[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zaplanowane przez wampiry, zbudowane przez Myrnina i Amelie. Domy Zało\ycielki
stanowiły jego część - trzynaście jasnych silnych węzłów mocy w tej sieci, utrzymywanej
razem za pomocą skomplikowanej energetycznej struktury. Mogła przemieszczać ludzi z
jednego miejsca w drugie przez te przejścia, chocia\ Claire jeszcze nie do końca rozumiała,
jak są kontrolowane. Ale ta sieć umiała coś jeszcze. Mogła zmienni wspomnienia. Mogła
nawet gdzieś bronić ludziom wstępu, jeśli Amelie sobie tego \yczyła.
Myrnin pokazał jej te\ swoje zapiski z badań wykonanych przez ostatnich siedemdziesiąt lat,
dotyczących choroby wampirów. A\ mroziło krew w \yłach, kiedy patrzyła, jak schludne
notatki z czasem robią się coraz bardziej niewyrazne, a pod koniec zaczynają tracić
jakikolwiek sens.
Jakąś częścią umysłu zastanawiała się, czy nie powinna poprostu stanąć z boku i pozwolić,
\eby to wszystko działo się dalej, ale Myrnin... To wszystko, co wiedział, czego dokonał a
ona nigdy nie nauczyłaby się tyle od nikogo, nigdy a\ tak wiele.
Mo\e troszeczkę. Mo\e mogłabym mu pomóc chocia\ troszeczkę.
Kryształy przestawały działać, Claire poczuła się potwornie zmęczona. Bolały ją
mięśnie gorączkowym pulsowaniem, które mowiło jej, \e ta substancja nie jest wcale dla
ludzkiego organizmu za bardzo przyjazna. Czuła w głowie ka\de uderzenie serca, a wszystko
wydawało się takie ciemne. Takie... takie nie do ogarnięcia.
Poczuła na policzku powiew powietrza i odwróciła się w stronę schodów. Michael
schodził po nich szybko, szybciej ni\ kiedykolwiek, a na widok Claire siedzącej obok
Myrnina stanął wryty.
- On powinien być...
- Zamknięty w klatce? - Claire słyszała gorycz we własm głosie. I nie przejmowała się
nią. - On jest chory, Michael. Ale nie jest zwierzęciem. A zresztą, jak go zamknąć, to się
wydostaje.
Nagle Michael wydał jej się bardzo młody, chocia\ przecie\ dyl starszy od niej. I do tego
jeszcze był wampirem.
- Claire, wstań i podejdz do mnie. Proszę.
- Dlaczego? On mnie nie skrzywdzi.
- On nic nie poradzi na to, co robi. Słuchaj, Sam mi powiedział, ilu ju\ zabił...
- Michael, on jest wampirem. Oczywiście, \e...
- Ilu zabił w ciągu ostatnich dwóch lat. Więcej ni\ wszystkie inne wampiry z
Morgamdlle razem wzięte. A teraz wstań i podejdz tu.
- On ma rację - odezwał się Myrnin. Zaczynał tracić kontakt z rzeczywistością, Claire to
widziała, ale rozpaczliwie chwytał się roli, jaką odgrywał wobec niej przez ostatnią godzine.
Aagodnego, zabawnego, słodkiego faceta, płonącego entuzjazmem i z pasją pokazującego jej
swój świat. - Czas na ciebie. - W uśmiechu pokazał zęby - wcale nie wampirze. To był
typowo ludzki uśmiech. - Poradzę sobie, Claire, a przynajmniej rzadko zdarza mi się okazja
kogoś skrzywdzić. Amelie Wyśle kogoś, kto się mną zajmie. Zwykle stąd nie wychodzę,
kiedy... kiedy zaczynam zapominać. Nigdy nie umiem znalezć kluczy, a jak ju\ je znajdę, to
nie wiem, jak się ich u\ywa. Ale nigdy nie zapominam, jak się zabija. Twój przyjaciel ma
racje. Powinnaś ju\ iść, proszę cię. I jeszcze jedno. Kontynuuj naukę.
Głupie to było, ale nie chciała tak go tu zostawiać, ze światłem znikającym z jego oczu,
zastępowanym przez mgłę zagubienia i strachu.
Wcale nie zamierzała tego robić, jakoś samo wyszło.
Uściskała go.
Zupełnie jakby próbowała uściskać drzewo, był tak zaskoczony, \e stał sztywno. Nie umiała
zgadnąć, ile czasu mineło odkąd po raz ostatni ktoś go objął. Przez chwilę stawiał jej opór, a
potem objął ją i usłyszała głośne westchnienie. Nadal trudno to było nazwać uściskiem, ale
pewnie na więcej nie byłoby go stać.
- Odejdz, ptaszyno - szepnął. - Zpiesz się.
Wycofała się. Oczy znów miał dziwne i wiedziała, \e skończył im się czas. Któregoś dnia nie
wróci ju\. Zostanie Bestą.
Michael znalazł się obok niej. Nie słyszała jego kroków przez pokój, ale teraz wziął ją za
rękę, a na jego twarzy malowało się szczere współczucie. Ale nie dla Myrnina. Dla niej.
- Słyszałaś, co powiedział. Pospiesz się.
Wpadła na stół i niewielki słoiczek czerwonych kryształków zachwiał się, o mało nie
przewracając. Złapała go, postawiła , a potem się zastanowiła. A jeśli on je zgubi? Bez
przerwy gubi| ró\ne rzeczy.
Po prostu tylko schowa kryształy, nic więcej. Przecie\ to mu pomagało, prawda? Więc
powinna zadbać, \eby tego nie przewrócił, nie wyrzucił ani nic.
Wsunęła słoiczek do kieszeni. Zdawało jej się, \e Myrninj nie zauwa\ył, Michael na pewno
nie widział. Claire poczuła, ze ogarnia ją gorąca fala... czego? Wstydu? O\ywienia?
Powinnam odstawić słoik na miejsce. Ale naprawdę, jeśli on zacznie coś przestawiać, nigdy
go ju\ nie znajdzie. Myrnin zapomni. Nawet nie zauwa\y, \e zniknął.
Wchodząc po schodach, oglądała się za siebie. Kiedy byli w połowie drogi do wyjścia,
Myrnin zdą\ył ju\ o nich zapomnieć i niecierpliwie przerzucał stos ksią\ek, mrucząc coś do
siebie pod nosem z irytacją.
Ju\ odleciał.
Podniósł na nich oczy i warknął, i zobaczyła teraz błysk jego kłów.
Popędziła do drzwi u szczytu schodów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl