[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sztuką broni, które furkotały, zgrzytały i skwierczały. Przez ten hałas automat wydawał się
grozniejszy niż w rzeczywistości.
Uczeń uskoczył w bok, ale podłoga zakołysała się pod ciężarem kolosa, więc na chwilę
stracił równowagę. Wysunął klingę świetlnego miecza i odciął jeden z krótszych manipulatorów, a
telekinetycznym pchnięciem odbił drugi na bok. Kiedy odzyskał równowagę, posłał serię
błyskawic, które rozpłynęły się po skorodowanej skorupie pancerza automatu, ale go nie
powstrzymały.
Jeden z wibrotoporów przeciął powietrze poziomo nad jego głową, a drugi już opadał z góry
na dół, żeby rozpłatać go na dwoje. Uczeń cofnął się w samą porę, a kiedy topór opadł, doskoczył
do golema, żeby zadać cios w najsłabszy punkt, zanim topory się uniosą do wymierzenia
następnych ciosów. Wokół niego spadał grad nadpalonych kończyn, które usiłowały go schwytać w
elektrycznych drgawkach. Uczeń przetoczył się między grubymi jak pnie nogami kolosa, żeby
uniknąć następnego ciosu jednym z toporów. Odwrócił się, zerwał na nogi i wyrył klingą miecza
głęboką bruzdę w pancerzu metalowych pleców golema.
We wszystkie strony strzeliły fontanny iskier. Golem zaczął się odwracać, żeby zobaczyć
napastnika, a z jego wnętrzności wydobył się jęk i skowyt. Automat wyciągnął manipulatory, żeby
schwytać przeciwnika, ale uczeń odcinał je jeden po drugim. Zanurkował pod młócącymi powietrze
toporami, odwrócił się i zaczął posyłać błyskawicę za błyskawicą w straszną ranę na plecach
golema. Równocześnie zasypywał go gradem odrywanych ze ścian paneli sensorów i raził
błyskawicami, wykorzystując całą energię, jaką jeszcze dysponował.
W końcu automat wyraznie osłabł i ciężko pochylił się na lewą stronę. Pozbawiony jednego
z toporów, pokuśtykał majestatycznie do tyłu. %7ładen z jego fotoreceptorów się nie świecił, a z
dziury w tyle głowy sypał się strumień iskier. Golem walczył teraz na oślep i stracił kontrolę nad
głównym motywatorem, ale nadal usiłował zabić przeciwnika. Jazgoczące serwomotory nadawały
jedynemu toporowi ruch z góry na dół - widocznie robot liczył na to, że uczeń zostanie trafiony
przez przypadek. W pewnej chwili automat przeniósł cały ciężar metalowego cielska na jedną stopę
w daremnej próbie pozbawienia ucznia równowagi, ale tylko zaplątał się w stos złomu i o mało nie
rozciągnął się jak długi.
Starkiller skorzystał z okazji, żeby zakończyć walkę. Jeszcze raz pchnął golema pełną
energią Mocy, oderwał metalowe cielsko od zaplątanej nogi i posłał je w powietrze, w stronę dziury
w odległej ścianie. Wyskoczył za nim, na wypadek gdyby automat zamierzał nadal walczyć.
Znalazł się w zdumiewającym miejscu. Nie wyobrażał sobie, że je kiedykolwiek zobaczy, nawet w
takiej zrekonstruowanej postaci.
W samym sercu zespawanej z metalowych szczątków Zwiątyni znajdowała się sala obrad
Rady Jedi. Siedziały w niej manekiny dawno zabitych mistrzów. Uczeń znał ich nazwiska, bo były
głęboko wyryte w jego mózgu. Wszyscy byli wrogami, których Imperator pokonał w ostatnich
dniach Wojen Klonów. Siedzieli na tronach, stołkach albo zwykłych krzesłach, w zależności od
upodobań albo kształtów ciała. Ich martwe oczy spoglądały na niego, kiedy podążał śladami
pokonanego golema.
Kolosalny automat spadł pośrodku okrągłej sali, a z jego stawów sączyły się strużki dymu.
Przez roztrzaskane okna, z których rozciągał się widok na zasłany szczątkami krajobraz, ze świstem
wpadały podmuchy cuchnącego wiatru. Starkiller nie pozwolił sobie jednak na choćby chwilę
dekoncentracji. Kazdan Paratus jeszcze się nie pokazał, więc uczeń Vadera chciał być gotów, kiedy
ścigany Jedi w końcu stanie z nim do ostatecznej walki.
I wówczas wydarzyło się coś dziwnego. Pokonany golem lekko się poruszył, a ze spawu w
napierśniku wydobył się cichy syk. Chwilę pózniej rozległ się zgrzyt i płyty napierśnika się
rozchyliły. Ze szczeliny wysunęły się cztery długie, cienkie kończyny z manipulatorami
zdemontowanymi z czterech androidów. Chwytaki manipulatorów zacisnęły się na krawędziach
napierśnika golema i po chwili oczom ucznia ukazała się drobna szara postać.
- Kazdan Paratus - domyślił się Starkiller. - Nareszcie.
Karzeł przeszył go pogardliwym spojrzeniem szalonych oczu. Jako istota rasy Aleena był
niski, miał wielką głowę, żywe oczy i długie; zwinne palce. Uprząż, dzięki której mógł korzystać z
pomocy dziwnych mechanicznych kończyn, zapewniała mu swobodę ruchów, a nawet umożliwiała
władanie świetlnym mieczem. Uczeń zorientował się, że to nie miecz, ale dwuostrzowa pika, z
jedną klingą o wiele dłuższą niż druga. Paratus uniósł broń nad głowę i zaczekał, aż górne
kończyny zaczną pełnić funkcję nóg. Wyprostował się na całą wysokość.
- Szumowino Sithów - syknął piskliwie. - Nie martwcie się, moi mistrzowie. Obronię was
przed nim.
W pierwszej chwili uczeń nie wiedział, do kogo mówi Paratus, ale od strony manekinów
mistrzów Jedi dobiegł dziwny rumor. Zespawani ze złomowanych płyt metalu Jedi zaczynali się
budzić do życia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]