[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeby dostali się w łapy Ruskich. To wszystko co mam panu do powiedzenia.
W miarę, jak Karol mówił, twarz prezydenta robiła się coraz bardziej czerwona, ale
gdy cała sala nagrodziła go oklaskami był już purpurowy i zdawało się, że za chwilę
eksploduje.
- Przypominam, że jestem pana prezydentem!
- A ja chcę powiedzieć, że głosowałem na tego drugiego. W głosie Karola była teraz
już wyrazna prowokacja.
Karłowicz patrzył na wyróżniającego się z tłumu, wielkiego jak tyranozaur
mężczyznę. Na jego twarzy nie było widać żadnych emocji.
Większość zgromadzonych w Ulu patrzyła na giganta z aprobatą.
Nawet winni posłuszeństwo prezydentowi żołnierze przytakiwali głowami, gdy
sprzeciwił się jego decyzji. Poczuł, że stracił ich poparcie. Obok niego stali premier,
ministrowie Spraw Wewnętrznych i Obrony Narodowej oraz Jan Moraczyński. Nie mógł
jednak w tym momencie na nich spojrzeć, bo zostałoby to odebrane jako oznaka słabości.
Każda osoba w tej sali stwierdziłaby, że szuka u nich pomocy i wsparcia. Z całą mocą
uderzyło go potoczne tłumaczenie znanej łacińskiej sentencji nec Herkules contra plures ,
brzmiące I Herkules dupa, kiedy ludzi kupa . Poczuł, że tą rozgrywkę przegrał i to z
kretesem. Od dziecka, o czym nikt nie wiedział, panicznie bał się jakichkolwiek przejawów
przemocy. Ojciec próbował wychowywać go twardą ręką twierdząc, że tylko w ten sposób
zrobi z niego mężczyznę.
W szkole był prymusem. Nie żeby lubił się uczyć, ale tylko w ten sposób mógł zyskać
jego aprobatę. Na koniec każdego roku szkolnego przynosił świadectwa z paskiem. Obawiał
się, że każde inne wywołałoby gniew ojca. Gdyby mu przylał, na pewno w nocy zmoczyłby
się w łóżko. A to skończyłoby się następnym laniem. Tylko matka, delikatna i subtelna
kobieta, po której odziedziczył te cechy charakteru, w pełni go rozumiała. Często zastanawiał
się, dlaczego postanowiła związać się z tym twardym, szorstkim i niekiedy brutalnym
mężczyzną, jakim był jego ojciec. Uwielbiał chwile, kiedy tuliła go do siebie. Po średniej
szkole poszedł na studia, które jak można się było spodziewać skończył z wyróżnieniem.
Pózniej związał się z polityką i tak po wielu latach doszedł do obecnie zajmowanego
stanowiska. Na studiach zabiegał o względy ślicznej, długonogiej blond piękności o imieniu
Urszula. Przegrał jednak z kretesem, bo wybrała potężnie zbudowanego kolegę z roku.
Ustąpił dobrowolnie, ponieważ tamten obiecał, że każda próba zbliżenia do Urszuli skończy
się dla niego zle.
Ostatecznie związał się z nijaką, myszowatą Halinką i to tylko dlatego, że nikt inny się
nią nie interesował. Co najważniejsze dała mu się w pełni zdominować i w ten sposób
stanowili do dzisiaj na swój sposób udaną parę. Polityka dawała mu poczucie siły, bo tutaj
pojedynki toczyło się na słowa. Tymczasem teraz znowu przegrał, bo przeciwnik okazał się
twardzielem, w dodatku potężnym jak King Kong i mającym poparcie ludzi winnych mu
całkowite posłuszeństwo. Trzeba jakoś wyjść z twarzą z tej sytuacji.
- No dobrze - powiedział. - W tej sytuacji chce się panu demokracji? To proszę. Kto z
państwa jest za tym, aby postąpić według mojego scenariusza niech podejdzie pod ekran.
Reszta proszę pozostać z tyłu.
Z przerażeniem patrzył, jak pod ekran podeszło szesnaście osób. Reszta, o której
mówił była przytłaczającą większością. Porażka, jakiej w tym momencie doznał była
całkowita. Dobrze, że chociaż pozostali przy nim ministrowie, premier i doradca. Gdyby i oni
przeszli na tył popierając tego giganta, nie zniósłby tego. Ze zdziwieniem spostrzegł, że
Moraczyński w tym momencie wszedł do Ula od strony sekcji mieszkalnej. Nawet nie
zauważył, kiedy wychodził. Był przekonany, że przez cały czas stał tuż za nim. Odnotował z
ulgą, że stanął obok. Spojrzał na Karola. Musiał przyznać, że ten człowiek nie był
małostkowy. Na jego twarzy nie mógł się dopatrzyć choćby cienia satysfakcji z takiego
obrotu sprawy. Decyzja większości musiała go ucieszyć, ale nie dał tego po sobie poznać.
Karłowicz był przekonany, że gdyby zapadła decyzja o poddaniu ZORD, to on i tak by się nie
podporządkował. Pewnie sam podjąłby walkę, nawet gdyby była z góry skazana na porażkę.
- No dobrze - powiedział. - Niech będzie tak, jak postanowiliście.
Tylko proszę pamiętać, że ja byłem przeciwny użyciu siły. Proszę do mnie
pułkownika Jaskulskiego. Jako najstarszy stopniem wojskowy i dowódca ochrony ZORD
zaplanuje nasze dalsze posunięcia i obejmie dowodzenie nad działaniami. Ja się na tym nie
znam.
W kierunku ekranu ruszył szczupły, szpakowaty oficer o zdecydowanej surowej
twarzy. Do tej pory stał tuż obok Karola.
Prezydent Karłowicz cofnął się o krok i w tym momencie poczuł ucisk jakiegoś
twardego przedmiotu na plecach, a czyjaś ręka objęła go od tyłu za szyję.
- Wszyscy pozostać na swoich miejscach! - Przy jego uchu rozległ się zimny jak lód
głos Jana Moraczyńskiego. - Wy też! - powiedział do czterech żołnierzy, do tej pory stojących
przy wejściu, a którzy w tym momencie wycelowali w jego kierunku cztery lufy HK i zaczęli
się zbliżać niczym koty. Zatrzymali się, gdy tylko to powiedział.
- Co robisz? - przerażonym, cienkim głosem zapytał Karłowicz.
- Jak to co? Robię to, co spieprzyłeś odpowiedział Moraczyński. - Poddacie ten
ośrodek Rosjanom, albo on zginie. A żeby nic głupiego nie przyszło wam do głowy, spójrzcie
co trzymam w dłoni.
Odchylił lekko dłoń, która obejmowała za szyję Karłowicza. Miał w niej jakiś
podłużny przedmiot. Wychodził z niego cienki przewód, który krył się w rękawie jego
marynarki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]