[ Pobierz całość w formacie PDF ]

markiza czaiła się tajemnica nie do rozwikłania, a to, co w nim wyczuwała było
inne niż oczekiwała. To ją trochę przerażało. Sprawiało, iż nawet w tym
świecie marzeń, do którego ją zabrał; gdzie mieszkała w najbardziej
fantastycznym i pięknym domu, jaki mogła sobie wyobrazić, w którym jej
usługiwano i ubierano jak księżniczkę, było coś, co brzmiało jak fałszywa nuta.
Wtedy pomyślała, że to absurdalne myśli.
- Mam szczęście... tyle, tyle szczęścia - powiedziała na głos. - Dzięki Ci
Boże za przysłanie go i dziękuję Ci za uczynienie go moim opiekunem.
Rozdział czwarty
Zastanawiam się, czy tęsknią za nami w Londynie? - spytał Peregrine.
- Wyobrażam sobie, że dużo jest domysłów spowodowanych naszą
nieobecnością - odrzekł oschle markiz - szczególnie w pewnych kręgach.
Peregrine domyślił się, że ma na myśli lady Isobel, która będzie nie tylko
skonsternowana, ale też zaciekawiona ucieczką markiza na wieś, gdy ryle
atrakcji jest w Londynie.
Jakby przyciągnięty ich rozmową, do drzwi podszedł pan Barnes, sekretarz
markiza.
- Przyszedł list z Londynu do Waszej Lordowskiej Mości. Posłańcowi
powiedziano, że ma czekać na odpowiedz. - Wyciągnął przesyłkę, a markiz nie
biorąc jej do ręki zauważył pretensjonalny herb umieszczony na odwrocie
koperty i odparł:
- Poślij posłańca z wiadomością że nie może się ze mną skontaktować i że
nie byłoby sensu, aby czekał na mój powrót do opactwa.
Wyraz twarzy pana Barnesa nie zmienił się.
- Dobrze, milordzie - odparł i opuścił pokój.
- Od Isobel? - zapytał Peregrine. Markiz przytaknął.
- Jest niezwykle uparta, a ja nie mam zamiaru być przez nią znów
molestowany. Teraz zdaję sobie sprawę, że to był błąd od początku.
- Mogtem ci to powiedzieć, ale wątpię, czy chciał słuchać. Markiz nie
odpowiedział.
- Pomimo jej piękna, zawsze uważałem, że w głębi serca Isobel jest złą
kobietą. Ale nie twierdzę, że wszystkie  piękne czarodziejki" są takie.
Markiz milczał w dalszym ciąga Peregrine nie był zaskoczony, gdyż
wiedział o jego niechęci do rozmów o swoich romansach - nawet z
najserdeczniejszymi przyjaciółmi. Ponieważ bardzo lubił markiza, był
zadowolony, że ten w odpowiednim czasie dostrzegł, iż Isobel nie tylko była
nieodpowiednią dla niego partnerką, ale też niebezpieczną kobietą.
Nowa sytuacja bardzo ich zajmowała. Peregrine przestał myśleć o Isobel i
zajął się Kistną
- Czy zauważyłeś, jak bardzo jej wygląd zmienił się zaledwie po czterech,
czy to już pięciu, dniach przyzwoitego żywienia i po ubraniu jej w ładne stroje?
- spytał markiza.
- Rzeczywiście trochę przybrała na wadze.
- Mam przeczucie, że po pewnym czasie będzie z niej piękność.
- Czy rzeczywiście tak sądzisz?
Nie wyglądało na to, by był szczególnie zainteresowany i Peregrine odrzekł
niemalże agresywnie:
- Gdzie masz oczy, Linden? Osobiście wydaje mi się to fascynujące
zauważać zmiany następujące w ciągu każdego dnia czy wręcz godziny. Z
pewnością nie jest już tym małym strachem na wróble, który ujrzeliśmy w
sierocińcu po raz pierwszy.
Uśmiechnął się nieznacznie.
- Teraz, kiedy spoglądam wstecz, najbardziej niezwykła wydaje mi się ta
chwila, gdy przyjechaliśmy i Kistna w łachmanach, wyglądająca, jakby mogła
w każdej chwili umrzeć z głodu, otworzyła drzwi.
Zobaczył, że markiz słucha, więc mówił dalej:
- Potem były te wszystkie wrzaski na górze i spotkaliśmy tę diablicę bijącą
nieszczęsne dzieci. To było jak w książce.
- Z pewnością nie pozwolę, aby coś takiego powtórzyło się w moich
posiadłościach - rzekł markiz surowo.
- Jak zapowiada się Rodwell?
- Lubię go, zawsze mieszkał na moim terenie, wie o wszystkim, zna każdego
i dlatego jest o wiele lepszym agentem niż ta świnia, którą ostatnio zatrudniłem.
- Mądrze, że go wziąłeś - zgodził się Peregrine. - Sądzę, że to zawsze błąd
przyjmować kogoś obcego.
- Zgadzam się i, jak mówisz, mądrze postąpiłem w tej szczególnej sprawie.
- I w wielu innych także - rzekł Peregrine z uśmiechem. - A teraz wrócę do
naprawdę ważnego pytania - kiedy wyjmiesz Kistnę jak królika z kapelusza i
zaczniesz zwodzić Branscombe'a?
- Nie jest jeszcze gotowa!
- Osobiście nie sądzę, aby to długo potrwało.
- Tak naprawdę chodzi ci o to, że nudzisz się tutaj i chcesz wracać do
Londynu.
- Nic takiego nie powiedziałem! - zaprotestował ostro Peregrine. - Zawsze
lubiłem z tobą przebywać, Linden. I dopóki mam doskonałe konie do jazdy i
twoją piwnicę z winami do dyspozycji, nie narzekam.
- A co z Molly czy jak jej tam na imię? Peregrine zaśmiał się.
- Nigdy tak naprawdę nie było mnie na nią stać i będąc tutaj z tobą
oszczędzam na jej utrzymaniu i ewentualnych podarunkach, które musiałbym
jej dawać - nawet gdybym nie mógł za nie zapłacić!
- Cieszę się, że ci mogę służyć!
- Dobrze się bawię i to nie jest udawanie! Mam przeczucie, chociaż mogę się
mylić, że ty tak samo.
Markiz nie od razu odpowiedział, a Peregrine nawet bez jego zapewnień
wiedział, że jego przyjaciel nawet w połowie nie był tak znudzony jak przed
wyścigiem Derby. Niewątpliwie nic go wtedy szczególnie nie interesowało.
Romans z Isobel dobiegał końca i jedyne, czego można było się spodziewać, to
znanej rundki rozrywek i tego samego tłumu przyjaciół i darmozjadów.
Peregrine pomyślał, że bez wątpienia Kistna wniosła w jego życie coś, czego
mu było brak. Markiz rzeczywiście koncentrował się poważnie na tym, aby
nabyła gracji i cech wymaganych od debiutantki.
- Więcej nawet - powiedział Peregrine'wi - bo Mirabelle różni się od
większości młodych dziewcząt w jej wieku.
- Pod jakimi względami?
- Ponieważ zawsze była tak bogata - odrzekł markiz - miała najlepszych
nauczycieli; nie tylko w zakresie edukacji, ale i talentów, jakich oczekuje się od
młodej dziewczyny na  małżeńskim rynku".
Peregrine uniósł brwi.
-  Małżeński rynek"?
- A czymże innym to jest? - dociekał markiz. - Rodzice tych dziewcząt
przygotowują je jak konie na pokazy i przywożą do Londynu, aby paradowały
przed kawalerami takimi jak ty i ja w nadziei oczarowania odpowiedniego
kandydata na męża.
Mówił tak cynicznie, że Peregrine spojrzał na niego zaskoczony. Zaśmiał
się.
- A czego innego od nich oczekujesz? - spytał. - Jedynym celem w życiu
kobiety jest wyjście za mąż.
- A mężczyzny uniknąć tego! Peregrine przemyślał to stwierdzenie.
- To nie jest do końca prawdą. Mimo wszystko, jeżeli mój bratnie będzie
miał godnego pożałowania wypadku, nie ma znaczenia czy zostanę kawalerem
do końca życia Ty natomiast musisz budować dynastię i wcześniej czy pózniej
mieć syna, a raczej dwóch lub trzech, na wszelki wypadek!
- Wtłaczano mi do głowy niemalże od momentu moich narodzin, że to mój [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl