[ Pobierz całość w formacie PDF ]
istniało niebezpieczeństwo, że dopadną Jonasa, zanim ona to zrobi, ale z drugiej -
zamieszanie działało na korzyść Salianki. Nie musiała już udawać gościa, mogła poszukać
skryby w bardziej efektywny sposób.
* * *
- Dobry piesek - pochwaliła Pazura królewna.
Jej pupil właśnie wystawił zwierzynę: dwóch całkiem zręcznych mężczyzn z mieczami,
nacierających na zablokowaną w kącie jednej z sal postać. Atakowanej postaci nie było zbyt
wyraznie widać, ale według psa był to Jonas.
Salianka wierzyła Pazurowi bez zastrzeżeń. Kiedy wyciągała swojego pupila spod
ogrodowej ławki, zabrała też ukryty tam morgenstern i teraz nie zawahała się broni użyć.
Lekko przykurzona kokardka świsnęła w powietrzu, wchodząc w bezpośredni kontakt z łbem
najpierw jednego, a potem drugiego napastnika.
Przybrudzenie wstążki przestało się rzucać w oczy wobec czerwonej miazgi, która
pokryła morgenstern i wyjątkowo nieestetycznie uciapała wszystko w pobliżu, łącznie z
zagonionym w kąt mężczyzną, który okazał się rzeczywiście Jonasem. Nie dostrzegł chyba
zmiany sytuacji, bo dalej próbował na oślep ciąć mieczem. Królewna, zdegustowana takim
traktowaniem, uchyliła się przed ostrzem i chwyciła skrybę za nadgarstek.
- Uspokój się może! - zaproponowała. - Nikt cię już nie atakuje!
Jonas wreszcie przestał walczyć, rękawem wolnej ręki starł krew z oczu.
- To ty? - wyjąkał zdumiony, zobaczywszy swoją wybawczynię. Może zresztą zdumiała
go nie jej obecność, a to, jak Salianka wyglądała. Przebiegając pałacyk, najpierw w
poszukiwaniu psa, a potem skryby, natknęła się parę razy na pechowych napastników. Na
szczęście na czarnej sukni plamy krwi nie rzucały się zbyt mocno w oczy.
- Ja. - Królewna wepchnęła Jonasa za najbliższy posąg. Sama rozejrzała się czujnie po
sali. Chciała sobie z nim chwilę spokojnie porozmawiać, bez żadnego uzbrojonego
towarzystwa. - Marny z ciebie spiskowiec i zbawca świata, skoro już trzeci raz ratuję ci życie
- warknęła. - Zaczynam się czuć jak jakaś przeklęta patronka bohaterów... Znowu!
Nie dało się ukryć, że jak na złą czarownicę wręcz notorycznie ratowała dobrych ludzi.
Zwiat zdecydowanie schodził na psy.
- Miałaś wrócić do Twierdzy... tam byłabyś bezpieczna - skryba bełkotał nieskładnie, bo
właśnie zauważył to, co zostało z napastników. Stan ich byłych głów i stan trzymanego przez
dziewczynę morgensterna pozostawały w ścisłym, niezaprzeczalnym związku.
- Nie chcę być bezpieczna. Chcę dopaść egzorcystów. A ty masz mi powiedzieć jak i
gdzie - zażądała Salianka.
- Nie możesz... - nie zdążył dokończyć, bo szokująco silna dłoń zacisnęła się na jego
gardle, a przerażające spojrzenie żółtawych oczu zdawało się przewiercać go na wylot.
- Chcę dopaść egzorcystów - powtórzyła królewna. - Chcę ich zniszczyć, rozerwać na
strzępy... - Gwałtownie schowała ręce za siebie i zrobiła krok w tył. - Niech to diabli, jak nie
one, to on! - syknęła z niezadowoleniem.
- Kto? - Jonas nic nie rozumiał i, zdaniem Salianki, lepiej byłoby, żeby tak zostało.
- Nieważne - ucięła. - Egzorcyści są ważni. Jak do nich trafić?
- To niebezpieczne! - zaprotestował mężczyzna.
- Czy do ciebie jeszcze nie dotarło - wycedziła Salianka, spoglądając na niego spod
półprzymkniętych powiek - że to JA jestem niebezpieczna?
Skrybie trudno było temu zaprzeczyć, zwłaszcza że nieopodal leżały dwa niepodważalne
dowody na to stwierdzenie. Mimo to nie palił się do udzielenia królewnie potrzebnych
informacji. Salianka już całkiem straciła cierpliwość.
- Ja umieram - rzuciła. - Nie mam wiele czasu. I nie chcę wracać do Twierdzy i
odchodzić w gronie fałszywie zasmuconych doradców. Chcę dopaść egzorcystów i pokazać
im, jak umiera Pani Twierdzy!
- Jak? - zapytał niemal mimowolnie Jonas.
- W towarzystwie!! - huknęła królewna. - Z twoją pomocą czy bez, spróbuję ich dopaść.
Tyle że sama mogę nie zdążyć.
Wyglądało na to, że skryba otrzymał zbyt wiele szokujących informacji w zbyt krótkim
czasie. Najpierw napadnięto na pałacyk, potem dorwała go zdesperowana Salianka... Nie
mógł sobie z tym poradzić. Potrzebował chwili spokoju na przemyślenia, ale na tę chwilę nie
miał co liczyć, nie w tym miejscu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]