[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wodę. W lustrzanych, brązowych szybach odbijała się postać każdego, kto
przystanął, by podziwiać ten gmach. Ponieważ słońce chyliło się już ku
zachodowi, diody alarmu rzucały światło na nieprzejrzyste szyby i brązowe mury.
Dom wznosił się wysoko, od strony rzeki miał obszerne tarasy, nad wejściem był
wysoki, potężny łuk.
Po naciśnięciu guzika dzwonka Eve przysunęła swoją odznakę do oka kamery.
Czerwony promień lasera zeskanował ją, nim otworzyły się drzwi.
Domyśliła się, że atrakcyjna pokojówka w fartuszku to android, jeszcze zanim
maszyna przemówiła.
- Czym mogę służyć?
- Porucznik Dallas z nowojorskiej policji wraz ze współpracownikiem. Chciałam
się zobaczyć z panią Bullock i lub z panem Chase'em.
- Ani pani Bullock, ani pan Chase dziś nikogo nie przyjmują.
Czy mogłaby pani zostawić wizytówkę?
- Kiedy pokazuję to - Eve przybliżyła odznakę do twarzy androida - to znaczy, że
nie przyszłam tu z wizytą towarzyską.
Przypuszczasz, że pani Bullock i/lub pan Chase woleliby zgłosić się do mnie do
komendy?
- Proszę tutaj chwilkę zaczekać, poinformuję panią Bullock.
 Tutaj oznaczało okazały hol wyłożony złotymi i srebrnymi płytkami. Wymyślny
żyrandol z cienkiego, czerwonego szkła zwisał z sufitu. Na ścianach znajdowały
się obrazy w złoconych ramach - kolorowe plamy, które według Eve nic konkretnego
nie przedstawiały.
Aawki, stoły i krzesła były z hebanu w odcieniu ciemnoczerwonym.
W rubinowym kominku płonął ogień, za szklaną ścianą widać było długą, ciemną
wstęgę rzeki.
Nic miękkiego, pomyślała Eve, zerkając do salonu po drugiej stronie, nic
spokojnego ani kobiecego czy wygodnego. Tylko zimny, surowy wystrój, który
przyprawiał ją o lekki ból głowy.
Nikt nie odważyłby się położyć nóg na błyszczącym stole ani zwinąć się w kłębek
i uciąć sobie drzemkę na złotych poduszkach kanapy o prostych liniach.
Usłyszała stukot obcasów i odwróciła się, żeby uważnie przyjrzeć się Madeline
Bullock.
Zdjęcia w kartotece nie oddawały pełni jej urody, doszła do wniosku Eve. Robiła
wrażenie. Wysoka, władcza, przystojna, ze srebrnoblond włosami gładko sczesanymi
z młodo wyglądającej twarzy i upiętymi w gładki kok na karku.
Oczy miała niebieskie, usta pomalowane na czerwono. Była w swetrze i długich
spodniach w kolorze oczu, w uszach i na szyi błyszczały brylanty jak kostki
lodu.
- Porucznik Dallas. - Przeszła przez hol tak, jak luksusowy jacht sunie po
płaskim jak stół morzu. Spokojna i ważna. Dłoń, którą wyciągnęła na powitanie,
zdobiły brylanty i rubiny. Eve ciekawa była, czy Madeline specjalnie założyła
biżuterię pasującą do wystroju wnętrza.
- Kilka dni temu rozmawiałam z pani partnerką - ciągnęła Madeline - o tamtej
strasznej tragedii w firmie Sloan, Myers i Kraus.
- Zgadza się.
- A pan nazywa się Roarke. - Jej uśmiech zrobił się kilka stopni cieplejszy. -
Chyba nie mieliśmy przyjemności się spotkać. Właściwie to dziwne.
- Pani Bullock, miło mi.
- Proszę usiąść. I powiedzieć, w czym mogę państwu pomóc.
- Odniosłam wrażenie, że wyjechała pani ze Stanów, pani Bullock - zaczęła Eve.
- I przyłapała nas pani. - Roześmiała się lekko, skrzyżowała nogi, aż
zaszeleścił jedwab. - Razem z synem postanowiliśmy spędzić tu kilka dni
incognito, jeśli pani rozumie, co to znaczy.
- Znane mi jest to słowo - odpowiedziała cierpko Eve, ale uśmiech Madeline nie
zmienił się ani na jotę.
- Powiedzieliśmy Robertowi... Robertowi Krausowi... i jeszcze kilku osobom, że
wyjeżdżamy z Nowego Jorku. Z pewnością rozumie pani, że ciągłe uczestniczenie w
różnych galach może być męczące.
Naturalnie oboje państwo jesteście młodzi. Musicie lubić kolacje, przyjęcia i
bale.
- %7łyję tylko imprezami. Nigdy nie mam ich dość - odparła Eve.
Tym razem uśmiech na mgnienie oka zmienił się w grymas. - Nie może pani po
prostu podziękować za zaproszenie? Albo wyjaśnić, że chcą państwo spędzić kilka
wieczorów w domu?
- Tyle się oczekuje od osób o naszej pozycji! - Madeline westchnęła ciężko,
uniosła ręce i z wdziękiem opuściła je na kolana. - Czasami te oczekiwania są
ponad nasze siły. Jeśli przyjmiemy jedno zaproszenie, a odrzucimy inne, możemy
kogoś urazić. Dlatego ja i mój syn zdecydowaliśmy się na mały podstęp, by tego
wszystkiego uniknąć i mieć kilka wolnych wieczorów. Kochamy wasze miasto.
Ach, oto mały poczęstunek.
Android wjechał wózkiem, na którym były karafki, im - bryk z herbatą, talerze z
serami i owocami oraz małe, lukrowane ciasteczka.
- Napiją się państwo brandy czy herbaty? A może trochę tego i trochę tego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl