, miecz stępił się od parowania klingi Kane'a. Wreszcie nadszedł ten jeden
szybki jak błyskawica cios, którego nie można było zatrzymać. Kordelas Kane'a błysnął jak
odbite światło i rozciął rękę Lagesa, w której trzymał miecz. Lages uczuł, jak jego prawa ręka
traci czucie i klinga pada z brzękiem na śliski pokład.
- %7łegnaj, Lagesie! - roześmiał się Kane i wzniósł szeroki miecz, by zadać ostateczny
cios. - Dołącz do swej floty w piekle!
Lages szybko uskoczył do tyłu, by uniknąć ciosu, potknął się o połamaną poręcz na
burcie i spadł do morza. Fale uderzyły go z wielką siłą, która go ogłuszyła, i lodowata woda
zamknęła się nad nim. Zbroja ciążyła mu i wciągała go pod wodę. Lages tonął, rozpaczliwie
usiłując rozpiąć zranioną ręką sprzączki swego ciężkiego pancerza.
- Lages poległ! Lages poległ! - krzyk rozpaczy rozniósł się wśród cesarskich statków.
Kane miał zamiar podejść do burty i upewnić się, lecz przeszkodziła mu pałająca
żądzą zemsty grupa cesarskich żołnierzy, która rzuciła się na niego. Zawzięcie i z wszystkich
sił Kane bronił się przed ich wściekłym atakiem i przez nie kończącą się chwilę uderzał o stal
tak szybko, że ani oko, ani myśl nie mogła za nim nadążyć. Lecz wreszcie ulegli morderczej
postaci, na której się skupili, i rebelianccy żołnierze szybko przebili się od tyłu, by przyjść
Kane'owi z pomocą.
I wtedy nagle okazało się, że nie ma już z kim walczyć. Cesarski okręt flagowy został
zdobyty.
Kane wytarł pot i krew z twarzy i zaczerpnął tchu. Stał cały zalany krwią, część z niej
była jego własna. Rozglądając się dookoła widział, że szala zwycięstwa przechyla się na jego
stronę.
Ostrzał z katapult złamał szyki cesarskiej floty, a taktyka taranowania i łamania wioseł
przyniosła spodziewane skutki. Wystarczająco dużo okrętów wojennych zostało w ten sposób
unieszkodliwionych, by stały się łatwym łupem mniejszych statków buntowników.
Przerażone klęską statku flagowego niedobitki floty Lagesa będą walczyły teraz nie o
zwycięstwo w bitwie, lecz by uciec.
Kane uśmiechnął się dziko. Zanosiło się na to, że jego wysiłki na rzecz Efrel nie
poszły na marne.
Nadszedł Arbas poważnie kulejąc - prymitywny opatrunek przesiąknięty krwią
ozdabiał jego udo. - Chodz już, Kane! Ten statek tonie! O, cholera, jakiś sukinsyn o mało co
nie odciął mi nogi! Do pioruna, ale to była bitwa!
Kane spojrzał na zalaną purpurą nogawkę spodni zabójcy.
- Wygląda, jakby ktoś przeciął ci tętnicę! Załóż ciaśniejszy bandaż, bo wykrwawisz
się na śmierć! Jeszcze nie skończyliśmy walczyć, Arbasie.
Kane krzyknął do swoich ludzi: - Wracajcie na Ara-Teving"! Zabierzcie wszystkich
rannych, jakich znajdziecie! I pośpieszcie się, do diabła!
Podtrzymując Arbasa, Kane również opuścił tonący Mon-Ossa". Zabójca klął przy
każdym kroku, ale trzymał się dzielnie. Kane Stwierdził, że widocznie jego tętnica udowa nie
została naruszona, bo inaczej dawno już by się wykrwawił.
Ara-Teving" odpłynął od wraka i udał się w inną część morskiego pola bitwy.
Rebeliancka birema i cesarska trirema toczyły bój w pobliżu i Kane wydał rozkaz
staranowania wrogiego okrętu. W chwili gdy Ara-Teving" odpływał, nikt nie myślał o
krwawiącej postaci, która unosiła się na wodzie za nimi na kawałku zatopionego statku. Na
powierzchni wody pełno było takich.
Lages trzymał się mocno desek i próbował wiosłować zdrową ręką. Słona woda paliła
zranione ramię jak kwas i Lages klął, marnując oddech, który przydałby mu się bardziej do
pływania. Nie mógł umrzeć teraz tutaj! Nie teraz, kiedy ma tak wiele powodów, by żyć! Jego
flota była pokonana i pewna już, że ich dowódca nie żyje, gdyż Mon-Ossa" uniósł rufę i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]