[ Pobierz całość w formacie PDF ]
propozycję przyznania się, a gdy milczał, rozkazano strażnikom zagrać z nim w „ciuciubabkę".
„Gra" jest taka: strażnicy robią koło, jak do „ptaszka", i puszczają w środek swoją ofiarę,
kułakując ją i popychając od jednego strażnika do drugiego. Gdy po paru takich próbach
Aleksandrów nie mógł nic wydobyć, postawił mu do oczu świadka Kotwicę, który przemówił:
„co się pan będzie zapierał, kiedy przecież ja sam na pana głosowałem".
Po aresztowaniu Lucińskiego Aleksandrów zaczął go indagować w ten sam sposób. Luciński
przyznał się, że był członkiem lokalnego komitetu. Aleksandrów widząc w nim podatny materiał
obrał inną taktykę. Zaczął ubolewać nad Lucińskim, że cierpi niewinnie, że go szkoda, bo
młody i ma żonę, ale widzi dla niego deskę zbawienia: chcąc się uwolnić od kary za
niepopełnione przestępstwa, powinien
tych wszystkich
ludzi, którzy
go namówili do
partii, wydać, a wtedy kara będzie mu darowana i zostanie wypuszczony na wolność.
Luciński w zupełności do tego się zastosował i zaczął sypać... Przy jego i Kotwicy
pomocy wyłowiono wszystkich, kto tylko nie zdążył drapnąć. Wielu cofnięto z zesłania i
nawet ze służby wojskowej, aresztując ich za dawne grzechy. Oprócz znęcań, jakie
stosowano do Staniszewski ego, Lucińskiego i innych, były fakty takie: przyjechał tu z
nami do X Pawilonu Szcześniak (młody chłopak; ma 11 spraw
gardłowych)
wsypany
przez
Kotwicę.
Gdy
nie chciał się przyznać do zarzucanych mu czynów, a żona
Aleksandrowa nie mogła słuchać krzyku bitego, brano go wieczorem o 10—11
godzinie i
prowadzono w pole
za miasto, tam rozbierano i bito do utraty przytomności, po czym
odprowadzano do kozy i wprost rzucano częstokroć nieprzytomnego na podłogę lub pryczę;
na drugi dzień rano prowadzono
obitego
wczoraj
przed
oblicze Aleksandrowa, a gdy
znów się wypierał, wieczorem powtarzała się egzekucja. W ten sposób załatwiono się z
bardzo wielu ludźmi. A., członek lokalnego komitetu, wyprowadzony pewnego wieczoru
na taką operację, chciał rozbić sobie głowę o ścianę, lecz tylko się skaleczył. Obito go za to
uczciwie i założono mu na ręce sztywne żelazne dyby, w których siedział ze 3 tygodnie...
Wczoraj w nocy powieszono Wólezyńskiego. Siedział naprzeciwko nas z kimś drugim.
Młody, ładny chłopak. Widzieliśmy go przez szparę w drzwiach. Wyszedł spokojny, zapytał
się, czy ma rzeczy zabrać, nie pożegnał się z towarzyszem; poszedł do śmiertelnej celi o 9-ej
wieczorem, a przed pierwszą słyszeliśmy, jak szedł oddział wojska.
26 czerwca.
Na 1-szym korytarzu siedzi niejaki Sz. Przed 5 miesiącami był aresztowany w Hamburgu
za znalezione u niego broszury anarchistyczne. Nie chciano go tam oddać pod sąd, lecz
wysłano do Berlina dla odstawienia do rosyjskiej granicy. Nic nie pomogły żądania jego,
by go wysłano do Austrii; odstawiono go do Rosji, jako rosyjskiego poddanego
(z Włocławka). Pomimo że nie chciał brać z sobą swych broszur i 2-ch brauningów,
31
zapakowano mu to i razem z nim zabrano. Na komorze w Wierzbołowie niemiecki ajent
polityczny wskazał na brauningi władzom rosyjskim. Siedzi tu, żadnej sprawy nie ma.
Trzymają go, podobno dwóch żandarmów nie może się pogodzić z sobą: jeden proponuje
odesłać go z powrotem za granicę, a drugi — wysłać administracyjnie w głąb Rosji. Kac,
którego wysłano z Berlina rok temu, siedzi dotychczas — żadnej sprawy l nie ma, mają go
administracyjnie wysłać. Pod nami siedzi niejaki Brozych, robociarz z Woli, aresztowany
w Wiedniu 30 października i też wydany Rosji. Na 4-tym korytarzu siedzi komisarz 2-go
cyrkułu w Łodzi, oskarżony o należenie do PPS, o uwalnianie politycznych, o udział
w zabiciu strażnika w Ostrowcu, gdzie był pomocnikiem komisarza.
Dziś był sędzia śledczy u mego towarzysza; zakończono już śledztwo w sprawie zabicia
Kozery (szpicla). Sam jeden zapewne będzie stawał do sprawy — innym umorzą. Szpicle
twierdzą, że widzieli go razem z zabitym na parę chwil przed zabójstwem. Kłamią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]