[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którą warsztat Madame Belieu dostarczył wcześniej tego dnia. Lilith uważała, że jest trochę
przeładowana, ale w ostatniej chwili zabrakło jej odwagi, by założyć tę szmaragdową. Ojciec
nigdy by jej nie zaaprobował.
Co takiego szokującego się stało?
Och, tak. Pen pochyliła się bliżej niej i ukryła rozchichotaną twarz za dłonią. Wdowa po
panu Devereaux uciekła wczoraj wieczorem do Gretna Green z Raymondem Beecherem.
Och, to strasz... Co? Lilith zagapiła się na przyjaciółkę. Ale pani Devereaux jest o
dziesięć lat starsza od pana Beechera.
A kiedy hrabia, jego ojciec, dowiedział się o tym, z miejsca Raymonda wydziedziczył
dokończył Jeremy Giggins i szeroko się uśmiechnął, gdy obie młode damy przyłączyły się
do grupy. Beecher nigdy nie miał ani funta rozumu.
A teraz nie ma w ogóle żadnych funtów ciągnął dalej Lionel Hendrick. Ujął dłoń Lilith i
uniósł ją do ust. Dobry wieczór, panno Benton. Wygląda pani oszałamiająco.
Lilith dygnęła.
Dziękuję, milordzie.
Jej konkurenci ustalili między sobą coś w rodzaju hierarchii, tak więc nikt nie kwestionował
tego, że to hrabia poprowadził ją na parkiet w pierwszym walcu tego wieczora. Lilith
zastanawiała się, czy to na niego zdecyduje się jej ojciec teraz, kiedy zabrakło Wenforda.
Hendrick był mniej więcej o cal wyższy od Dansbury'ego i w przeciwieństwie do
ciemnowłosego markiza włosy miał jasnobrązowe i ostrzyżone zgodnie z najnowszą modą.
65
Na Nance'a zdecydowanie miło było patrzeć, ale kiedy nadepnął jej na nogę i wymamrotał
słowa przeprosin, przyszło jej na myśl, że właściwie wie bardzo niewiele i o nim, i o innych
swoich konkurentach. Więcej chyba wiedziała o markizie Dansburym chociaż tak bardzo
jej się te informacje nie podobały niż o każdym innym mężczyznie, którego poznała w
Londynie.
Lilith nagle ściągnęła brwi i rozejrzała się po sali. Dansbury jeszcze się nie pojawił.
Oczywiście taki bardzo przyzwoity wieczorek nie przypominał miejsc, które zwykłe
nawiedzał i normalnie jego nieobecność nieskończenie by ją cieszyła. Ale nieobecne
wydawały się również wszelkie informacje na temat śmierci księcia Wenforda i nie potrafiła
nie łączyć tych dwóch spraw ze sobą.
Przerazliwie zimną mamy pogodę w tym sezonie, czyż nie? odezwał się Nance,
uśmiechając się do niej.
Lilith pospiesznie odpowiedziała mu uśmiechem i zbeształa się za brak uwagi. Ten
czortowski Dansbury przeszkadzał jej nawet wtedy, kiedy nie było go w okolicy.
Tak, jest całkiem chłodno, milordzie. Mam szczerą nadzieję, że zrobi się cieplej, zanim
znowu przyjdzie pora na zimę.
Nance zachichotał.
Zgadzam się. Już musiałem posłać po połowę zimowej garderoby do Nance Hall.
Chyba wszyscy musieliśmy tak zrobić. Hrabia odchrząknął i pochylił się ku niej.
Może to panią zainteresuje zwierzył jej się konspiracyjnym szeptem że moja ciotka ze
strony ojca ukończyła właśnie rekonstrukcję naszego drzewa genealogicznego. Wydaje się,
że jestem bezpośrednio spokrewniony z Edwardem IV.
Naprawdę wykrzyknęła Lilith, zerkając pospiesznie przez ramię rozmówcy w kierunku
wazy z ponczem. Na górze nie zaczęto jeszcze w nic grać, więc jeżeli Dansbury się pojawił,
powinien znajdować się na sali balowej.
Nance wydął wargi; ten pełen namysłu wyraz był u niego dużo mniej zmysłowy, niż kiedy
robił to samo Dansbury.
Zastanawiam się, czy nie powinienem teraz odpowiednio zmodyfikować herbu rodzinnego,
by ukazać ten związek ciągnął dalej. Jednakowoż moja siostra stanowczo jest
przekonana, że mogłoby się to okazać nadmiernie gorszące, jako że linia Yorku nie cieszy
się powszechną sympatią. A jakie jest pani zdanie?
Do Lilith z trudem dochodziły jego słowa. Gdzie się ten szubrawiec podziewa?
Jestem pewna, że uczyni pan to, co najlepsze, panie hrabio odezwała się z
roztargnieniem.
Jak na osobę płci pięknej wykazuje pani wiele rozeznania w sprawach polityki. Wie pani,
że zawsze tak twierdziłem.
Chociaż nie do końca przekonana była, czy jest to komplement, uśmiechnęła się i mimo
wszystko przytaknęła. Do tego stopnia nie zwracała uwagi na jego słowa, że mógł równie
dobrze proponować jej wspólny wyjazd na całe lato do Belgii.
Dziękuję, milordzie.
66
Jest pani dziś wieczorem nieswoja oznajmił marszcząc brew.
Och, nie odparła pospiesznie, próbując pozbyć się tego czortowskiego markiza z myśli.
Martwię się tylko troszkę o... o mojego brata. Nie lubiła rozmawiać o szalonych
wyskokach Williama, ale wydawało się to bardziej rozsądne niż przyznanie się, że wie o
śmierci Geoffreya Remdale'a i nie ma pojęcia, dlaczego jest jedyną chyba osobą na sali,
która o tym wie.
Hrabia kiwnął głową.
Zakładam, że ma pani na myśli Dansbury'ego i jego tłumek? Markiz krew ma, jak sądzę,
błękitną, ale nikt z ludzi szanujących swoją pozycję nie chce mieć z nim nic do czynienia.
Ten libertyn oszukał mnie w zeszłym tygodniu na sto pięćdziesiąt funtów i nie zdołałem
dojść, jak mu się to udało osiągnąć. Westchnął. Błagam, niech pani nie pozwoli, by
przez kogoś takiego chmurzyło się pani doskonałe czoło, mademoiseile.
Dziękuję, milordzie.
Czy chciałaby pani, bym porozmawiał z jej bratem? Zniżył głos jeszcze bardziej. Wie
pani, słyszałem, że spędził kilka ostatnich wieczorów u Antonii St. Gerard na grze w karty i
że wydaje się ona obdarzać go swą przychylnością. Nie chciałbym pani straszyć, ale to
towarzystwo może wyrządzić mu więcej szkody niż sam Dansbury. Może jako jego
rówieśnikowi uda mi się zawrócić go z powrotem na prostą drogę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]