[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jednak gdy sięgał do klamki, znów usłyszał
słodki, łagodny głos, błagający go o pomoc. Za
trzymał się w pół kroku i zacisnął pięści.
Teraz pozostało mu tylko przekonać siebie same
go, że ten przejaw słabości nie ma nic wspólnego
z Maud, lecz jest wyłącznie odpowiedzią na prośbę
matki. Właściwie to nawet nie warto podejmować
takiej próby, bo i tak doskonale znał prawdę.
Bądz mężczyzną, Ramsey, i przyznaj, że wpadłeś
po uszy.
ROZDZIAA SZÓSTY
- Liz, chyba zadzwoniÄ™ po lekarza.
- Ależ pani Ramsey, nic się nie dzieje, mały po
prostu zÄ…bkuje.
Maud delikatnie poklepała synka po plecach.
Jonah położył główkę w zagłębieniu jej szyi. Pach
niał tak wspaniale, był jej ostoją i oparciem w pano
szącym się wokół chaosie.
Gdy Liz poskarżyła się, że nie może uspokoić
Jonaha, Maud z ulgą opuściła salon. Martwiła się, że
synkowi coś dolega, lecz prawdę mówiąc, była
wdzięczna losowi za taki obrót spraw. Nie wy
trzymałaby dłużej tej napiętej atmosfery.
- Czy pani dobrze się czuje? - spytała Liz.
- Po prostu nie lubiÄ™, kiedy Jonahowi coÅ› dolega
- odparła wymijająco.
- Nic mu nie będzie - oświadczyła niania z prze
konaniem. - Lekarz powiedział, że jeśli będzie
marudził podczas ząbkowania, można mu dać słaby
środek przeciwbólowy. Wykupiłam lek w aptece
i w razie czego podam małemu.
Maud skinęła głową. Zauważyła, że Jonah zasnął,
dlatego pocałowała go delikatnie i włożyła do łó
żeczka.
- Słodkich snów, kruszynko - szepnęła, z trudem
powstrzymujÄ…c Å‚zy.
Kilka chwil pózniej, bezpieczna w zaciszu swoje
go pokoju, bezwładnie oparła się o drzwi. Wreszcie
sama, pomyślała z ulgą i strachem.
Poczuła, że robi się jej niedobrze. Coraz bardziej
zdenerwowana, przyłożyła dłoń do ust.
Wpadła do łazienki i zwymiotowała. Ochlapała
twarz zimną wodą, umyła zęby, a potem spojrzała na
swoje odbicie w lustrze. Wyglądała okropnie. Wciąż
śmiertelnie blada, ponownie obmyła twarz. Niewiele
to pomogło. Na drżących nogach wyszła z łazienki
i zamknęła oczy.
Natychmiast zobaczyła twarz Holta. Powoli usia
dła na krześle, wyprostowała plecy i zaczęła głęboko
oddychać. Wreszcie, po kilku nieskończenie długich
sekundach, spłynął na nią spokój.
To szaleństwo musi się skończyć. Pora, by nau
czyła się kontrolować swoje rozchwiane emocje.
Nigdy nie planowała ponownego spotkania ze Sta
nem". Myśl o tym, że ich drogi mogłyby się kiedykol
wiek zetknąć, wydawała się jej absurdalna.
Zaparzyła sobie filiżankę mięty i wyciągnęła się
w wygodnym fotelu.
Po kilku łykach ciepłego napoju przestał ją boleć
żołądek. Może teraz zdoła się zastanowić, jak za
chowywać się w zaistniałej sytuacji.
Nie, nie ma dobrego sposobu.
Do tej pory w ogóle nie wspominała nocy na
Jamajce. Z czasem nawet zaczęła wierzyć, że to
wszystko tylko jej się przyśniło.
Wtedy, po powrocie z wakacji, jej życie nabrało
niesamowitego tempa. Seymour nalegał na szybki
ślub, nie chciał dłużej czekać.
Maud zbytnio nie protestowała, ponieważ uznała
taki rozwój wypadków za korzystny. Pragnęła stabiliza
cji i spokoju. Dwa tygodnie pózniej wzięli cichy ślub.
Wkrótce potem zaczęła podejrzewać, że jest
w ciąży. Powiedziała o tym Seymourowi, który ku jej
zdziwieniu wprost oszalał z radości.
Nie powiedziała natomiast, że dziecko być może
nie jest jego. Myśl o tym, że zaszła w ciążę, z zupełnie
obcym człowiekiem, doprowadzała ją do szaleństwa.
To nie dawało jej spokoju, dlatego postanowiła
szczerze porozmawiać z Seymourem, choć dobrze
wiedziała, czym to się może skończyć.
- Muszę ci o czymś powiedzieć, Seymour- zagad
nęła go pewnego wieczoru.
Spojrzał na nią znad szklaneczki z drinkiem
i uśmiechnął się.
- Hm, już się boję, wyglądasz bardzo poważnie.
- Bo to poważna sprawa.
- Ale dobrze siÄ™ czujesz?
- Tak - odparła, nie patrząc mu w oczy.
- Maud, co się stało?
- Chodzi o coś, co wydarzyło się...
Gwałtownie uniósł rękę. Rysy jego twarzy stężały.
- Nie zamierzam wysłuchiwać twoich zwierzeń
- przerwał jej.
Drgnęła, niemile zaskoczona jego reakcją.
- Ale...
Seymour ponownie jej przerwał:
- To nie moja sprawa, co robiłaś przed ślubem.
Tak samo jak ty nie powinnaś interesować się moją
przeszłością. Koniec dyskusji.
Nie protestowała. Niemal z ulgą przyjęła takie
rozwiązanie. Zachowała się jak tchórz. W świetle
prawa to Seymour był ojcem jej dziecka, i to ją
rozgrzeszało. Walka z tym oczywistym faktem nie
miała sensu. Postępując inaczej, niewiele by osiąg
nęła, zniszczyłaby natomiast życie kilku ludzi. Poza
tym była przekonana, że już nigdy więcej nie spotka
kochanka z Jamajki.
Jednak wyrzuty sumienia nie opuszczały jej aż do
narodzin Jonaha. Potem, gdy po raz pierwszy wzięła
na ręce swój maleńki skarb, zepchnęła wspomnienia
o tajemniczym nieznajomym w najgłębsze zakamar
ki duszy. Pocieszała się myślą, że jej sekret nigdy nie
wyjdzie na jaw.
Teraz sytuacja radykalnie się zmieniła.
Na chwilę odzyskany spokój prysnął jak bańka
mydlana. %7łołądek zacisnął się boleśnie. A jeśli Holt
domyśli się, że Jonah może być jego dzieckiem?
Poczuła przypływ trudnej do opanowania paniki.
Może nie zostanie tutaj zbyt długo. Może nie
będzie w stanie mieszkać pod jednym dachem z oj
cem. A może będzie zmuszona wyprosić go z domu.
Zawstydziła się. Myśli jak typowa egoistka. Kon
centruje się na swoich problemach, zamiast skupić
się na tym, by ratować Seymoura. Jeżeli Holt był jego
ostatnią nadzieją, powinna zapomnieć o swoich
uczuciach i przywitać go z otwartymi ramionami.
W innych okolicznościach zapewne tak by postąpiła.
Tak właśnie zamierzała się zachować, gdy jedynie
wyobrażała sobie spotkanie z nieznanym synem
Seymoura.
Ostateczna decyzja należała oczywiście do Holta.
Maud domyślała się, że przeżywał poważne rozterki.
Wydawał się zaszokowany jej widokiem, ale w od
różnieniu od niej szybko wziął się w garść. Udało mu
się pokryć zmieszanie cynicznymi i napastliwymi
wypowiedziami. Skoncentrował swą złość na Sey
mourze.
Tylko raz spojrzeli sobie w oczy, pózniej konsek
wentnie tego unikali. Prawdopodobnie oboje z tego
samego powodu.
Gdy odstawiła filiżankę, usłyszała ciche pukanie
do drzwi. Na chwilę, pełna obaw, znieruchomiała.
Zirytowana własną głupotą, odpędziła niechciane
myśli.
- Proszę - powiedziała.
- Jak czuje się Jonah? - zapytał Seymour, wcho
dzÄ…c do pokoju.
Słysząc imię synka, uśmiechnęła się odruchowo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]