[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziesiąta. Jerzy Batura siedział na brzegu swojej pryczy i przecierał oczy. W progu
sypialni stał Dutch trzymający parujący kubek z kawą.
- Ruszajcie się! - przemówił. - Mamy słoneczny dzień, idealny na załatwianie
ciemnych interesów naszego wspaniałego pryncypała, który nie może wydostać się z
aresztu w Wielkiej Brytanii.
- Znowu za dużo kłapiesz jęzorem! - krzyknął Ed.
- Co to za wrzaski?! - do pokoju wszedł Mel.
- Idę pod prysznic - oznajmiłem wstając i biorąc przybory toaletowe. - Nie jestem w
wojsku, by facet, któremu wydaje się, że ma małą armię, mógł mi wrzeszczeć nad
37
uchem - powiedziałem do Mela. - Chcesz, żebym z nim zszedł pod wodę i dobrze
wykonał robotę, to go uspokój.
Ed nic nie powiedział, tylko z zaciśniętymi ustami wyszedł.
- Moglibyście jednak mieć w sobie choć trochę dyscypliny - ton głosu Mela był
bardziej ugodowy.
- Peace, bracie! - Dutch obrócił się na pięcie i poszedł do kuchni.
Szybko wykąpałem się i powędrowałem do jadalni, gdzie przy kuchni znowu rządził
Olaf. Na talerz położył mi spory kawałek łososia przygotowanego na elektrycznym
grillu i górę sałatki z owoców z puszki. Był to lekki i bardzo pożywny posiłek. Do picia
otrzymałem tylko sok pomarańczowy. Zjadłem, spakowałem swoje rzeczy do plecaka i
z Jerzym poszliśmy do składu, skąd zabraliśmy mój sprzęt do nurkowania.
Eskortowani przez Eda zeszliśmy do kutra, gdzie czekali pozostali członkowie ekipy.
Piętro niżej niż to, na którym spaliśmy, widziałem korytarz z gęsto rozmieszczonymi,
zamkniętymi drzwiami. Tu wszystko było odnowione. Wejście na następny poziom, z
celami, gdzie więziono Zuzannę i staruszka, było zastawione drewnianymi skrzyniami.
Wszyscy byliśmy ciepło ubrani, w czapki i kurtki, tylko Mel pozostał w koszulce.
- Ty nie boisz się zimnego wiatru? - zapytał go Batura.
- Nie, bo ja zostaję w bazie - odpowiedział Mel. - Akcją będzie dowodził Ed.
- Po co mam płynąć na morze, skoro nie mam żadnego zadania do wykonania? -
dopytywał się Batura. Starał się zachować spokój i żeby jego pytania wyrażały tylko
zaskoczenie zmianą planów.
- Zawsze przyda się dodatkowa para rąk do pracy, a ja muszę pilnować radiostacji -
odparł Mel.
Wsiedliśmy na kuter, który lekko drżał, a spod pokładu dobiegało ciche warczenie
silnika. Olaf i Ed weszli do sterówki, Dutch zniknął w kabinie, gdzie znajdowały się
sonary. Z Batura zdjęliśmy cumy z pachołków na pomoście i Boston powoli
popłynął w kierunku wyjścia. Obejrzałem się na pomost, gdzie stał uśmiechnięty Mel.
Usiadłem pod daszkiem i sprawdzałem, czy sprzęt do nurkowania jest sprawny.
Batura rozsiadł się na ławce przy lewej burcie i obserwował drzwi nadbudówki.
- I co teraz zrobimy? - zapytał.
- Zejdę pod wodę, postaram się otworzyć sejf, cało wypłynąć, a w drodze powrotnej
coś wymyślimy - odpowiedziałem.
- Czy to nie nazbyt proste?
- A po co mamy martwić się na zapas? Do ciebie bardziej pasuje styl myślenia
Jamesa Bonda: Umrę innego dnia . Tego się trzymaj.
- Może oni coś podejrzewają?
- Jeśli tak jest, to postanowili wykorzystać nas. Może jednak niepotrzebnie
panikujesz i tylko rzeczywiście musieli kogoś zostawić przy radiostacji.
- Jeśli Sebedian wyjdzie na wolność, możemy mieć kłopoty.
- Jakie? Dotrze tu najprędzej dziś wieczorem, a wtedy my mamy być już w drodze
powrotnej do Polski. Czy nie tak. Pysiu?
- Zadziwia mnie twój spokój.
- To tylko chłodna analiza naszej sytuacji. Dla Mela, Eda czy Olafa jesteśmy tylko
Kurtem i Foką. Tylko Sebedian wie, kim naprawdę jesteśmy. Chodz tu i przytrzymaj tę
butlę - poprosiłem Baturę.
38
Przysunął się bliżej, a kiedy pochylił się, żeby wykonać moje polecenie, podałem mu
nadajniki. Błyskawicznie wsunął je do kieszeni kurtki i spodni.
- Co to jest? - zapytał siadając prosto.
- Nadajniki, które mogą nam uratować życie. Uruchom je, gdybyś zauważył, że
dzieje się coś podejrzanego. Jedno pudełko miej cały czas przy sobie. Jest duża szansa,
że przybędzie ktoś, kto ci pomoże.
- Dla kogo teraz pracujesz?
- Dla Sebediana - uśmiechnąłem się. - Chodzmy zagrzać się w kabinie.
Olaf siedział na fotelu za sterem. Kopcił fajkę, z której cybucha wydobywała się
słaba smużka dymu.
- I co, wilki morskie? - zagadnął. - Ty, pilocie, mało jadłeś, to dobrze się czujesz -
roześmiał się.
- Nigdy nie miałem choroby morskiej - odpowiedział Batura.
Ed stał przy stole, na którym leżała nawigacyjna mapa Bałtyku i szkice Goi .
- Foka, podejdz tu - przywołał mnie. - Do sejfu dobierzemy się od tej strony -
pokazywał palcem. - Sejf był umocowany do podłoża i nie wiemy, w jakim jest stanie i
jak do niego można się dostać. Do ciebie będzie należała ocena, czy rozwalisz pół
statku i sejf, czy tylko jedną ściankę kasy pancernej. Wyjmujemy tylko jedną rzecz.
%7ładnego szabru, wszystko zostawiasz jak było. Jasne?
- Co mamy wyjąć? - dopytywałem się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]